Выбрать главу

Abdel nie mógł nie poczuć iskry dumy. Imoen naprawdę potrafiła sprostać sytuacji.

– Cóż – rzekł drow – z całym należnym szacunkiem, ale wygląda na to, że Phaere założyła, iż wam się nie powiedzie.

– Czy założyła, że wam również? – powiedziała Imoen, podniósłszy jedną brew.

Drow spojrzał na nią ostro, lecz szybko odwrócił wzrok. Wstał jednym płynnym ruchem. Abdel musiał mocno się starać, by powstrzymać się przed wyciągnięciem miecza. Solausein nie zaatakował jednak. Jego wzrok pozostał utkwiony w ziemi.

– Powinniśmy wrócić do Ust Natha – powiedział, nie patrząc na nich.

Imoen uśmiechnęła się do Abdela i odezwała się do drowa – Ty obejmij szpicę.

– Wszystko to dla taktyki dywersyjnej – powiedziała Phaere, wpatrując się w wysoki łuk dokończonej bramy. – Powiem jedną rzecz na rzecz ludzi: myślicie w wielkiej skali.

Bodhi spojrzała na nią chłodno i rzekła – Nie byłam człowiekiem od bardzo dawna, młoda opiekunko.

Phaere odwróciła się do wampirzycy i uśmiechnęła, pozwalając, by jej wzrok przesuwał się powoli w górę wzdłuż szczupłego, odzianego w skórę ciała Bodhi.

– Pozostaję poprawiona – powiedziała.

Bodhi pozwoliła drowce spojrzeć na siebie. Wampirzyca skierowała jej uwagę na bramę. Była wielka – zdecydowanie wystarczająco, by mogła przejść przez nią cała armia. Teraz była jedynie łukiem z gładkiego kamienia, wciąż jednak dawała poczucie potęgi, magicznej energii, którą Bodhi mogła czuć z oddali. Kiedy zostanie zaktywowana przez tuzin stojących obok drowów magów, otworzy zaklęte przejście przez przestrzeń i czas na powierzchnię, do miejsca, do którego Bodhi nigdy nie mogłaby wejść, nie mówiąc już o regimencie uderzeniowym drowów.

– I to zadziała – rzekła Bodhi, upewniając się, że brzmi to bardziej jak ostrzeżenie niż jak pytanie.

Phaere wciąż wpatrywała się w Bodhi, gdy powiedziała – Zadziała.

Drowka odwróciła się ostatecznie i wykrzyczała imię.

Czułe uszy Bodhi wychwyciły syczące szepty tuzina magów i coś powiedziało jej, by odwróciła się od bramy. Nastąpił błysk światła, które byłoby bolesne dla jej przyzwyczajonych do ciemności oczu. Phaere zakrywała swoje oczy dłonią. Kiedy Bodhi obróciła się z powrotem do bramy, było to niczym spoglądanie w pomarszczoną sadzawkę, która w jakiś sposób stała prostopadle do ziemi. Tam gdzie wcześniej mogła widzieć przez łuk zaokrąglone dachy i czubki wież Ust Natha, miasta drowów, teraz znajdowało się jedynie niebiesko-fioletowe migotanie. Rejestrowała również słyszalne brzęczenie.

– Mówiłaś, że chcesz zobaczyć, jak działa – rzekła Phaere.

Bodhi uśmiechnęła się do niej.

– Twoja armia jest dobrze przygotowana – powiedziała wampirzyca, znów bardziej jak ostrzeżenie niż jak pytanie.

– Jest przygotowana w takim stopniu, jakiego wymagamy, to prawda – odparła Phaere. – To wasze miasto elfów jest bardziej jak wioska. Moi odlegli kuzyni – wypowiedziała słowo „kuzyni” z niemałym zadowoleniem – uciekli w większej części do swego bezcennego Evermeet. Nie powinno być zbyt trudno ich pokonać. W końcu nie jest to coś, czego mogliby oczekiwać. Nie posyłamy armii na powierzchnię. Nigdy.

– Istotnie – rzekła Bodhi, wciąż przyglądając się ścianie magii przed sobą. – To jest dokładnie to, na co liczyłam. Muszą zostać zaskoczeni i… zajęci, abyśmy mogli zrobić to, co mamy zrobić.

– Nie będę się trudzić pytaniem, co to dokładnie ma być – powiedziała Phaere. – Zresztą nie obchodzi mnie to tak naprawdę? Jeśli zdobędę mythal, możecie zrobić z Suldanessellar, co będziecie chcieli.

Bodhi przytaknęła i rzekła – Dostaniesz swój mythal.

