Imoen spojrzała na własną dłoń i zadziwiła się jej głęboką czernią.
– Szykuję dla ciebie kąpiel – powiedziała Phaere. Jej głos był teraz niski i poufały.
Za nią młody, szczupły drow krzątał się z wielką amforą ciepłej, pachnącej wody.
– Dziękuję ci, pani – rzekła Imoen.
Phaere uśmiechnęła się i skinęła głową w stronę oddzielonego zasłoną pomieszczenia, zaraz gdy ostatni z niosących amfory chłopców wyłonił się z niego i pospieszył do leżącego dalej korytarza.
– Proszę… – powiedziała uprzejmie Phaere. – Kąp się i porozmawiajmy.
Imoen kiwnęła głową i przeszła lekko po marmurowych kafelkach ku złożonej z paciorków zasłonie. Przeszła przez nią do komnaty przynajmniej tak dużej, jak większość domów, w których kiedykolwiek była. Środek pomieszczenia zajęty był wielką i okrągła wanną, wyłożoną marmurowymi kafelkami. Z wody unosiły się w chłodne, podziemne powietrze delikatne macki pary. Kąpiel wydawała się Imoen bardzo przyjemna po niezliczonych dniach podróży oraz spania na ziemi i myśl o spłukaniu potu, krwi oraz płynów ustrojowych tego stwora czy tamtego potwora brzmiała bardzo kusząco.
Podobał jej się cały ten podstęp i nawet przez chwilę nie miałaby problemów z przyznaniem, że uważa drowkę za atrakcyjną – nawet siebie uważała za atrakcyjną jako drowkę jednak wciąż była dość nerwowa w pobliżu Phaere. Teraz wszakże wszystkim, o czym mogła myśleć, była kąpiel. Dość szybko pozbyła się swych podartych ubrań, nie zastanawiając się nawet nad spróbowaniem wytłumaczenia ich stanu Phaere. To nie były ubrania drowów.
Phaere usiadła na niskiej, marmurowej ławie, wyłożonej miękkimi poduszkami. Siadając, wyciągnęła z ukrytej w swej szacie kieszeni długą, wąską różdżkę, która wydawała się być zrobiona ze skruszonych klejnotów.
– Sporo czasu minęło? – spytała Phaere.
Imoen otworzyła oczy i zobaczyła, że Phaere kręci różdżką pomiędzy palcami.
– Co to jest? – zapytała Imoen.
– Uważasz, że chcę cię zabić za jej pomocą? – spytała Phaere, nie patrząc na nią.
Imoen nie była pewna, co odpowiedzieć, więc się w ogóle nie odezwała. Ciepła, idealna woda była dla jej skóry niczym atłas i szybko wzbudzała w niej senność.
– To różdżka – powiedziała niemal znudzonym głosem Phaere. – Na mój rozkaz wystrzeliwuje z niej błyskawica.
– Robi wrażenie – rzekła Imoen jeszcze niższym głosem.
Phaere spojrzała na nią, a Imoen zamknęła oczy.
– Jutro będzie proroczy dzień – powiedziała drowka.
– Naprawdę? – zapytała Imoen, nie będąc nawet pewna, czy musiała podtrzymywać tę rozmowę.
Phaere wstała powoli i podeszła do wanny.
– Jutro naprawdę rozpocznę moje wejście do góry – powiedziała. – Zamierzam zastąpić moją matkę.
Imoen nic nie odrzekła, nie będąc nawet pewna, o co chodziło Phaere.
– Informacja ta byłaby dla niej sporo warta – powiedziała Phaere. – Gdybyś jednak sprzedała ją jej, musiałabym cię zabić, proszę więc, abyś tego nie robiła.
Imoen otworzyła oczy i przyjrzała się chłodno Phaere.
– Wiem, kim są moi przyjaciele – rzekła.
– To dobrze – odparła Phaere i pozwoliła swej szacie opaść na podłogę. Imoen wciągnęła powietrze i otworzyła usta, by się odezwać, lecz nie dobiegł z nich żaden dźwięk.
Phaere, wciąż trzymając wzrok na Imoen, weszła do wanny i opuściła się do wody równie powoli, jak zrobiła to Imoen. Wanna była na tyle duża, że obydwie kobiety oddzielało dobre pół tuzina metrów ciepłej wody.
– Wiesz, czym jest mythal? – spytała Phaere.
Imoen potrząsnęła głową, a jej ciało napięło się nagle.
