– Moglibyśmy wykorzystać twoją pomoc… – powiedziała Jaheira do wielkiego bykoczłowieka.
Minotaur przytaknął, lecz rzekł – Wasza droga nie jest moją.
– Przynajmniej powiedz nam, jak ich odnaleźć – nalegała Jaheira.
– A musimy? – spytała Imoen. Skierowała na Abdela pytające spojrzenie.
Wielki najemnik wzruszył ramionami.
– Wydaje mi się, że musimy. Nie możemy tego odpuścić. Zresztą jestem mu coś winien za ten rytuał oraz dziwne porwania tu i tam.
– Łatwa jest dół na droga – odezwał się szaleniec, który zajmował się zakładaniem z powrotem miedzianej wstęgi na głowę. – Czaszka wisi których na, drzwi do dojdziecie nie dopóki, rozwidleniu pierwszym na lewo w razy trzy skręćcie i prawo na korytarzem prostu po idźcie.
– Rozumiesz to? – Abdel spytał Jaheirę.
Druidka przytaknęła, wsłuchując się uważnie we wskazówki szaleńca.
– Ich chcecie nie – ciągnął. – Nietoperz martwy jest przybity którymi nad, drzwi przez przejdźcie i je omińcie. Rampy do was doprowadzą.
– Wiecie co? – powiedziała Imoen. – To nie sprawia, że czuję się lepiej.
– Prawo na drzwi trzecie znajdźcie i, szła będzie jak, daleko tak dół na nią zejdźcie – kontynuował szaleniec. – Dół na droga długa będzie dalej.
– Mogę sobie wyobrazić – palnęła Imoen, a Abdel zmierzył ją stanowczym spojrzeniem, które zignorowała.
– Podmroku do dotrzecie kiedy – dokończył szaleniec – wiedzieć tym o będziecie.
– Jedno pytanie – rzekła Imoen, patrząc bezpośrednio na Jaheirę. – Czy to całe Suldanesselar jest tego warte?
– Spędziłam tam sporo czasu – powiedziała Jaheira. – Tam nauczyłam się być druidką.
– Wezmę to za two…
Imoen przerwało wycie szaleńca, który wydawał się podskoczyć na stole.
– Imoen! – wrzasnął ostrzegawczo Abdel, jednak dziewczyna była już w trakcie odskakiwania.
Szaleniec nie podskoczył tak naprawdę na stole – został podniesiony.
Ze stropu zwiesiły się podobne do lin, pokryte paskudnym śluzem macki i owinęły znieruchomiałego nagle i zesztywniałego obłąkańca. Abdel, Jaheira, Imoen oraz minotaur spojrzeli jednocześnie w górę i ujrzeli źródło tych macek. Minotaur zawarczał coś w swoim gardłowym języku.
Z sufitu, nad stołem szaleńca, zwisała wielka, podobna do robala bestia, składająca się z cielistych, okrągłych worków. Jej głowa miała kształt cebuli i wyrastało z niej mrowie macek.
– Co to, na dziewięć piekieł, jest? – spytała Imoen, cofając się szybko, by oddalić się od tej istoty.
– Pełzacz gnilny – odrzekli jednocześnie Abdel, Jaheira i minotaur.
Ze wszystkich rzeczy Abdel był najbardziej zdumiony wysokością stropu. Przypomniał sobie, że minotaur przeskoczył nad nim. Stwór miał dwa metry czterdzieści, a Abdel dwa metry dziesięć, więc sufit musiał być wysoko nad nimi. W pobliżu rogu posępnego stropu widział dziurę, przez którą przelazła najwyraźniej gigantyczna bestia. Słyszał o takich istotach. Przemierzały one najgłębsze jaskinie i lochy, czyszcząc je z pozostałości martwych ciał oraz efektów ubocznych bitew. Ta najwyraźniej pomyliła szaleńca z rannym.
– Mi – jęknął szaleniec – pomóżcie.
Minotaur wskoczył na stół i zamachnął się toporem, wyciągając wysoko rękę. Jedna z macek upadła z mokrym plaskiem na stół, a minotaur zręcznie uniknął spryskania przez paraliżującą truciznę, która ją pokrywała. Pełzacz gnilny wydał z siebie syk i wycofał się do ciemnego otworu w pobliżu stropu, ciągnąć za sobą sparaliżowanego szaleńca.
– Nie będzie mi potrzebna wasza pomoc – powiedział minotaur. – Idźcie swoją drogą.
Bykoczłowiek nie czekał, by sprawdzić, czy Abdel i kobiety posłuchali go. Podskoczył, chwycił się jedną ręką krawędzi otworu i przeszedł przez niego, zanim jeszcze Abdel zdołał dojść do stołu.
