Выбрать главу

– Chciałbym, żebyśmy porozmawiali – powiedział mu Irenicus. – My dwaj.

Koordynator uśmiechnął się słabo i po jego wysokiej, łysej skroni zaczęła spływać powoli kropla potu. Był niskim mężczyzną zaokrąglonym od wielu lat braku aktywności. Odziany był dobrze, lecz prosto, i nie miał żadnej broni poza tym, co najwyraźniej uważał za władczą wolę.

– Możemy – rzekł koordynator, dorównując głosowi Irenicusa rytmem i tonem. – Zrobimy to.

– Koordynatorze? – odezwał się jeden ze strażników. Irenicus zdumiał się jego spostrzegawczością i poczuł przemijające pragnienie, by go zabić.

– Wszystko z nim w porządku – powiedział Irenicus, nie patrząc na strażnika, lecz utrzymując wzrok na koordynatorze. – Prawda, proszę pana?

– Wszystko w porządku – rzekł koordynator łamiącym się głosem. Kropla potu dotarła do jego lekko zaokrąglonej żuchwy i zawisła tam, odbijając blask trzech oświetlających pomieszczenie pochodni.

Ktoś daleko wrzasnął trzykrotnie, za każdym razem w dokładnie ten sam sposób.

Irenicus uśmiechnął się i rzekł – Wszystko tutaj będzie w jak najlepszym porządku.

Rozdział piąty

Oczywiście, że zamierzał do nich wrócić. Co innego mógłby zrobić?

Abdel znalazł w Miedzianej Mitrze litość – ubranie, jedzenie oraz miejsce, by pożegnać się z Minsciem. Po spożyciu kurczaka i wypiciu wody poczuł, jak rozjaśnia mu się umysł. Przyszedł do tawerny wyczerpany, wciąż zataczając się po długim okresie braku przytomności. Żądał widzenia z kapitanem Orhotekiem i choć w tamtej chwili wydawało się to całkowicie rozsądne, teraz musiał przyznać przed sobą samym, że nie znał tego mężczyzny, słyszał opowieści o nim, lecz nigdy go nie poznał. Abdel wyglądał na szalonego i głosił rzeczy, które były w najlepszym przypadku trudne do uwierzenia. Wiedział, że zostawił Jaheirę, lecz nie wiedział, czy żyje, czy też jest martwa, jednak nie był już taki pewien, czy była tam również Imoen. Tamta kobieta brzmiała jak ona, wyglądała jak ona, jednak czy naprawdę nią była?

Abdel złożył głowę w dłoniach i poczuł, jak pokrywający jego palce tłuszcz miesza się z wyschniętym potem i brudem. Głowa mu zwisła i niemal zasnął. Wiedząc, że nie może zostawić Jaheiry Złodziejom Cienia – czy komukolwiek innemu, kim byli porywacze – na tak długo, jak by spał, gdyby sobie na to pozwolił, Abdel walczył ze sobą, by wstać. Zakręciło mu się w głowie. Kiedy jednak się podniósł, zaczął się czuć lepiej. Minsc podszedł, trzymając tacę pełną pustych dzbanów i brudnych naczyń. Napotkał wzrok Abdela i uśmiechnął się. Mały chomik wyjrzał z kieszonki w już zabrudzonym fartuchu Minsca i spojrzał na najemnika.

Abdel starał się odpowiedzieć mu uśmiechem, lecz nie mógł. Odwrócił się i przeszedł przez drzwi w tylnej ścianie pomieszczenia barowego, przez które, jak widział, wyszło kilku klientów. Znalazł się w alejce, gdzie stały dwie beczki z wodą, otwarte na ciepłą noc. Abdel podszedł do jednej z baryłek i po chluśnięciu sobie w twarz garścią wody zdenerwował się i po prostu włożył głowę do ciepławej wody.

Potarł się w twarz i włosy, drapiąc swędzącą czaszkę, po czym ściągnął za ciasną koszulę, którą pożyczył od barmana, i upuścił na ziemię. Abdel mył się gwałtownymi ruchami, by się obudzić. Nie miał planu i wciąż nie myślał jeszcze wystarczająco dobrze, by móc jakiś sformułować. Wszystkim co wiedział, było to, że nie chciał walczyć za pomocą lekkiego, długiego miecza, który zabrał żołnierzowi. Miał jeden z mieczy, podobnie jak Minsc. Rudowłosy mężczyzna wydawał się odnaleźć miejsce, w którym chciał się osiedlić, więc Abdel uznał, że szaleniec nie będzie potrzebował swojej broni. Być może Abdelowi udałoby się przehandlować te dwie klingi za jedną porządniejszą, wiedział jednak, że musi poczekać do poranka, jeśli chciał to zrobić.

