Spojrzał w dół, spodziewając się pokrywających go insektów, jednak to, co ujrzał, jeszcze bardziej wyprowadziło go z równowagi. Jego skóra nabrała koloru obsydianu. Poparzył na Jaheirę, która oglądała swoje ręce. Ona również stała się czarna, a jej uszy, niegdyś delikatnie spiczaste, teraz były na końcach zaostrzone niczym igły. Włosy zmieniły kolor na białe, a oczy stały się fioletowe. Imoen parzyła na swą koszulę, marszcząc czarne jak noc czoło.
– To… – powiedziała Imoen. – To po prostu…
– Wyglądacie jak drowy, brzmicie jak drowy, jesteście w stanie rozumieć język drowów – rzekła z przekonaniem smoczyca (wszystko mówiła z przekonaniem). – Będziecie mieć dostęp do miasta… jednak tylko na krótko. Czar wyczerpie się po…
– To jest takie złe – powiedział Abdel. – To jest szalone. Wszyscy powinniśmy się znaleźć z powrotem w tym domu wariatów.
– Abdelu… – rzekła Jaheira, a w jej glosie zabrzmiało ostrzeżenie.
Abdel westchnął i przez chwilę zastanawiał się, czy nie zachować milczenia, czy nie pogodzić się z tym wszystkim, czego najwyraźniej pragnęła od niego Jaheira.
– Nie – powiedział, odwracając się plecami do smoczycy. – To jest śmieszne. Dlaczego to w ogóle robimy? Zamierzamy wmaszerować po prostu do miasta drowów… miasta drowów… ponieważ mieliśmy szczęście natknąć się na smoczycę, która mówi nam, że tak powinniśmy zrobić, abyśmy mogli pokonać plany kogoś, kto jeśli chodzi o nas, już został pokonany. Jesteśmy razem. Mam, czego chciałem. A więc ten Irenicus zamierza zaatakować jakieś elfie miasto, w którym i tak nie byłbym mile widziany. Brzmi to bardziej na ich problem niż mój.
– Abdelu – rzekła Jaheira, zniecierpliwionym lecz uprzejmym głosem. – Wiem, że tak naprawdę w to nie wierzysz. Nie możesz pozwolić, aby Irenicus robił co chce z niewinnymi.
– A co z tą całą sprawą Bhaala? – spytała Imoen. – Myślisz, że to dobrze, abyśmy sobie od czasu do czasu zmieniali się w bezmyślne, mordujące potwory?
– Jest bardzo mało czasu na… – zaczęła smoczyca.
– Więc myślisz, że on to odwróci, jeśli go znajdziemy? – zapytał Abdel. – Nawet gdybyśmy jakoś przekonali go do tego, pewnie nie wiedziałby, jak to zrobić. Nie jestem nawet przekonany, czy to była jego robota. Moja krew zdradziła mnie na wiele więcej sposobów przy bardzo niewielkiej pomocy z zewnątrz.
Abdel odwrócił się do Jaheiry i powiedział – Chciałaś, żebym się zmienił, więc się zmieniłem. Teraz chcesz, żebym poszedł się zemścić. Pójdziemy za Irenicusem do tego elfiego miasta, a co potem? Zabijemy go? Poprosimy go, żeby odwrócił ten rytuał? Będziemy go o to błagać?
– Będę więcej niż szczęśliwa, mogąc go zabić – zaproponowała Imoen – jeśli ty nie chcesz.
Abdel przykucnął i złożył głowę w dłoniach.
– To go zabijmy, ale czy musimy…
Nie widział, jak smoczyca wciąga głęboki, pełny oddech, przestał jednak mówić, gdy podmuch lodowatego powietrza wręcz go uniósł. Głębiej w jaskini rozległa się seria wrzasków. Abdel przetoczył się, a kawałki szronu opadały z niego niczym płatki śniegu. Odwrócił się w kierunku krzyków i ujrzał tuzin sylwetek dosłownie zamarzniętych w miejscu. Za nimi kolejny tuzin rozproszył się pomiędzy stalaktytami. Światło pochodni było słabe, jednak Abdel nie potrzebował więcej niż sekundy, by uświadomić sobie, że owe sylwetki są drowami.
Rozdział piętnasty
Abdel widział setki osób zabijanych na setki różnych sposobów, jednak obserwowanie jak srebrna smoczyca Adalon szaleje wśród drowów, przechodziło wszystko, co mógłby sobie wyobrazić.
Ogromne stworzenie posuwało się do przodu równie szybko, jak jaszczur o wielkości stanowiącej jego jedną tysięczną. Po drodze roztrzaskało sześciu zamarzniętych drowów, a Abdel mógł jedynie odskoczyć na bok.
