Kiedy wrócili do normalności i wydostali ją z klatki, pierwszą rzeczą jaką zrobili, było opuszczenie tego pomieszczenia. Znajdowali się w domu wariatów na wyspie przy wybrzeżu Athkatli – tyle powiedział im Abdel – jednak miejsce wydawało się nieskończoną plątaniną korytarzy i pomieszczeń, komnat i tuneli, i po chwili się zgubili. Było to najgorsze miejsce, jakie Jaheira kiedykolwiek widziała, i nawet z przywróconym, normalnym choć zmęczonym i zakłopotanym Abdelem u boku bała się, co może się znajdować za każdym rogiem.
Jedyną rzeczą o której mogła myśleć poza strachem, było proste pytanie: dlaczego nie ja? Irenicus przekształcił Abdela i Imoen, ale dlaczego nie ją? Być może była następna, a Irenicus przeraził się, zanim się do niej zabrał. Abdel i Imoen zostali jednak przemienieni tym samym rytuałem, dlaczego więc bez niej? Tylko dwoje naraz? Czy zaklęcie miało ograniczenia? Czy też chodziło o coś innego? Abdel miał w swoich żyłach krew martwego boga mordu. Dość łatwo było wysunąć przypuszczenie, że miało to coś wspólnego z tym wszystkim, ale co z Imoen? Co się działo i dlaczego ten mężczyzna to robił? Dlaczego ktoś miałby tworzyć takiego potwora, zwłaszcza jeśli nie mógłby go kontrolować? Dlaczego?
– Miałem nadzieję, że będziesz wiedziała – odpowiedział Abdel.
Jaheira niemal roześmiała się i odwróciła wzrok.
– Po prostu chcę stąd wyjść, dobrze? – rzekła Imoen, trzymając trzęsące się ręce przy dygoczącym ciele.
– Nawet nie chcę już wiedzieć, co tu się dzieje – przyznał Abdel. – Nie chcę wiedzieć, co on chciał uzyskać, robiąc nam to, co zrobił. Jeśli go znajdziemy, sam go zabiję. Jeśli nie, wszystko będzie dla mnie w porządku, gdy tylko wydostaniemy się z tego domu wariatów i wrócimy do Wrót Baldura. Chcę w końcu wieść normalne życie, niech to.
– Taa – mruknęła Imoen. – To możliwe.
Abdel skrzywił się, lecz nic nie powiedział.
– Ten Irenicus czegoś chce – powiedziała Jaheira, gdy okrążyli kolejny zakręt w wydawałoby się nie kończącym się łańcuchu rogów w krętym labiryncie domu wariatów. – Po prostu nie możemy mu pozwolić…
Coś uderzyło ją w głowę i Abdel ujrzał, jak obraca się, walczy krótko o zachowanie przytomności, po czym pada na podłogę ciemnego pomieszczenia. Istota, która zraniła Jaheirę, wyskoczyła z komnaty na korytarz i sięgnęła po Imoen. Dziewczyna uchyliła się dzięki czystemu instynktowi, a Abdel był wystarczająco blisko, by chwycić stwora za ramię.
Abdel ugodził istotę pięścią w twarz i trafił w płaski, świński nos. Czuł szorstką skórę i krawędź grubego kła. Minęło trochę czasu, odkąd Abdel miał okazję uderzyć orka w twarz i, zważywszy na wszystko, czuł się z tym dobrze. Stwór przewrócił się i z jego ręki wypadł szeroki, prosty miecz, spadając z brzękiem na podłogę. Abdel podniósł go.
Minotaur zaatakował go w chwili, gdy Abdel przeszedł przez próg słabo oświetlonego, ciasnego pomieszczenia. Zaatakował nisko, celując Abdelowi w brzuch, jednak wielki najemnik odbił z łatwością topór byczogłowego giganta za pomocą miecza orka. Zastawa ta zmusiła Abdela do wejścia dalej niż zamierzał, i minotaur wykorzystał to z zaskakującą szybkością, mierząc w szyję Abdela. Najemnik wypuścił gwałtownie i z sykiem powietrze, po czym obrócił się w tył i na bok, boleśnie naciągając sobie zmęczony mięsień na grzbiecie. Minotaur próbował pchnąć go w serce i Abdel musiał sparować z większą siłą, niż był przyzwyczajony. Obracając niewygodnie łokieć, poluźnił uchwyt na mieczu wystarczająco, by pozwolić minotaurowi złapać za rękojeść broni i wręcz wyciągnąć ją Abdelowi z dłoni.
Choć Abdel nie mógł powstrzymać przeciwnika przed rozbrojeniem go, ugodził mocno i szybko łokciem w podbródek napastnika. Cios spowodował, że stwór zachwiał się i klinga wypadła również z jego ręki. Miecz brzęknął o podłogę.
