— O mały włos bym oblała, Gailet — powiedziała Michaela. Jej palce drżały w uścisku dłoni koleżanki.
— No, tylko się nie waż zemdleć, Michaela — odparła uspokajającym głosem Gailet. Pogłaskała wilgotne od potu loki swej towarzyszki. — Jesteś moją siłą. Nie dałabym sobie rady, gdyby ciebie ze mną nie było.
W brązowych oczach Michaeli widoczna była łagodna wdzięczność pomieszana z ironią.
— Bujasz, Gailet. To bardzo miło, że tak mówisz, ale nie potrzebujesz nikogo z nas, a już zwłaszcza mnie. Wszystko, co ja mogę zaliczyć, to dla ciebie betka.
Rzecz jasna nie była to, ściśle mówiąc, prawda. Gailet połapała się już, że egzaminy przygotowywane przez Instytut Wspomagania były w jakiś sposób wyważone tak, by zmierzyć nie tylko inteligencję badanego, lecz również to, jak bardzo się on stara. Oczywiście Gailet miała nad większością pozostałych szymów przewagę wyszkolenia i być może również ilorazu inteligencji, ale w każdym następnym stadium jej próby również stawały się coraz trudniejsze.
Następny szym nadzorowany — znany jako Weasel — wyłonił się z budki i podszedł powolnym krokiem do miejsca, gdzie czekał Irongrip wraz z trzecim członkiem ich bandy. Weasel nie sprawiał wrażenia zbytnio zmęczonego. W gruncie rzeczy wszyscy trzej jeszcze nie wyeliminowani nadzorowani wyglądali na spokojnych i pewnych siebie. Irongrip zauważył spojrzenie Gailet i puścił do niej oko. Szymka odwróciła się szybko.
Później wyłonił się ostatni szym, który potrząsnął głową.
— To już wszyscy… — stwierdził.
— A więc profesor Simmins?
Gdy szym wzruszył ramionami, Gailet westchnęła. To po prostu nie miało sensu. Coś tu było nie w porządku, jeśli wspaniałe, wykształcone szymy oblewały testy, które mimo to nie wyeliminowały bandy Irongripa już na samym początku.
Rzecz jasna. Instytut Wspomagania mógł oceniać „stopień zaawansowania” inaczej niż prowadzony przez ludzi Ziemski Klan. Ostatecznie Irongrip, Weasel i Steelbar byli inteligentni. Galaktowie mogli nie uważać rozmaitych skaz na charakterze nadzorowanych za tak straszliwe i odrażające, jakimi były dla Terran.
A jednak nie. Wcale nie o to chodziło. Gailet zdała sobie z tego sprawę, gdy wraz z Michaelą minęły grupę około dwudziestu szymów, które jeszcze pozostały, by ponownie poprowadzić marsz ku górze. Wiedziała, że musi się za tym kryć coś innego. Nadzorowani byli po prostu zbyt pewni siebie. Wiedzieli skądś, że gra nie jest czysta.
Mogło to przyprawić o szok. Galaktyczne Instytuty miały podobno być nieskazitelne. Tak jednak wyglądała prawda. Gailet zastanowiła się, co — jeśli cokolwiek — można w tej sprawie zrobić.
Gdy zbliżali się do kolejnego stanowiska — obsadzonego przez pulchną, pokrytą zrogowaciałą skórą sorańską inspektorkę oraz sześć robotów — Gailet rozejrzała się wkoło i po raz pierwszy zwróciła na coś uwagę: niemal wszyscy z jaskrawo odzianych galaktycznych obserwatorów — nieziemców nie związanych z Instytutem, którzy przybyli tu przyglądać się i zajmować nieoficjalną dyplomacją — oddalili się. Było widać jeszcze kilku z nich, którzy schodzili szybko w dół zbocza w kierunku wschodnim, jak gdyby przyciągało ich coś interesującego, co się tam działo.
