– Będziemy w obozie jutro o tej porze – rzekł elf.
Skrytobójca z kuszą po prostu odwrócił się w końcu i uciekł.
Goram i Naris puścili go, koncentrując wzrok na kapłance. Za nimi Sheeta wsunęła kamień w procę, a Bodhi przyglądała się scenerii z jedynie niezbędnym zainteresowaniem.
Kapłanka wymruczała szereg wydawałoby się pozbawionych znaczenia słów i wykonała szereg mających jeszcze mniejsze znaczenie gestów. Podniosła w dłoni coś, co zniknęło, gdy wycharczała ostatnie słowo modlitwy. Goram przeszedł w bok, choć Bodhi nie była pewna, czego stara się on uniknąć. Naris wyskoczył do przodu, wyciągając prosto przed siebie ostrze swego berdysza, lecz nie zdążył dopaść kapłanki, zanim nie skończyła czaru.
Naris cofnął prawą rękę, by ustawić odpowiednio broń, i zastygł w tej pozycji. Bodhi usłyszała jak kamień z procy Sheety upada na twardą ziemię i wampirzyca odwróciła się, by na nią spojrzeć. Niska orczyca również zamarła w bezruchu. Jej małe brwi były zmarszczone, a oczy jaśniały, lecz nie mogła poruszyć nawet jednym mięśniem. Goram i Kelvan byli nietknięci i szybko ruszyli z odpowiedzią.
Złodziej Cienia z sejmitarem wyszedł na spotkanie Kelvanowi i obydwaj uśmiechnęli się paskudnie na brzęk stali o stal.
– Spraw, aby tej suce było bardzo, bardzo przykro, Goram – powiedziała beznamiętnie Bodhi i wampir bez najmniejszego wahania pobiegł do kapłanki Neeli.
– Kiedy? – Bodhi spytała Irenicusa przez dzielące ich kilometry.
– Gdy Imoen i Abdel dotrą tutaj – odpowiedział. – Wkrótce.
Neela wyciągnęła coś, co najwyraźniej było zaklętym buzdyganem. Podniosła go na zbliżającego się raptownie Gorama. Kelvan był zaangażowany w walkę ze skrytobójcą dzierżącym sejmitar, zaś Sheeta oraz Naris zostali magicznie unieruchomieni. Bodhi zdała sobie sprawę, że nadszedł czas, aby wkroczyć do akcji.
Złodziej Cienia zdołał odepchnąć Kelvana do tyłu i Bodhi zaryzykowała zerknięcie, by sprawdzić postępy swego człowieka. Dwa krótkie miecze Kelvana świszczały w nocy, krzesząc iskry o sejmitar skrytobójcy. Bodhi odwróciła wzrok, gdy ujrzała, że Kelvan przypadkowo wypatroszył nieruchomą sylwetkę Narisa.
– Cholera! – stęknął Kelvan. Złodziej Cienia roześmiał się, zadowolony ze szczęśliwej przerwy.
Goram nie dotarł do kapłanki, zanim nie został zasypany salwą ciśniętych noży. Bodhi nie martwiła się o niego – ostrza ze zwyczajnej stali nie stanowiły dla niego większego niebezpieczeństwa niż dla niej – była jednak pod wrażeniem celności Złodziejki Cienia.
– Nie strać ich, Selarro – powiedziała kapłanka swojej podwładnej. – Weź kołek.
Młoda kobieta rozejrzała się po ciemnej ziemi w poszukiwaniu kołka i zauważyła, że wciąż wystaje z nieruchomej piersi Nevilli. Bodhi uśmiechnęła się i cofnęła o krok. Widziała, że Selarra zdaje sobie sprawę, że Bodhi jest pomiędzy nią a martwą służką.
Kelvan odnalazł w końcu lukę w nieprzerwanych atakach Złodzieja Cienia i wykorzystał rosnącą pewność siebie skrytobójcy. Złodziej Cienia śmiał się jeszcze, gdy Kelvan go patroszył, w końcu uświadomił sobie, że przegrał, gdy drugie ostrze Kelvana przebiło się przez jego gardło.
Kuszące parcie Bodhi w bok doprowadziło ją na wyciągnięcie ręki od kapłanki i wampirzyca wykorzystała pierwszy atak Gorama za pomocą swoich silnych, podobnych szponom paznokci, i rozorała własnymi pazurami twarz Neeli. Goram uchylił się przed szybkim ciosem zaklętego buzdyganu i musiał się niemal rzucić na ziemię, by uniknąć szaleńczego ataku. Kapłanka wrzasnęła ze złością, gdy Bodhi pozbawiła ją oka mocnym szarpnięciem ostrych pazurów. Buzdygan wypadł Neeli z garści.