Abdel ciągnął dalej ten ruch, pochylając się do przodu i sięgając po leżącą broń. Minotaur, sam nie będąc w stanie jej chwycić, kopnął ją wystarczająco szybko, by przejechała po kamieniach podłogi z przenikliwym metalicznym zgrzytem. Zatrzymała się nieco ponad centymetr od czubków palców Abdela.
Najemnik zaklął i musiał porzucić ostrze, aby uchylić się przed skierowanym w dół cięciem stwora. Minotaur znów kopnął i miecz wślizgnął się pod płachtę, która zwisała z jakiegoś podobnego do łóżka stołu.
Abdel odsunął się gwałtownie, a wciąż częściowo oszołomiony minotaur pozwolił mu się oddalić. Najemnik przyjrzał się szybko ciasnemu pomieszczeniu i jego zawartość go w równym stopniu zaniepokoiła, co zdumiała.
W jednym z rogów znajdował się przywiązany do stołu nagi mężczyzna. Był przytomny, lecz najwyraźniej majaczył. Wokół jego ust była zawiązana ciasna, skórzana opaska. Oczy miał zamglone i nieobecne. Nie czynił żadnych prób z krępującymi go więzami. Wokół skroni i czoła miał stalową koronę, z której biegła szeroka, przypominająca wstążkę miedziana listwa. Szła ona przez prawie dwa metry do dużego, szklanego pojemnika, wypełnionego zielonkawą wodą, która pachniała mocno solanką. Leniwymi, powolnymi kręgami pływały w niej ciemne kształty, niczym grube węże, co jakiś czas muskając bok pojemnika.
– Co to za miejsce? – spytała Imoen.
– Kolejny pokój do zabaw Irenicusa, jak sądzę – odpowiedział Abdel, zerkając na czającego się minotaura i starając się nie patrzeć na płachtę, pod którą wylądował miecz. – Nie mam żadnego powodu, by z tobą walczyć, minotaurze.
Minotaur odetchnął przez nos, wywołując donośny, syczący dźwięk. Zamknął oczy, jakby uchylając się przed słowami Abdela, po czym podniósł wysoko miecz i rzucił się szybko na Abdela, idąc na palcach.
Nieuzbrojony Abdel nie był za bardzo przekonany, że przeżyje ten atak. Poczekał aż minotaur się zbliży, niemal na tyle blisko, by go zabić, po czym po prostu usiadł na kamiennej podłodze. Minotaur nie mógł się zatrzymać i nie mógł opuścić wystarczająco szybko topora, by trafić Abdela, więc parł dalej. Postawił stopę na ramieniu najemnika i wybił się w powietrze, wchodząc po ścianie za wielkim najemnikiem i stawiając stopy dalej nad jego głową. Stopy minotaura dotknęły stropu gdy się obracał lądując na podłodze o krok w lewo od Abdela. Abdel mógł być jedynym człowiekiem na Faerunie wystarczająco wielkim, by pozwolić minotaurowi na taki manewr.
W chwili gdy stopa minotaura opuścił jego bark, Abdel rzucił się do przodu i przejechał po podłodze w kierunku okrytego płachtą stołu.
Zatrzymał się daleko przed nim i zaklął głośno tuż przed tym, jak minotaur dźgnął go silnie w lewą łydkę. Abdel podniósł się na kolana i rzucił w tył, wiążąc wciąż wystające z niego ostrze grubymi, napiętymi mięśniami dolnej nogi. Abdel wiedział, że miał szczęście, iż ostrze weszło pod tym kątem. Gdyby było obrócone w drugą stronę, szeroki topór z łatwością obciąłby mu nogę. Znów zaklął głośno i bardziej warknął, niż krzyknął z bólu. Siła, z jaką Abdel schwycił ostrze, wyrwała je z ręki minotaura. Broń wibrowała w nodze najemnika i posyłała przez niego falę odczuć, które skłaniały go do mdłości.
Minotaur uderzył go mocno w twarz i Abdel potoczył się pod ciosem, zdoławszy jeszcze bardziej oddalić topór od stwora. Obrócił się, z powrotem wykręcając plecy i wyrywając topór z nogi.
Minotaur dał sobie spokój z toporem i przetoczył na jednym ramieniu w kierunku stołu. Wyciągnął gwałtownie dłoń i jednym, płynnym ruchem podniósł ją wraz z mieczem. Abdel zignorował palący ból w nodze, utrzymał równowagę w kałuży krwi wylewającej się na kamienną podłogę z szerokiej, głębokiej rany i podniósł się, ustawiając topór bojowy wystarczająco szybko przed sobą, by przyjąć atak minotaura. Ze stali uderzającej o stal posypały się iskry. Siła zastawy Abdela wystarczyła, by zmusić minotaura do cofnięcia się o krok. Stwór zderzył się ze stołem i przypięty do niego mężczyzna wzdrygnął się.