Rzecz jasna, nie zadadzą sobie trudu, by nam powiedzieć, co jest grane — pomyślała z goryczą.
— Dobra, Gailet — Michaelą westchnęła. — Znowu zapychasz pierwsza. Pokaż no im, że potrafimy ekstra nawijać.
A więc nawet pedantyczna nauczycielka mogła używać fizolskiego żargonu jako pozy i symbolu więzi, Gailet westchnęła.
— Się robi. Idę to wykręcić.
Irongrip uśmiechnął się do niej, lecz Gailet zignorowała go. Podeszła do Soranki, pokłoniła się jej i poddała zabiegom robotów.
89. Galaktowie
Suzeren Wiązki i Szponu stąpał dumnie tam i z powrotem pod poruszającym się na wietrze materiałem namiotu Instytutu Wspomagania. Głos gubryjskiego admirała pulsował wibratem oburzenia.
— To nieznośne! Niewiarygodne! Niedopuszczalne! Tę inwazję trzeba zatrzymać, powstrzymać, postawić w stan zawieszenia!
Gładka rutyna normalnej Ceremonii Wspomaganiowej rozpadła się na kawałki. Dostojnicy i egzaminatorzy z Instytutu — Galaktowie o najrozmaitszych kształtach i rozmiarach — popędzili teraz pod wielki baldachim, by pośpiesznie skonsultować się z przenośnymi Bibliotekami w poszukiwaniu precedensu wydarzenia, jakiego żaden z nich dotąd nie widział ani nawet sobie nie wyobrażał. Nieoczekiwane zaburzenia wywołały chaos wszędzie, zwłaszcza jednak w tym zakątku, gdzie Suzeren tańczył taniec oburzenia przed przypominającą pająka istotą.
Naczelny Egzaminator, pająkokształtna Serentinka, stała zrelaksowana w kręgu zbiorników danych, wysłuchując z uwagą skargi gubryjskiego oficera.
— Niech zostanie to osądzone jako pogwałcenie, naruszenie, poważne przestępstwo! Moi żołnierze z surowością wymuszą przestrzeganie poprawności!
Suzeren otrzepał upierzenie, by zademonstrować różowawy odcień, widoczny już pod zewnętrzną warstwą piór, jak gdyby Serentince mogło zaimponować, że admirał jest już niemal samicą, niemal królową.
Naczelny Egzaminator pozostała jednak nieporuszona. Ostatecznie Serentinki wszystkie były samicami, cóż więc w tym było takiego nadzwyczajnego?
Nie okazała jednak po sobie rozbawienia.
— Nowo przybyli spełniają wszystkie kryteria wymagane dla dopuszczenia do udziału w tej ceremonii — odpowiedziała cierpliwie w trzecim galaktycznym. — Rzecz jasna, wywołali konsternację i będzie się wiele o tym mówić jeszcze długo po tym, gdy dzisiejszy dzień dobiegnie końca, niemniej stanowią oni tylko jeden z wielu elementów tej ceremonii, które są, hmm, niekonwencjonalne.
Gubru otworzył, po czym zamknął, dziób.
— Co chce pani przez to powiedzieć?
— To, że jest to najbardziej nieprzepisowa Ceremonia Wspomaganiowa od megalat. Już kilkakrotnie zastanawiałam się, czy nie odwołać jej całkowicie.
— Nie odważy się pani! Złożylibyśmy odwołanie, domagali zadośćuczynienia, domagali rekompensaty…
— Och, to by wam było w smak, prawda? — Naczelny Egzaminator westchnęła. — Wszyscy wiedzą, że Gubru nadmiernie rozciągnęli siły. Orzeczenie przeciwko jednemu z Instytutów pokryłoby część waszych kosztów, co?
Tym razem Gubru milczał. Naczelny Egzaminator użyła dwóch czułków, by podrapać się w szczelinę w skorupie.