– Mogłam zabrać ich wszystkich, suko – powiedziała Bodhi kapłance Złodziei Cienia. – Mogłam mieć wszystkich twoich skrytobójców, całą gildię.
Wampirzyca odwróciła się do Selarry, lecz przemówiła do swego sługi.
– Ty weź kapłankę – rzekła. – Ja chcę tą z nożami.
Rozdział dziewiętnasty
Jaheira wydawała się wyjątkowo rozmarzona, idąc przez las, który dowódca patrolu elfów nazywał Wealdath, a nie Tethir. Wydawała się jednocześnie szczęśliwa i smutna, jakby pobyt tam poruszał tę jej część, która mogłaby nazwać to miejsce domem.
Yoshimo szedł z dłonią na rękojeści miecza, a Abdel widział, że jest on gotów, by w każdej chwili zniknąć w ciemnym lesie. Dlaczego te elfy – lub ktokolwiek – miałyby zaufać skrytobójcy Złodziei Cienia.
Bezpośrednio od bramy zostali przeprowadzeni przez dowódcę patrolu do ogromnego drzewa. Choć wszyscy byli zmęczeni, pragnęli ostrzec królową o niebezpiecznych siłach wciąż spiskujących przeciwko niej. Byli prowadzeni przejściami pomiędzy drzewami, które mogłyby być naturalnymi żyłami w drewnie, jednak ich rozmiaru. Pokonawszy paciorkowatą zasłonę, wyłonili się w zaskakująco dużej, wysoko sklepionej komnacie, oświetlonej plamami chłodnego, wyraźnie magicznego światła.
Meble były spartańskie, lecz dobrze wykonane z drewna i splecionych pnączy. Zakrzywiona ściana półkolistego pomieszczenia była wycięta w delikatne kształty liści wyrastających z kręcących się winorośli. Za tą kurtyną stał szczupły elf w prostych podróżnych skórach. U jego pasa wisiał miecz, na którego widok najemnicza natura Abdela prawie zaczęła się ślinić. Jedynie o nich słyszał, był jednak pewien, że ta broń była księżycową klingą.
Elf uśmiechnął się i wskazał im siedzenia na środku pokoju. Jaheira ukłoniła się nisko i powiedziała coś w elfim. Nie spoglądała bezpośrednio na elfa, który odwzajemnił jej ukłon skinieniem głowy.
– Powinniśmy używać wspólnego – powiedział elf z silnym akcentem – aby nie obrażać naszych gości.
– Jak sobie życzysz, panie – rzekła Jaheira.
Cała piątka usiadła na głębokich fotelach ustawionych w stronę zwyczajnego, drewnianego stołu. Elf, pomny długiego ostrza u swego boku, przysiadł na stołku i uniósł brew.
– Królowa jest w niebezpieczeństwie – zaczęła po prostu Jaheira.
Elf uśmiechnął się i powiedział – Jestem Elhan. A wy…?
Podenerwowana Jaheira rzekła – Jaheira… druidka w służbie Mielikki.
– Oraz Harfiarzy, oczywiście – dodał za nią Elhan.
Jaheira zaczerwieniła się i powiedziała – Nie jestem tu w ich imieniu. – Nie pytała, skąd ten elf wiedział o jej powiązaniach z Harfiarzami. Elfi książęta najwyraźniej wiedzieli takie rzeczy.
– Jestem Yoshimo – rzekł Kozakurczyk, wypełniając w ten sposób niezręczną pustkę. – Jestem do twoich usług… panie.
– Jestem Imoen – powiedziała słabo dziewczyna.
Podróż przez Podmrok oraz las wydawała się zebrać na niej ogromne żniwo. Wyglądała na osłabioną i zmęczoną.
– Nazywam się Abdel – rzekł najemnik.
Elhan odwrócił się do niego i skinął głową.
– O tobie słyszałem. Co sprowadza syna Bhaala do Wealdath?
Abdel obrócił się do Elhana i powiedział – Suldanessellar jest w niebezpieczeństwie. Potężny nekromanta, człowiek o imieniu Jon Irenicus, dąży do przeprowadzenia pewnego rytuału…
– Istotnie – przerwał Elhan. – Irenicus jest nam znany. On… moja siostra, Ellesime, miała… związek z tym człowiekiem przez pewien czas. Są połączeni w sposób, którego szczerze mówiąc, nie do końca rozumiem. Sama Ellesime wyczuwa od Irenicusa jedynie apatię, jeśli tylko jest w stanie poczuć go przez tę więź. Nie chce uwierzyć, że dąży on do wyrządzenia jej krzywdy ani nawet że jest odpowiedzialny za zapieczętowanie Suldanessellar.
– Co masz na myśli mówiąc „zapieczętowanie”? – spytała Jaheira.