Drowka szukała magicznego mechanizmu elfów – nazywanego mythalem. Bodhi nie rozumiała dokładnie, czym on był. Wszystkim, co potrzebowała wiedzieć, było to, że Phaere potrzebowała go tak bardzo, że poprowadzi regiment drowów wojowników do lasu Tethir, by go zdobyć. Fakt, że w Suldanessellar nie było mythalu i Irenicus nie miał zamiaru zdobywać go dla niej, był czymś, o czym Phaere będzie musiała się sama dowiedzieć. Do czasu kiedy tak się stanie, Irenicus skończy z tym, co sam musiał zrobić, i już dawno znikną, pozostawiając elfy oraz drowy, by same załatwiły resztę – pozostawiając je, by pozabijały się nawzajem.

– Osoby, które podążały za nami, wkrótce tu będą – powiedziała Bodhi. – Widziały się już ze smoczycą.

– Zdumiewające – sapnęła Phaere – sposoby… Straciłam wojowników, zdobywając te jaja.

– Cóż – rzekła Bodhi, podchodząc o krok bliżej do brzęczącej bramy – to dobrze dla ciebie. Kiedy ich trójka tu dotrze, będą musieli sądzić, że udało im się odzyskać jaja. Będą chcieli uciec z miasta i zanieść jaja smoczycy, o której będą myśleć, że pośle ich do Suldanessellar. Mam tu kogoś, kogo będą uważać za przyjaciela, a kto skieruje ich w odpowiednim kierunku – przez bramę.

– Poślesz ich z powrotem do smoczycy?

Bodhi uśmiechnęła się.

– Brama nie prowadzi do smoczycy, Phaere. Zaniesie ich tam, gdzie ja będę chciała, aby trafili.

– Ludzie w Ust Natha – powiedziała Phaere. – To nie jest odpowiednie.

Bodhi zignorowała mroczną elfkę i rzekła – Oto i on.

Brzęczenie bramy zmieniło na króciutką chwilkę tembr i kolor oddalił się od fioletu zbliżając się bardziej do błękitu. Na marmurowe płyty placu w Ust Natha wyszedł niski mężczyzna o okrągłej twarzy, z rysami elfa, lecz uszami człowieka.

– Yoshimo – powiedziała Bodhi.

Kozakurczyk rozejrzał się dookoła, otworzył w zachwycie usta i poświęcił chwilę na odnalezienie Bodhi.

Uśmiechnął się słabo i rzekł – Bodhi, masz jak najbardziej niezwykłych przyjaciół.

– To samo mówi się o tobie – odparła. – Jestem pewna.

Bodhi wystąpiła o krok, a Yoshimo wzdrygnął się, cofając. Spowodowało to, że Phaere zaśmiała się, a Yoshimo zaczerwienił.

Bodhi spojrzała na Phaere i powiedziała – Zajmij się nim dla mnie, dobrze?

Phaere uśmiechnęła się kwaśno i przytaknęła. Bodhi przeszła przez bramę i zniknęła.

Rozdział szesnasty

– Adalon zgodziła się na twoje żądania… mamo – powiedziała Imoen, a jej głos odbił się echem od wysoko sklepionej komnaty obcymi tonami języka drowów.

Przeszli długą drogę przez Podmrok, zagłębiali się coraz bardziej, podążając za Solauseinem, choć starali się, aby wyglądało to tak, jakby wiedzieli, gdzie idą. Czysta obcesowość wystarczała, by ogłupić i tak już wyczerpanego drowa. Porażka w kwestii smoczycy i tak już go zawstydziła i nim wstrząsnęła, i ostatnią rzeczą, jakiej mógłby się spodziewać, byłaby grupa ludzkich poszukiwaczy przygód przebranych za drowy. Dla Solauseina naprawdę byli oddziałem zwiadowczym.

Po drodze dowiedzieli się wiele od Solauseina, choć było im trudno, gdyż nie byli w stanie zadawać bezpośrednich pytań. Gdyby ujawnili swą niewiedzę w zakresie zwyczajów drowów lub misji Solauseina, ich osłona osłabiłaby się, a może nawet całkowicie spadła. Tym, co wiedzieli, gdy dotarli do Ust Natha, było to, że Solausein pracował dla córki drowiej opiekunki (szczególnie Imoen była zachwycona najwyraźniej matriarchalnym społeczeństwem drowów), która gwałtownie zdobywała potęgę wmieście. Ona była tą, która zabrała smocze jaja, choć nie wiedział tak naprawdę dlaczego.

Wciąż nie będąc w stanie w jakiś godny zaufania sposób mierzyć upływu czasu, Abdel nie miał pojęcia, ile zajęło im dotarcie do miasta, kiedy się już jednak tam znaleźli, wrażenie było przytłaczające. Nie było największym miastem, jakie kiedykolwiek widzieli, jednak fakt, iż zawierało się w jednej ogromnej grocie, czynił je w pewnym sensie dużym we wszystkich proporcjach.