— Kilku z moich współpracowników sądzi, że taki był od początku wasz plan. W zaplanowanej przez was ceremonii jest bardzo wiele nieprawidłowości. Po bliższym zbadaniu jednak okazuje się, że każda z nich zatrzymuje się tuż przed granicą nielegalności. Potrafiliście sprytnie wyszukać precedensy i luki prawne. Na przykład sprawa zaaprobowania przez ludzi ceremonii urządzonej dla ich własnych podopiecznych. Nie jest jasne, czy ci wzięci przez was na zakładników dostojnicy rozumieli, na co się zgadzają, gdy podpisywali dokumenty, które mi przedstawiliście.
— Zaoferowano im — umożliwiono — dostęp do Biblioteki.
— Dzikusy nie słyną z umiejętności posługiwania się nią. Istnieje podejrzenie, że ich zmuszono.
— Mamy deklarację akceptacji z Ziemi! Z ich świata rodzinnego! Z gniazda ich matek!
— To fakt — zgodziła się Serentinka. — Przyjęli waszą propozycję pokoju i darmowej ceremonii. Jaki ubogi gatunek dzikusów znajdujących się w tak okropnym położeniu mógłby odrzucić podobną ofertę? Analiza semantyczna wykazuje jednak, że sądzili oni, iż wyrażają jedynie zgodę na dalsze przedyskutowanie sprawy! Najwyraźniej nie rozumieli, że nabyliście prawa do ich dawnych próśb, z których część złożono ponad pięćdziesiąt paktaarów temu! Ten fakt pozwolił na anulowanie okresu oczekiwania.
— To nie nasza sprawa, jak to zinterpretowali — odparł Suzeren Wiązki i Szponu.
— W rzeczy samej. A czy Suzeren Poprawności zgadza się z tą opinią?
Tym razem odpowiedzią było jedynie milczenie. Wreszcie Naczelny Egzaminator uniosła obie przednie nogi i skrzyżowała je w ceremonialnym pokłonie.
— Przyjmujemy do wiadomości wasz protest. Ceremonia będzie kontynuowana, zgodnie ze starożytnymi zasadami ustanowionymi przez Przodków.
Gubryjski dowódca nie miał wyboru. Pokłonił się w odpowiedzi, po czym odwrócił się i wypadł na zewnątrz, przepychając się gniewnie przez tłum swych strażników i adiutantów. Gdy przeszedł, pozostawił ich za sobą, gdaczących i wstrząśniętych.
Egzaminator zwróciła się do swego asystenta, robota.
— O czym rozmawialiśmy, zanim przyszedł Suzeren?
— O zbliżającym się statku, którego pasażerowie powołują się na przysługujący im glejt dyplomatyczny oraz status obserwatorów — odrzekła maszyna w pierwszym galaktycznym.
— Ach tak. O nich.
— Robią się coraz bardziej podenerwowani, gdyż wygląda na to, że gubryjskie myśliwce przechwytujące za chwilę odetną im drogę i mogą wyrządzić im szkodę.
Egzaminator wahała się tylko przez chwilę.
— Poinformuj, proszę, zbliżających się posłów, że nadzwyczaj nas uszczęśliwi spełnienie ich prośby. Powinni się udać bezpośrednio na kopiec, gdzie znajdą się pod opieką Instytutu Wspomagania.
Robot oddalił się pośpiesznie, by wykonać rozkaz. Jednocześnie zbliżyli się inni asystenci, którzy wymachiwali odczytami i obrazowali wstępne raporty odnoszące się do kolejnych anomalii. Holo-ekrany zapalały się jeden za drugim, by ukazać zgromadzony u podstawy wzgórza tłum, który wyłaził z zardzewiałych łodzi i piął się pod górę po nie strzeżonych zboczach.
— To wydarzenie staje się coraz bardziej interesujące — westchnęła z zadumą Naczelny Egzaminator. — Ciekawe, do czego też dojdzie teraz?