Выбрать главу

– Mam na myśli to, co mówię – odparł wzruszając ramionami Elhan. – Nie jesteśmy już w stanie dotrzeć do Łabędziej Doliny. Irenicus w jakiś sposób odgrodził nas od naszego domu.

– Co tu jest do zrobienia? – spytał Yoshimo. – Wyobrażam sobie, że musimy pomóc wam wrócić do waszego miasta, abyście mogli uratować życie swojej królowej.

– Zrobimy to – rzekła Jaheira, krzywiąc się na Kozakurczyka.

– Ellesime nie można zabić – powiedział po prostu Elhan. – Wybaczcie, że nie wyjaśnię wam, dlaczego tak jest. Nie obawiam się o jej śmierć, jednak jeśli Irenicus również jest nieśmiertelny, może dręczyć moją siostrę przez długi czas – stulecia lub więcej – i spowodować jedynie bogowie wiedzą jakie szkody dla miasta oraz całego Wealdath.

– Nie jesteśmy do końca pewni, dlaczego tu jesteśmy, panie – przyznał Abdel. – Wszystkim co wiemy, jest to, że wasz i nasz los – skinął na Imoen – są ze sobą połączone w jakiś sposób, który powiązany jest z Irenicusem.

Elhan uniósł z zaciekawieniem brew, a Abdel rzekł – Pochodzę od boga mordu i nie jestem jedyny. Mam siostrę, siostrę przyrodnią, która dzieli tę samą krew. Irenicus zamierza wykorzystać ową krew, by powołać do istnienia jakąś potęgę – jeśli nie samego Bhaala, to jakąś esencję, jakiegoś jego awatara. To właśnie tej boskiej siły Irenicus wydaje się z jakiegoś nieznanego powodu pożądać.

Elhan uśmiechnął się i przytaknął.

– Sądzę, że możemy rzucić dla ciebie na to wszystko trochę światła, Abdelu Adrianie. Uważam, że w końcu nasze losy są ze sobą powiązane. Cieszę się, że tu dotarliście. Tak bardzo się cieszę.

Bodhi obudziła się wcześnie, jak często robiła, i pozostała w swojej trumnie, wiedząc, że słońce jeszcze całkowicie nie zaszło. Jak zawsze w przeciągu ostatniego tuzina lub może więcej dni, obudziła się, myśląc o Abdelu. Dotyk jego dłoni na jej ciele, jego języka w jej ustach, ich jakże intymnego uścisku, pozostawał w niej w jak najwspanialszy sposób. Nigdy nie użyłaby słowa miłość, a nawet pragnienie, jednak być może, w tym co zostało z jej ludzkiej części, odczuwała te obydwie emocje.

Było tak wiele rzeczy, o których Abdel nie wiedział, jednak z drugiej strony było w nim tak wiele rzeczy, które musiała dopiero odkryć. Miała nadzieję, że będzie na to okazja.

Przeciągnęła się i jej łokieć otarł się o kilka luźnych kawałków zimnego metalu. Irenicus powiedział jej, żeby trzymała te połamane części jakiegoś antyku blisko siebie. Mogła wyczuć w nich magię i wiedziała, że mają coś wspólnego z rytuałem. Irenicus przekazał jej, że istniała spora szansa na to, aby Abdel przyszedł do niej, szukając tego. Była szczęśliwa, trzymając to na taką ewentualność.

Wyszeptała jego imię tylko po to, by je usłyszeć. Ów syk nie odbił się echem w zamkniętej przestrzeni. Powietrze, pachnące ziemią z jej dawno zapomnianego domu, było zbyt martwe, żeby pozwolić na coś tak wdzięcznego jak echo.

– Miłość – powiedziała na głos do martwego powietrza swojej trumny. Dźwięk tego słowa spowodował, że się uśmiechnęła.

Dotknęła się i zamknęła oczy, wiedząc, że tej nocy zabije wszystkich skrytobójców w mieniu Irenicusa. Nie dbała już o to, że raczkująca gildia już nigdy jej nie posłuży – w ten czy inny sposób zamiast nich rolę tę spełni syn Bhaala.

– Irenicus był odpowiedzialny – Irenicus i Bodhi razem – za największą katastrofę, jaka spadła kiedykolwiek na miasto Suldanessellar – wyjaśnił Elhan.

Abdel rozsiadł się w swoim fotelu, zadowolony, że uzyskał w końcu jakieś fakty, które może wykorzystać, by cały ten bałagan zaczął mieć sens, zadowolony, że czuje się spokojniejszy. Drzewna komnata była przez elfy opisywana jako „obóz”, na dodatek „tymczasowy”, jednak dla Abdela wyglądała na wystarczająco trwałą. Te elfy niosły swoją tradycję wszędzie ze sobą.

