Phaere zobaczyła, jak ludzie wyskakują z wozu, porzucając jaja w desperackiej próbie uniknięcia czegoś, co wszyscy – nawet powściągliwi strażnicy – wiedzieli, że nadchodzi.
Brama eksplodowała mglistymi podmuchami oraz kulami niebiesko-fioletowej energii, a po całym placu rozbiegły się białe błyskawice. Phaere zasłoniła oczy ręką, gdy wóz rozbłysnął czerwonym światłem, stanowiącym kontrast dla chłodniejszych kolorów pożerającej się żywcem bramy.
Wóz zniknął w jednej chwili, zabierając ze sobą ludzi oraz jaja.
Na jedno uderzenie serca na placu zapanowała cisza i ciemność, po czym brama znów wybuchła.
Rozdział osiemnasty
Upadli z około metra na zimną, szorstką, kamienną podłogę jaskini. Gdy Abdel uderzył o ziemię, powietrze zostało wypchnięte z jego płuc, a za powiekami rozbłysły purpurowe i czerwone wybuchy. Natychmiast próbował podnieść się i przetoczyć, jednak wszystkim co mu się udało, było jedno szybkie, zamglone spojrzenie. Ujrzał jedną z ogromnych łap srebrnej smoczycy Adalon i usłyszał, jak dudniący głos mówi – Są bezpieczne – po czym stracił przytomność.
Obudziło go potrząsanie Jaheiry. Usiadł i przez kilka sekund kręciło mu się w głowie, zanim rozjaśniły mu się myśli.
– Jak długo? – spytał druidkę.
Jaheira wzruszyła ramionami i wstała, odwracając się w stronę smoczycy górującej nad ich głowami niczym żywa katedra z płynnego srebra. Smoczyca płakała. Abdelowi nabrzmiało serce, gdy to usłyszał, i wiedział już, wszystko nagle i wszystko jednocześnie, wiedział. Nieważne, czy było to ukartowane, czy nie, manipulacja czy nie, oszustwo czy nie, nadszedł czas, by zrobić coś odpowiedniego. Nadszedł czas, by odcierpieć małe zła tych, którzy weszli do jego życia i wyszli z niego, i nadszedł czas, by położyć temu wszystkiemu kres – nie tylko na chwilę czy dwie, lecz na całe życie. Chciał uratować Imoen oraz Jaheirę i zrobił to, lecz było jeszcze więcej do zrobienia. Był Irenicus i choć nie rozumiał zła, do jakiego dążył ten mężczyzna, wiedział, że do niego należy, w ten czy inny sposób, powstrzymanie go.
Spojrzał na bok i zobaczył Imoen, zaciskającą ręce wokół siebie i siedzącą pod stalagmitem, płakała. Jaheira usiadła tam, gdzie stała, spoglądając na masywną łapę smoczycy, wiszącą nad wozem, wiszącą nad jej potomstwem. Pazur równie wielki jak dwóch mężczyzn opuścił się powoli i pogładził jedno z jaj tak delikatnie, że Abdel nie mógłby uwierzyć, iż człowiek byłby do tego zdolny, nie mówiąc już o czymś rozmiaru sporej twierdzy.
Abdel odwrócił wzrok i ujrzał Yoshimo.
Kozakurczyk sztyletował najemnika wzrokiem ani trochę nie będąc poruszonym – ledwo będąc w ogóle świadomym – widokiem nadludzkiej radości smoczycy.
– To było głupie – powiedział Yoshimo do Abdela szorstkim i niskim głosem. – Głupio było to zrobić… i co z tego macie?
Jaheira odwróciła się, by spojrzeć na Yoshimo, a Abdel wstał powoli, sięgając po miecz. Yoshimo wyciągnął własną klingę i stanął przed synem Bhaala.
– Na łaskę Mielikki, ty idioto! – wrzasnęła Jaheira do Yoshimo. – Czy masz jakiekolwiek zrozumienie, gdzie jesteś i co zostało zatrzymane?
– Co zostało zatrzymane? – zakpił Yoshimo. – Czy masz jakieś pojęcie, druidko, co reprezentowała ta brama? Jaką moc to coś… Nie mieliście być tak… aktywni.
– Mieliśmy być dobrymi, małymi marionetkami, czy tak? – spytał Abdel, zdumiony jak mało gniewu żywił wobec Kozakurczyka.
Yoshimo westchnął, zaszczycił smoczycę szybkim spojrzeniem i schował miecz.
– To się jeszcze nie skończyło.
– Ona zamierzała cię zabić – powiedziała nagle Imoen głosem pełnym bólu. – Wampirzyca zamierzała cię zabić w tej samej chwili, w której zostalibyśmy wysłani w drogę.