W jaskini odbił się echem odgłos wystrzeliwanych kusz i Abdel uznał, że widział, jak przynajmniej jeden mały bełt odbija się od lśniących, srebrnych łusek Adalon, jednak smoczyca nawet się nie wzdrygnęła. Usłyszał wiele wyciąganych mieczy i to przypomniało mu, by wyjąć własny. Kiedy ujrzał swoją dłoń, czarną dłoń, przystanął na moment.
Adalon podniosła jednego drowa wojownika – mężczyznę w lśniącej kolczudze – i ścisnęła go tak mocno, że oczy wybałuszyły mu się, zanim zginął jako krwawy strzęp z pogruchotanymi kośćmi. Adalon cisnęła go na podłogę jaskini w krwawej stercie, przed którą musiał uskoczyć jeden z jego towarzyszy.
W pobliżu smoczej głowy eksplodowało coś niczym kula ognista lub jakiś inny wyraźnie magiczny ogień, jednak ona się tylko podrapała i odrzuciła na bok drowa, który rzucił czar. Nieskuteczny mag trafił w ścianę jaskini wystarczająco mocno, by głowa pękła mu niczym jajko.
Abdel spojrzał na gromadę rozpraszających się szybko drowów i zobaczył, jak jeden z nich odwraca się od smoczycy. Drow nawiązał kontakt wzrokowy z Abdelem i najemnik skierował się do mijającej go stopy wielkiego jaszczura, jakby zamierzał ją zaatakować. Coś mówiło Abdelowi, że i tak nie przeciąłby srebrnych łusek stworzenia, ale iluzja wydawała się działać. Kiedy znów zerknął na drowa, kiwał głową, odwracając się do ucieczki.
Grupka drowów wojowników zamierzała uciec wraz z nim, jednak pchnął ich z powrotem do smoczycy i rzucił się za skalne wypiętrzenie. Mrożący dech smoczycy opadł na wojowników falami lśniącego szronu i zamroził obydwu w pół krzyku. Stali się tak zimni, że gdy smoczyca zamachnęła się w ich stronę ogonem, roztrzaskała ich, jakby byli zrobieni z dmuchanego szkła.
Idźcie! – w głowie Abdela zagrzmiał głos należący do Adalon. – Wasza trójka musi iść – nie macie za dużo czasu. Znajdźcie tego drowa, przywódcę, i wróćcie z nim do Ust Natha. Idźcie!
Jaheira chwyciła Abdela za ramię i choć wiedział, że to ona, mimo to był zaskoczony jej wyglądem. Była teraz mrocznym elfem w każdym calu, podobnie jak on i Imoen.
– Byliśmy oddziałem zwiadowczym – powiedział Abdel, zakładając, że nawet jeśli to nie podziała, wciąż będzie najprawdopodobniej w stanie zabić samotnego drowa.
Mroczny elf skinął głową i westchnął, siedząc na nierównej, kamiennej podłodze w ciemnej jaskini niczym opróżniony do połowy worek ziarna. Abdel popatrzył na Jaheirę, która spoglądała na niego z ledwo ukrywanym zdumieniem. Wiedział, że nigdy nie zdobyłby się na to, by powiedzieć jej, że podstęp był sporym ryzykiem.
Drow skulił nogi do pozycji, która Abdelowi wydawała się bolesna. Spomiędzy warg mrocznego elfa wydostało się westchnienie – bardziej powolny, miarowy wydech. Jego oczy były zamknięte i było oczywiste, że nie tylko stara się uspokoić, lecz że mu się to udaje.
– Kto dowodzi? – spytał mroczny elf, otwierając oczy i patrząc bezpośrednio na Jaheirę.
Druidka zerknęła na Abdela, a drow podążył za jej spojrzeniem. Zmarszczył brwi i wydawał się zakłopotany. Abdel miał zamiar ogłosić swoje przywództwo nad drużyną, uświadomił sobie jednak, że z jakiegoś powodu drow uważa to za niezwykłe. Abdel spojrzał na Imoen i kiwnął leciutko głową. Znali się wystarczająco długo i Abdel wiedział, że uda jej się zrozumieć, co dzieje się pomiędzy nimi a ich pełnym rezerwy nowym przyjacielem.
– Ja – powiedziała Imoen, w nowej skórze jej głos zabrzmiał dostojnie.
Drow skinął głową i rzekł – Jestem Solausein, drugi po Phaere.
Imoen nie miała pojęcia co odpowiedzieć, więc tylko kiwnęła głową.
– Zostałem wysłany, żeby zabić smoka – oznajmił Solausein.
Imoen zerknęła na Abdela, po czym powiedziała – My zostaliśmy wysłani, by zaoferować mu jeszcze jeden układ.