Выбрать главу

– Kim jest twój szef? – powtórzył Abdel, gdy Zgrywus wyciągnął pogrzebacz z gorących węgli i przeciągnął nim w poprzek klatki piersiowej Abdela. Wrzasnął, czując jak pali mu się skóra i włosy, czując każdy pojawiający się pęcherz i każdy spalony centymetr skóry, czując ból, który wydawał się niemal żyjącą istotą. Jego wrzask zagłuszył większość odpowiedzi Zgrywusa na jego ostatnie pytanie, jednak Abdel był pewien, że usłyszał, jak mężczyzna mówi Złodzieje Cienia.

Nie był chyba w Amn, prawda?

Abdel widział, jak Jaheira została zamordowana przez Sarevoka. Kiedy przeszedł do rozlewania niegodziwej krwi swego przyrodniego brata, Jaheira została przywrócona światu żyjących poprzez modlitwy kapłanów Gonda na prośbę przyszłego wielkiego księcia Angelo z Wrót Baldura. Minął pełen dzień od śmierci Sarevoka, gdy Abdel znów ujrzał Jaheirę żywą. Płakała w jego ramionach, a Abdel, wysączony ze zdolności odczuwania czegokolwiek, po prostu ją trzymał. Mało spali, jednak istniało uczucie ulgi. Tak wiele się skończyło, jednak też tak wiele zostało stracone. Zamiast spać, chodzili na długie spacery ciemnymi ulicami Wrót Baldura. Mieszkańcy, kupcy i żołnierze rozpoznawali Abdela i kiwali podbródkami, wyrażając milczące podziękowania. Wieści o śmiercionośnych planach Sarevoka rozniosły się szybko we Wrotach Baldura, mieście, które, tak jak wiele innych, opierało się na plotkach.

Znów szli razem, tej ostatniej nocy żadne z nich się nie odzywało. Ręka Jaheiry zwisała bezwładnie w zagięciu łokcia Abdela. Każde jej dwa kroki równały się jednemu długiemu jego i choć zmęczone walką kolana bolały go, gdy musiał iść tak wolno, był szczęśliwy, będąc przy niej. Co jakiś czas spoglądał na nią, a ona tylko się uśmiechała.

Ci mężczyźni wyłonili się z cieni niczym zawodowi porywacze. Zanim się ukazali, już otoczyli Abdela i Jaheirę. Abdelowi zajęło jedynie mgnienie oka uświadomienie sobie, co się dzieje, a nie więcej wyciągnięcie miecza. W tym samym czasie trzech porywaczy podeszło.

Abdel zakręcił mieczem nad głową i został zaskoczony przez przenikliwy zgrzyt metalu o metal, a później przez mocne szarpnięcie, które zdołało wyrwać mu ostrze z rąk. Jego ręce wciąż posuwały się szybko i z impetem do przodu – jeszcze szybciej, bowiem nie obciążał już ich miecz – i niezbyt trudne było zmienienie kierunku tego zamachu w wystarczający sposób, by wbić ciężką prawą pięść w zamaskowaną twarz mężczyzny. Rozległo się głośne chrupnięcie i Abdel poczuł, jak nos napastnika zapada się pod ciosem.

Jaheira jęknęła, a gdy Abdel spojrzał na nią, zauważył, że zamaskowany mężczyzna trzyma głowę półelfki w bolesnym chwycie pod ramieniem.

– Złamię jej… – zaczął mówić mężczyzna, lecz dokończył na gwałtownym wydechu, gdy Jaheira wbiła mu mocno łokieć w żebra. Jego chwyt został dostatecznie rozluźniony, by mogła się wyrwać, a Abdel zerknął za siebie.

Kolejny zamaskowany mężczyzna odwijał długi łańcuch z czarnej stali z ciężkiego miecza Abdela. Abdel pokonał dwa dzielące go od niego długie kroki, a mężczyzna uchylił się przed pierwszym kopnięciem z podziwu godną szybkością. Ślizgając się na mokrym bruku, by uniknąć lewej pięści Abdela, napastnik przesunął łańcuch na bok i zmrużył ostrzegawczo oczy.

Ogromny najemnik uśmiechnął się tylko i zamarkował atak. Zamaskowany mężczyzna dał się oszukać i zamachnął się łańcuchem wysoko, w poprzek twarzy Abdela, jednak nie wystarczająco daleko. Abdel ugodził go mocno w żebra lewą dłonią i z płuc zamaskowanego wyleciało całe powietrze. Złoczyńca padł na kolana. Abdel powalił go kopnięciem w głowę.