– Za kilka dni będę miała go do swojej dyspozycji i wszystko, co muszę zrobić, to przemaszerować z paroma setkami zbyt cennych żołnierzy mojej matki przez bramę do lasu jakichś elfów powierzchni. Od jak dawna się tego spodziewają? Ci zarozumiali głupcy myślą tak naprawdę, że siedzimy tu na dole i nie mamy nic bardziej interesującego, by zajmować nasze umysły, niż plany ich nic nie znaczącego upadku.
Imoen znów zamknęła oczy, relaksując się i rzekła – Więc dlaczego spełniać ich życzenie?
– Musiałam mieć chyba z sześć lat, gdy moja matka powiedziała mi po raz pierwszy, abym nigdy nie robiła interesów z wampirami – odpowiedziała Phaere zagadkowo.
Słowo „wampiry” wzbudziło u Imoen dreszcze i jej dłoń podniosła się na tyle, by wzburzyć otaczającą ją wodę.
– Tak – powiedziała Phaere, mylnie interpretując jej gest. – Nie tak łatwo to przełknąć, zapewniam cię, ale stoję na lepszym końcu tej umowy. Mają jakąś sekretną broń – jakichś nie podejrzewających niczego ludzi, którzy niosą jakąś klątwę, która ma im rzekomo pomóc. To typowa krótkowzroczność niezdarnych ludzi – jakże oni są przejrzyści i pozbawieni motywacji. Wampirzyca przysłała nawet jakiegoś pyzatego małego człowieczka, by pomógł zwabić tych ludzi albo z jakiegoś powodu posłał ich przez bramę. Jakże ten mały człowieczek nie zdaje sobie sprawy, że jego pani zamierza go zaraz natychmiast zabić. Z pewnością tego nie rozumiem. Nie to, żeby wampirzyca była choć trochę sprytniejsza. Jestem pewna, że ta krwiożercza suka nie wie nawet, czym jest mythal – nie ma pojęcia, co oddaje za dywersję.
– Dywersję?
Phaere przysunęła się bliżej Imoen, wzbudzając ciepłe fale, które odbiły się od miękkiego spodu podbródka Imoen.
– Mają jakiś zatarg z jednym z elfów z powierzchni – powiedziała Phaere, stając się wyraźnie znudzona tą rozmową. – Sprawię, że ów elf pomyśli, iż wielka inwazja drowów w końcu nadeszła, a w całym towarzyszącym temu chaosie Bodhi i Irenicus zrobią to, co sobie zaplanowali. W zamian zdobędę wystarczająco mocy, by wznieść się na najwyższe stanowisko w Ust Natha.
– Dobry układ rzekła Imoen.
Kiedy Phaere wspomniała po imieniu Bodhi oraz Irenicusa, po jej grzbiecie przebiegł kolejny dreszcz. Kiedy Phaere jej dotknęła, nastąpiło odczucie zupełnie innej natury.
Abdel martwił się o Imoen. Była zdumiewająco dobra w udawaniu kogoś, kim nie była, lecz Abdel zdawał sobie sprawę, że każda sekunda spędzona przez nich w Ust Natha przybliża szansę dekonspiracji. Nie wspominając już o fakcie, iż smoczyca ostrzegła ich, że nie mają dużo czasu. Jeśli czar się rozproszy i okaże się, że są ludźmi, nie potrafiącymi nagle nawet mówić językiem drowów, znajdą się w poważnych – bardzo poważnych – kłopotach.
Jaheira stawała się coraz lepsza w udawaniu, lecz nie była tak dobra jak Imoen. Abdel obserwował ją bacznie i nabrał pewnej pociechy z faktu, iż Solausein bierze jego dziwne zachowanie za zwyczajną zazdrość. Drow sądził, że Jaheira robi z Abdelem to samo, co Phaere z nim zaledwie kilka godzin temu. Niech myśli sobie, co chce, uznał Abdel, jeśli zaprowadzi ich to do celu.
Przedostanie się obok strażników było dość łatwe. Solausein był ich kapitanem i tak się do niego zwracali, nie ośmielając się wypytywać, dlaczego tu jest ani kim są jego nieznani towarzysze. Abdel wystarczająco wiele razy wykonywał taką robotę, by rozumieć punkt widzenia żołnierzy. Nie chodziło tak bardzo o to, że obawiali się zapytać, lecz że ich to po prostu nie obchodziło.
– Doskonale – powiedziała Jaheira, stając przed rządkiem ogromnych jajek.
Solausein, chyba trochę pijany, zważywszy na jego chwiejny krok, uśmiechnął się otwarcie na reakcję jego nowej pani.
– Jak obiecałem.
– Fortuna – odezwał się Abdel, wciąż z wahaniem odgrywając swą rolę.