Выбрать главу

Ze swojej strony powiedzieli Solauseinowi, że jego młoda opiekunka nie zna ich, że zostali wyznaczeni przez kogoś z jej podwładnych. Solausein nie naciskał ich w żaden sposób, by dowiedzieć się, co to mogła być za osoba. Wydawał się przyzwyczajony do kłamstw, przyzwyczajony by wiedzieć jedynie małą część czegokolwiek, w co był zaangażowany.

Ich drowi przewodnik przeprowadził ich przez wspaniałe miasto prosto do kompleksu, który służył za rezydencję jego opiekunki. Szybko zostali wprowadzeni do tej sklepionej wysoko komnaty z łukowatymi oknami wychodzącymi na panoramę Ust Natha. Abdel musiał całą swoją siłą woli powstrzymywać się przed drżeniem. Jego nerwy cały czas były napięte, gdyż wiedział, że w każdej chwili może zostać zmuszony do bronienia się przed całym miastem pełnym wyszkolonych wojowników, magów i kapłanek. Nigdy nie znajdował się w sytuacji, w której byłby tak całkowicie zagubiony. Wzrok przesłoniła mu niewyraźna, żółta mgiełka i musiał po prostu udawać, że go tu nie ma.

Solausein dokonał prezentacji – z czystej ostrożności podali mu naprędce wymyślone pseudonimy – i było oczywiste, że młoda drowka była zainteresowana jedynie Imoen, która wydawała się cieszyć swoją pozycją tymczasowej władzy, podobnie jak atramentowoczarną skórą.

Solausein najwyraźniej założył, że drowka, którą przedstawił jako Phaere, zna ich wszystkich – w końcu byli oddziałem zwiadowczym – nie wchodził więc w szczegóły. Phaere nie wydawała się zbytnio zaintrygowana, kto jest kim, i chciała jedynie znać wynik wyprawy na smoczycę.

– Jestem zdumiona – powiedziała Phaere, spoglądając od góry do dołu na Imoen zaskoczonym, lecz przychylnym okiem. – Niemal sądziłam, że pozwoli, by jej jaja zostały zniszczone.

– Najwyraźniej… ehm… – zaczęła Imoen.

– Jej partner nie żyje – rzekła Jaheira, idąc Imoen na pomoc. – Te jaja są jej jedyną szansą na potomstwo.

Abdel kierował po prostu spojrzenie w dół, czekając aż sytuacja zmusi go, by poprowadził odwrót. Wiedział, że jest on nieunikniony. Jakże mogłoby im się udać to szaleństwo?

– Cóż więc – powiedziała Phaere, wciąż kierując swą uwagę na Imoen – to wyjaśnia sporo rzeczy.

Drowka odwróciła się do Solauseina, który nie odpowiedział jej spojrzeniem.

– Czy to wszyscy? – spytała go.

– Pani Phaere – rzekł. – Ja…

– Wyszedłeś z dwudziestoma wojownikami – naciskała Phaere.

– Smoczyca ich pokonała – powiedziała Imoen.

Jej głos był na tyle zimny, by wywołać na grzbiecie Abdela dreszcze. Czy jej się to za bardzo nie podobało? W ogóle lubienie tego stanowiło zbyt wiele.

Phaere uśmiechnęła się szeroko do Imoen i rzekła – No to pokonała.

– Pani, ja…

– Zamknę swoją głupią, nieskuteczną gębę – dokończyła za niego Phaere. Solausein cofnął się o krok i wciąż kierował spojrzenie w podłogę.

– Jaenro – powiedziała Phaere, używając pseudonimu Imoen i zwracając się bezpośrednio do niej. – Wydaję mi się, że zaczynam cię sobie przypominać.

Imoen ukłoniła się lekko i uśmiechnęła krzywo. Phaere podeszła bliżej niej – bardzo blisko – i rzekła – Zastąpisz nieskutecznego Solauseina we wszystkich jego obowiązkach.

– Tak, pani – odparła Imoen.

Wszystkich jego obowiązkach – podkreśliła drowka.

– Tak – odpowiedziała Imoen, tym razem wolniej, spoglądając drowce bezpośrednio w oczy – pani Phaere.

– Ona potrafi być… trudna – rzekła Jaheira, dobrze się starając, by zabrzmieć na spoufaloną z drowką.

Solausein pociągnął głęboki łyk dziwnego napitku, który według Abdela pachniał trochę jak piwo, i zmusił się do uśmiechu.

– Trzeba się było tego spodziewać – powiedział.