Kładąc mu rękę na ramieniu, Jaheira powstrzymała go przed pójściem dalej.
– Suldanessellar – rzekła. – Irenicus.
Abdel spojrzał na nią i przytaknął, po czym popatrzył jeszcze raz na ciemny otwór i spytał – Zrozumiałyście te opaczne wskazówki?
– Ja nie – przyznała Imoen.
– Tak sądzę – odparła Jaheira.
– No to chodźmy – powiedział Abdel.
Rozdział trzynasty
Stwory zamierzały zjeść ich żywcem, co do tego Abdel był pewien. Nie wiedział natomiast, czym dokładnie były i jak miał je zabić.
– Co to za istoty?! – wrzasnęła Imoen. – I jak mamy je zabić?!
Dziewczyna wspięła się zwinnie na czubek gładkiego stalagmitu, zręcznie uchylając się przed kłapiącą paszczą, ścigającej ją dziwacznej bestii.
Abdel zwracał jedynie marginalną uwagę na tę nie najlepszą sytuację Imoen. Sam miał podobną. Jeden ze stworów rzucił się na niego i Abdel uchylił się na lewo, podnosząc szybko rękę i chwytając potwora pod kłapiącą żuchwą, po czym odtrącając go, zanim zdołał odgryźć mu twarz.
Stwory zaatakowały ich podczas jednego z krótkich i nieczęstych odpoczynków na drodze przez, wydawać by się mogło, nieskończony tunel ciągnący się głęboko pod ziemię. Istoty wyglądały jak węże lub robaki o grubych ciałach, jednak z tego, co było widać, składały się z kamienia. Ich dziwna skóra była twarda – szeroki miecz Abdela zaledwie drasnął wroga przy tych kilku razach, kiedy to udało mu się pomyślnie zaatakować – i miała kolor oraz fakturę otaczających ich skał. Choć poruszały się falistymi, wężowymi ruchami, większość ich mobilności wydawała się pochodzić z dwóch względnie ludzkich rąk, wyrastających z wężowych ciał tuż za guzełkowatymi głowami. Dwoje chłodnych, czarnych oczu lśniło w świetle naprędce zrobionej pochodni Imoen. Pod oczyma znajdowała się proporcjonalnie wielka paszcza, otoczona trójkątnymi zębami. Po sposobie, w jaki światło odbijało się od tych kłów, Abdel mógł stwierdzić, że są ostre jak brzytwa.
Głos Jaheiry odbił się głośnym echem po całej jaskini. Abdel rozumiał jedynie nieliczne słowa. Zerknął na nią, gdy obracał się, by odrzucić kamiennego robaka od siebie, i zobaczył, że druidka wciąż stoi spokojnie, z zamkniętymi oczyma, śpiewając coś, co musiało być jakąś modlitwą do jej bogini. Abdel odwrócił się, akurat w porę, by ujrzeć, jak stwór zatrzaskuje paszczę na jego piętach. Podskoczył wystarczająco szybko, by uniknąć ciosu, opadł jednak na zaokrągloną sylwetkę istoty. Poślizgnął się i rozrzucił ręce, by nie upaść. Potwór odsunął się, gdy Abdel trafiał w kamienną podłogę. Zadzwoniło mu w uszach i nie był pewien, czy Jaheira skończyła się modlić, czy też ogłuchł.
Podniósł wzrok, a Jaheira otworzyła oczy. Kolejny z potworów rzucił się na nią, a ona odsunęła się gwałtownie. W jej ruchu było coś, co wydawało się Abdelowi nieprawidłowe. Jaheira poruszała się trochę szybciej niż dotąd, a stwór wydawał się być wolniejszy od swoich towarzyszy. Abdel nie miał czasu, by przemyśleć to dziwne odczucie. Jego potworny przeciwnik znów się na niego rzucał.
Abdel odtoczył się na prawo, a istota przemknęła obok niego, jakby nagle oślepła. Abdel uśmiechnął się na pokaz słabości stwora i uderzył ją mocno w czubek głowy rękojeścią miecza. Istota wydała z siebie przenikliwy świst, który Abdel instynktownie uznał za oznakę bólu. Wyciągnął z tego korzyści i wskoczył stworowi na grzbiet. Potwór był równie długi jak Abdel wysoki, a gdy najemnik owinął go silnym ramieniem, nie czuł ciepła. Istota naprawdę była zrobiona z żyjącego kamienia.
Za nim rozległ się pełen bólu, zbyt ludzki krzyk, który wywołał Abdelowi na grzbiecie dreszcze. Jedna z jego towarzyszek padła. Wrzask zahaczał o skraj paniki, którą Abdel zbyt wyraźnie zauważał. Którakolwiek z nich to była, najemnik był pewien, że była martwa.