Z tego co wiedział, jego własna broń oraz zbroja mogły zostać we Wrotach Baldura, lecz równie dobrze mogły znajdować się gdzieś pod tym magazynem, z Jaheirą. Zanim zrobi cokolwiek innego, musiał tam wrócić.

– Powinieneś spać – powiedział głos za nim, a on nie trudził się gwałtownym obracaniem. Odwrócił się powoli i ujrzał stojącą w drzwiach Bodhi, opierającą się niedbale o framugę.

– Muszę tam wrócić – rzekł do niej i skierował się z powrotem do beczki.

– Żeby znaleźć swoją żonę? – spytała.

Usłyszał jej zbliżające się od tyłu lekkie kroki.

– Nie jest moją żoną – odparł Abdel. – Nie obchodzi mnie, czy mi wierzysz.

Podeszła do niego i kącikiem oka ujrzał jej uśmiech.

– O poranku mogę cię zaprowadzić do kogoś z milicji, a może nawet z rady.

Wiedział, że stara mu się przypodobać i jedynie parsknął. Uśmiechnęła się znów i podeszła do baryłki. Zanurzyła głowę w wodzie i podniosła ją szybko, pozwalając, by ciecz spłynęła jej po ramionach na lekki materiał sukni.

– To przyjemne – powiedziała cicho, przejeżdżając palcami po włosach i zamykając oczy.

Mokra suknia zaczęła do niej przylegać, zarysowując szczegóły jej ciała, które przyciągały wzrok Abdela, jak robiłyby to z każdym mężczyzną. Zauważyła, że na nią patrzy i opuściła wzrok. Abdel był zbyt zmęczony i zbyt martwił się o Jaheirę, jednak przede wszystkim był zbyt rozczarowany sobą, by się zaczerwienić.

– Możesz mnie dotknąć – powiedziała. – Chcę, żebyś to zrobił.

Westchnął i odstąpił o krok.

– Muszę iść.

– O poranku – rzekła, podchodząc do niego i zatrzymując się o centymetr od jego nagiej piersi. – Proszę.

– Kocham ją – powiedział jej.

– Może być martwa – rzekła Bodhi zbyt bezceremonialnie, a Abdel powstrzymał się przed posłaniem jej uderzeniem na przeciwległą stronę alejki.

– Dlatego muszę iść – powiedział zamiast tego.

Bodhi nie podążyła za nim, kiedy odszedł od niej szybko o trzy kroki i pochylił się, by podnieść koszulę.

– Musi być bardzo piękna – rzekła.

Abdel nie czuł potrzeby, by odpowiedzieć.

– Mogę ci pomóc.

Spojrzał na nią, marszcząc brwi.

– Potrzebujesz złota, nieprawdaż? – kontynuowała. – Gaelan wie, gdzie ona jest. On wie takie rzeczy, ale o złocie mówi poważnie. Możesz go zabić, jeśli chcesz, ale nic ci nie powie, jeżeli mu najpierw nie zapłacisz. Właśnie tak postępuje.

– Co chcesz, żebym zrobił? – spytał ją.

– Aran Linvail – powiedziała. – Słyszałeś o nim?

– Nie. A powinienem?

– Zasługuje, by umrzeć – rzekła. – Za jego głowę jest nagroda.

– Jestem teraz skrytobójcą?

Uśmiechnęła się, a Abdel odwrócił wzrok, aby nie musieć odwzajemniać uśmiechu.

– Możesz być łowcą nagród. Linvail jest skrytobójcą, bardzo zasłużonym.

Abdel uznał, że musi jej wierzyć na słowo. Koszula znów się rozerwała, gdy próbował ją założyć. Była dla niego za mała, a teraz, gdy namokła, nie wyglądało na to, żeby dała się założyć. Abdel słuchał kobiety jedynie jednym uchem.

– Znam kogoś, kto zapłaci trzydzieści tysięcy sztuk złota za jego głowę – powiedziała. – Oni mają monety, Abdelu, i zapłacą nimi.

Przerwał, dał sobie spokój z koszulą i spojrzał na nią stanowczo.

– Chcesz, żebym zabijał dla złota?

Uśmiechnęła się znów, a Abdela uderzyło, jak bardzo była piękna. Jej suknia wciąż była mokra i nie robiła nic, by się przed nim ukryć.

Odwrócił się i poszedł do drzwi, gdy powiedziała – Czy możesz sobie pozwolić na to, żeby tego nie robić? Masz parę starych spodni mojego brata i skradziony miecz, Abdelu, i to wszystko. Zgodnie z twoimi własnymi słowami nawet nie jesteś stąd. Ja cię lubię, ale nie będzie tak ze wszystkimi.