Abdel wziął trzeci niepewny łyk swojego trunku i znów rozejrzał się po tawernie. Karczmy drowów, jeśli la należała do typowych, były cichymi, poważnymi miejscami, pełnymi cichych, poważnych osób o skórze w kolorze najciemniejszego mahoniu. Ta była ciemna, słabo oświetlona świecami, a menu składało się z rzeczy, do których zjedzenia Abdel nigdy by się nie zmusił. Żywe pająki… szybciej umarłby z głodu.

Jaheira szybko podchwyciła parę skuteczniejszych kłamstw Imoen i Abdel był szczerze zadowolony, że nie była w tym ani trochę tak dobra jak Imoen. Solausein starał się zachować stoicką postawę wobec tak wyraźnie ogromnej porażki, poważnej degradacji, z której może się nigdy nie otrząsnąć. Towarzystwo kobiety, która wydawała się posiadać choć odrobinę zrozumienia, wydawało się sprawiać, że czuł się lepiej, a Jaheira rozgrywała to wszystko bardzo ostrożnie.

– Oczywiście – rzekła – nie możesz być zbytnio zaskoczony, że była rozczarowana.

Solausein przytaknął i powiedział – Zawiodłem moją panią.

– Ale upokorzyć cię w taki sposób – odezwał się Abdel. – Ja bym…

– Tzvin! – warknęła Jaheira, używając drowiego pseudonimu Abdela.

Abdel starał się wyglądać na złajanego i odwrócił wzrok.

– Być może – Jaheira zwróciła się do Solauseina – tym, czego potrzebujesz, jest zmiana. Istnieją inne domy, którym można służyć, czyż nie?

Na szczęście, uznał Abdel, Solausein nie zdawał sobie sprawy, że to nie jest pytanie retoryczne.

Solausein spojrzał na Jaheirę – tak naprawdę dopiero pierwszy raz.

– Inni mają ambicje – powiedziała, wpatrując się drowowi prosto w oczy wzrokiem, który wzbudził w Abdelu natychmiastową i intensywną zazdrość.

– Ja… – zaczął mówić, przerwał jednak, zanim wypowiedział jej prawdziwe imię. Starał się, lecz nagle nie mógł sobie przypomnieć jej pseudonimu, więc nic nie powiedział.

Jaheira udała ganiące spojrzenie, a Abdel odwrócił wzrok.

Solausein nie przegapił tej wymiany. Spojrzał na Abdela i rzekł – To po to są tutaj mężczyźni, mój przyjacielu. To naturalny porządek rzeczy.

– Tak jest – powiedziała Jaheira.

Solausein wziął kolejny łyk trunku i to samo zrobił Abdel.

– Mów – zachęciła Jaheira.

– Jaja – rzekł Solausein. – Chcecie jaja.

Sypialnia Phaere różniła się raczej od wszystkiego, czego Imoen mogła się spodziewać. Oczywiście odkąd była zaledwie małą dziewczynką, słyszała opowieści oraz legendy o drowach. Zawsze znajdowały się w nich pająki i potwory oraz okrutne tortury. Drowy były zawsze opisywane jako okropna, a nawet zdeformowana rasa, która trzymała niewolników i pławiła się w nie kończących się rozlewach krwi oraz odczuwała dreszcz emocji przy zabijaniu.

Jej rzeczywiste doświadczenia z mrocznymi elfami dość się różniły.

Przede wszystkim były dalekie od okropności i w najmniejszym nawet stopniu nie zdeformowane. Tak naprawdę Imoen uważała Phaere za całkiem pociągającą. Skóra drowki nie lśniła – wręcz przeciwnie. Jej czerń wydawała się przyciągać do siebie światło, nigdy go nie wypuszczając. Twarz Phaere była pociągła i dostojna, z wyraźnie zarysowanym podbródkiem oraz kośćmi policzkowymi. Nos miała mały i delikatnie zadarty. Oczy były duże, w kształcie migdałów, i w kolorze jaśniejącego fioletu. Imoen nie mogła przestać się w nie wpatrywać. Jej białe włosy pachniały – nawet z oddali – i opadały w dół długiej szyi, na wąskie ramiona, i dalej wzdłuż jej szczupłych pleców, prawie do talii.

Ciało były krzepkie od długich godzin codziennych ćwiczeń. Phaere była przynajmniej pięć centymetrów niższa od Imoen, jednak dziewczyna wiedziała, że drowka mogłaby ją zabić gołymi rękoma. Uwagę Imoen zwracały również jej uszy. Miały idealne kształty, były symetryczne i spiczaste, o czubkach wystających spod włosów. Dłonie Phaere były wąskie i gładkie. W całej jej sylwetce nie było śladu skazy czy niedoskonałości, a nisko wycięta, pozbawiona pleców szata ukazywała wystarczająco dużo ciała, by uczynić wszystko jeszcze bardziej imponującym.