– Nie wiedzieliśmy, co próbują zrobić. Nikt z nas nigdy nie byłby sobie w stanie nawet wyobrazić, że mogliby być tak… nie wiem. Nie podejrzewaliśmy – ciągnął Elhan. – Wielu starszych, słabszych obywateli zginęło w początkowych falach potęgi, która przeszła przez miasto. Drzewo Życia… oni zaatakowali Drzewo Życia.

Jaheira wypuściła gwałtownie powietrze, a Elhan skinął w jej stronę.

– Ellesime – moja siostra, nasza królowa – kontynuował – również niemal zginęła. Wystawić ją na niebezpieczeństwo, wystawić na nie nas wszystkich, Drzewo. To było więcej niż my, ktokolwiek z nas, mógłby zrozumieć. Całe miasto zniknęło, elfy zbierające wiedzę tysiącleci zostały zdmuchnięte… dla jakichś błahych zysków… jakichś osobistych zysków.

– I uszło im to bezkarnie? – spytała Jaheira z otwartymi szeroko oczyma.

Elhan uśmiechnął się i wzruszył ramionami.

– Nie sądziliśmy, że im się uda. Zostali ukarani zgodnie z życzeniami Ellesime. Otrzymali przeciwieństwo tego, czego pożądali. Wielka magia – wysoka magia – została użyta, by uczynić ich ludźmi. Zostali odarci ze swej elfiej natury i odesłani. Nie tylko otrzymali śmiertelność, lecz… wybaczcie mi – powiedział, skinąwszy po kolei głową trojgu ludzi – lecz również mieli mieć jeszcze zaledwie kilka lat, by zastanawiać się nad swoimi przewinieniami, zanim czas nie wykona egzekucji za nas.

– Czym było to, czego szukał? – zapytał Abdel.

– Nieśmiertelność – wyszeptała Jaheira.

Elhan pociągnął długi łyk z wysokiego kielicha słodkiego, elfiego wina i rzekł – Nieśmiertelność. Najprostszy, najgłupszy cel osób o ograniczonym umyśle. Żyć wiecznie w czystej arogancji wobec władcy, wobec czasu.

– Ale mu się nie udało – powiedział Abdel.

– Dotarł blisko – powiedział im Elhan. – Badał czary oraz rytuały, które zostały odrzucone przez mój lud dawniej niż przed jednym z naszych bardzo długich pokoleń.

– Ale Bodhi… – rzekła Jaheira – jej się udało, czyż nie?

Elhan znów wzruszył ramionami i powiedział – W pewnym sensie. Bodhi jest nieumarła. Nie jest nieśmiertelna. Są to dwie zupełnie odmienne rzeczy, które powierzchownie mogą wydawać się podobne. Będąc człowiekiem, Bodhi starała się usilnie odnaleźć szybszą, łatwiejszą odpowiedź. Jej natura zawsze była taka. Podczas gdy Irenicus dokonywał badań, ona działała. Bodhi stała się wampirzycą, lecz pozostała z mężczyzną, którego nazywała swym bratem, w nadziei, że ciągłe badania Irenicusa przysłużą się również jej.

– Nie jestem pewien, czy rozumiem – rzekł Abdel. – Irenicus chce z powrotem stać się elfem?

– Więcej – powiedział Elhan. – Był elfem, a my rzeczywiście żyjemy długo – wystarczająco długo, że rozumiem, iż niektórzy z waszego ludu sądzą, że naprawdę jesteśmy nieśmiertelni – jednak czas w końcu nas dopada. Irenicus był jednym z najlepszych spośród nas. Zanim zstąpił w szaloną nekromancję, był chyba najpotężniejszym magiem w całym Faerunie, a przynajmniej jednym z najpotężniejszych. Co więcej, był małżonkiem mojej siostry, był bliżej tronu, niż ktokolwiek mógłby dotrzeć. Kochała go i być może, dawno temu, on również ją kochał.

– Cóż więc go zmieniło? – spytała Jaheira. – Co mogło sprawić, że ją zdradził?

– Bodhi – rzekł beznamiętnie Elhan. – Choć niechętnie składam na nią całą odpowiedzialność. Mimo to podczas gdy moja siostra i ja wierzymy, że Irenicus miał niegdyś jakieś czyste intencje, wątpię, czy miała je kiedykolwiek Bodhi. Jest w niej coś, co czyni ją… nie wiem i być może nie chcę wiedzieć. Zadowolę się wiarą, że jest ona po prostu dewiantką.

Abdel poczuł nagle potrzebę, by wstać, i zrobił to. Zaskoczyło to Jaheirę, lecz nic nie powiedziała. Elhan obserwował w milczeniu, jak Abdel podchodzi do okna i wpatruje się w leśny baldachim.