Jaheira znów uderzyła łokciem, tym razem wyżej, w twarz przeciwnika. Ten mężczyzna również padł na ziemię, a Jaheira uśmiechnęła się do Abdela i niemal puściła oko, gdy kolejny zamaskowany napastnik złapał ją od tyłu.

– Dość tego – z cieni zawołał głos z wyraźnym akcentem. – Po prostu ich schwytajcie. – Głos był władczy i niecierpliwy, jednak zamaskowani mężczyźni wydawali się w ogóle na niego nie reagować.

Jaheira została pociągnięta w tył i podniesiona przez znacznie większego mężczyznę, który uchwycił ją od tyłu, a w Abdelu krew zagotowała się na ten widok. Ktoś złapał go szorstko z tyłu, a Abdel pochylił się szybko w przód, ciskając napastnika na ulicę z trzaskiem, przekleństwem oraz zgrzytem metalu o kamień, gdy sztylet odzianego na ciemno mężczyzny wyślizgnął mu się z garści.

Abdel podniósł stopę, by przygnieść mężczyznę, wtem usłyszał – Pomiot Bhaala!

Ciało Abdela obróciło się niemal tak szybko jak jego głowa i udało mu się stanąć przed człowiekiem, który ośmielił się tak go nazwać po tym wszystkim, co przeszedł, by uwolnić Faerun od swego brata.

Coś suchego i zaskakująco lekkiego uderzyło Abdela w pierś i w powietrzu przed nim rozsypał się proszek, tak lekki, że niemal był dymem. Abdel wciągnął powietrze, by pozwolić sobie na odpowiednie przekleństwo i w jego ustach pojawił się ostry, gorzki smak, a oczy zacisnęły się mocno.

– Abdel! – zawołała Jaheira.

Abdel warknął i odwrócił głowę. Przesunął stopę na bok, by nie odczuwać tak bardzo ogromnych wstrząsów lodzi, na której był – ale zaraz, on nie był przecież na żadnej łodzi…

Rozległo się następne lekkie puknięcie i gdy Abdel rozsunął oczy, ujrzał, że Jaheira odgarnia sprzed twarzy podobną chmurę. Zdołała na niego spojrzeć, jednak jej oczy schowały się w głąb głowy i osunęła się w ramiona stojącego za nią mężczyzny.

Abdel próbował znów warknąć, lecz poczuł jedynie mdłości. Czuł, że ktoś dotyka jego ręki i wiedział, że to nie Jaheira, próbował więc zwinąć pieść. Palce nie chciały mu się zgiąć i miał tylko jedną czystą myśl – To dziwne – zanim nie ugięły się pod nim kolana i nie stracił przytomności, zanim ujrzał, jak kamienie bruku ruszają mu na spotkanie.

Abdel ryczał z wściekłości, frustracji i żądzy krwi, jednak nie z bólu, nawet wtedy gdy Zgrywus zabrał się za drugi paznokieć swymi szczypcami o końcówkach cieniutkich jak igła.

– To też będzie bolało – mruknął samozwańczy władca lochów, po czym pociągnął mocno, odrywając paznokieć jednym szybkim, okrutnym ruchem.

Abdel zacisnął mocno zęby i przysiągł większej ilości bogów niż sądził, że mogą go słuchać, że zabije tego władcę lochów i zrobi to wkrótce.

Rozdział drugi

Jaheira zacisnęła zęby pod ciasną, metalową opaską, dzięki której musiała trzymać zamknięte usta. Mogła oddychać i pić wodę, nie mogła jednak mówić, i choć z tego co jej się wydawało, byli tu przynajmniej od dwóch dni, nie była w stanie jeść. Przez zamaskowanych porywaczy została zidentyfikowana jako czarodziejka, nie była to jednak prawda. Jaheira była druidką w służbie pani lasu, Mielikki, i mogła przyzywać tę boską moc, by wywoływać małe cuda, zwane przez ludzi czarami, nie była jednak czarodziejką. Mimo to musiała przyznać, że mieli rację uniemożliwiając jej mówienie. Mogłaby wypaczyć drewno w drzwiach, które trzymały ją w tej ciemnej, cuchnącej komnacie, przemówić do korzeni oplatających źle dopasowane kamienne bloki, z których składały się ściany, albo po prostu usunąć zgniliznę i zarazki z odstałej, gorzkiej wody, którą jej dawano. Musiałaby mówić, aby zrobić którąś z tych rzeczy.

Pamiętała, jak została porwana, gdy spacerowała z Abdelem we Wrotach Baldura, i uznała, że została zabrana do tego samego miejsca co on, choć nie widziała go, odkąd odzyskała przytomność w klatce. Kiedy się obudziła, poznała dwóch innych. Każde z nich miało własną klatkę. Mogli się widzieć, a tamci mogli mówić, byli jednak trzymani oddzielnie.