– W jakim celu? – zapytał ją Yoshimo, jego oczy zdradzały akceptację tego, co powiedziała.
– A w jakim celu miałaby trzymać cię przy życiu? – odparła za Imoen Jaheira. – Z dobroci serca? Z wdzięczności? Ona zjada takich jak ty… a przynajmniej zjada ich krew.
Twarz Yoshimo przeciął będący zupełnie nie na miejscu uśmiech.
– Nie uczynię żadnej smutnej próby, by się kłócić, młoda druidko.
Abdel schował miecz i podniósł wzrok, by zobaczyć, jak smoczyca podnosi ostrożnie swoje jaja z roztrzaskanego wozu.
– Yoshimo – powiedział Abdel. – W każdych innych okolicznościach zabiłbym cię teraz i miałbym z tym spokój, ale… zastanawiałem się. Możesz pójść z nami. Możesz mieć szansę, aby…
– Odkupić się – zaproponowała z uśmiechem Jaheira.
Abdel przytaknął i rzekł – Albo cię zabiję. Uwierz mi, że cię zabiję.
Yoshimo ukłonił się nisko i rzekł – Zaufam synowi boga mordu, gdy daje mi swoje słowo w tej kwestii, moi przyjaciele, jednak jestem najmniejszym z twoich wciąż sporych zmartwień. Nie znajdziesz się tam, gdzie spodziewa się ciebie Irenicus, jednak jesteś daleko od bezpieczeństwa. Suldanessellar jest daleko od bezpieczeństwa. Zapominasz o rytuale. Zapominasz, co krąży w żyłach twoich oraz twojej siostry przyrodniej. Następnym razem owa piękna druidka może nie mieć tyle szczęścia ze strony istot, którymi oboje się stajecie.
Abdel pozwolił, by przez jego nos przeszedł długi oddech, po czym powiedział – Tak, muszę o tym porozmawiać z panem Irenicusem.
– Ja również – wyszeptała Imoen.
– Obydwoje będziecie mieć na to szansę – rzekła smoczyca głosem donośnym lecz delikatnym w odbijającej echo jaskini. – Wskażę wam ścieżkę, która prowadzi w górę, na skraj lasu Tethir. Odnajdźcie elfa o imieniu Elhan i przekażcie mu swoją opowieść. Macie przed sobą dwie bitwy: jedną o Suldanessellar i jedną o wasze dusze. Wątpię, czy możecie wygrać jedną z nich, nie wygrywając drugiej.
Światło było oślepiające, a nie wyszli nawet jeszcze z tunelu. Abdel zamrugał i spojrzał na Jaheirę. Jej oczy były czerwone, a łzy ryły ślady na zakurzonych policzkach. Abdel przyjął, że łzy pochodzą od płynącego z zewnątrz światła, wiedział jednak, że może ona płakać z ulgi, że wyszła w końcu na świeże powietrze. Abdel sam czuł się, jakby miał płakać.
– Smoczyca dotrzymała słowa – powiedział Yoshimo.
Abdel został niemal zaskoczony dźwiękiem głosu skrytobójcy. Wszyscy byli tak cisi, od momentu kiedy ujrzeli wyjście z tunelu i odczuwali taką ulgę, widząc koniec ogłupiającej podziemnej wędrówki. Abdela nie obchodziło nawet, gdzie byli.
– Sprowadź swoich ludzi do Suldanessellar – Jon Irenicus powiedział w umyśle Bodhi – i bądź przygotowana, by ich wszystkich zabić.
Właśnie miała zamiar odpowiedzieć, kiedy bełt z kuszy przebił się przez giętkie, blade ciało jej torsu i wyleciał gwałtownie z drugiej strony. Wampirzyca, nie odniósłszy szkód pomimo chwilowego nieporządku, podniosła wzrok i ujrzała, jak grupa Złodziei Cienia wyłania się z ciemności za wielkim marmurowym mauzoleum. W otoczonej murami Dzielnicy Grobowej Athkatli noc była zachmurzona i ciemna, jednak niemartwy wzrok Bodhi dostrzegł dostatecznie wyraźnie pięciu skrytobójców. Jednym z nich była starsza kobieta, o której słyszała, jak rozmawiali niektórzy z jej własnych ludzi. Była kapłanką Xvima i nazywała się Neela.
Słyszała, że ta Neela jest martwa, jednak Bodhi sama była kiedyś martwa przez krótki czas. Kapłanka sprowadziła ze sobą jedynie czworo innych, kobietę oraz trzech mężczyzn w nazbyt znajomych czarnych szatach Złodziei Cienia. Bodhi pozwoliła sobie na uśmiech. Jakże głupio, a mimo to odpowiednio wyglądali tutaj, na cmentarzu w nocy.