– Gdzie ona jest? – spytał Abdel.
Elhan stał na skraju Łabędziej Doliny, a przed nim rozciągały się wysokie drzewa Suldanessellar.
– Zróbcie to – powiedział magom w elfim. – Otwórzcie to.
Elhan był otoczony przez najpotężniejszych magów Tethiru i kilku słabszych. Elfy tak młode jak dwadzieścia lat stały ramię w ramię z tymi, które widziały już dwa tysiące wiosen. Choć niektórzy dzierżyli moce, których inni nie mogliby sobie nawet wyobrazić, wszyscy byli teraz równi, zarówno w sile, jak i w celu. Musieli jedynie trzymać – każdy z nich po jednym – fragmenty osławionego Lampionu Rynn.
– Suldanessellar musi zostać dla nas z powrotem otwarte – rzekł Elhan.
Spojrzał na puste zazwyczaj poranne niebo i ujrzał, jak czarne obłoki przelewają się na sinym tle. Irenicus odciął ich od Suldanessellar, przygotowując nowy szturm na Drzewo Życia, jednak w końcu – dzięki zdecydowanie niezwykłemu sojusznikowi – zebrali wystarczająco fragmentów Lampionu Rynn, by przełamać zaklęcie Irenicusa i wrócić z powrotem do miasta, które tak długo było trzymane w niewoli.
Elhan przyjrzał się szeregom otaczających go magów. Śpiewając słowa, które były stare, zanim pierwsi ludzie wyłonili się z jaskiń, by w ogłupiałej fascynacji spoglądać na gwiazdy, magowie łączyli fragmenty ze sobą.
Elfi książę wyciągnął swoją księżycową klingę i wyszedł do przodu. Wyciągnął rękę i dotknął mrowiącej, chłodnej bariery. Była namacalna, choć niewidoczna, a jej dotyk, nawet teraz, zaledwie na parę chwil przed zniszczeniem, wywoływał w nim fale nienawiści.
– Opuśćcie to, lojalni – powiedział Elhan. – Opuśćcie!
Fragmenty połączyły się w praworządnych dłoniach elfich magów i dudniące wibrowanie zmarszczyło ziemię u stóp Elhana. Niektórzy magowie upadli, paru z nich nawet upuściło swoje części lampionu, jednak nie miało to znaczenia.
Z góry zadął wicher i Elhan musiał zamknąć oczy przed jego siłą. Został zmuszony, by uklęknąć.
– Wkrótce to się skończy, siostro – pomyślał, pozwalając by jego umysł dotknął Ellesime.
Jeden z magów wrzasnął – Lampion!
Elhan otworzył oczy i ujrzał, że części artefaktu połączyły się ze sobą i stopiły we wciąż niekompletną całość. Jeden z magów wyciągnął rękę, by go dotknąć, i z przedmiotu wyleciała zielona błyskawica, pokonując trzy kroki pomiędzy nim a dłonią czarodzieja. Mag został odrzucony w tył w deszczu iskier i rozległo się głośniejsze, silniejsze dudnienie, które powaliło Elhana na ziemię.
– Otwarte – w jego głowie zabrzmiał głos Ellesime – ale nie skończone.
Abdel czuł pod stopami wibracje, czuł otępiające efekty teleportacji, czuł, jak jego przyjaciele padają daleko za nim, czuł, jak wzrasta w nim stary gniew, czuł tę żółtą mgłę, która zawsze pojawiała się przed tym, jak przelał czyjąś krew, jednak żadna z tych rzeczy nie zdołała przekraść się do jego świadomych myśli. Biegł, aby dotrzeć do Imoen. Tym razem zabierze ją do Candlekeep i dopilnuje, aby krew Bhaala została wysączona z niej tak samo jak z niego, w ten czy inny sposób.
Irenicus był do niego odwrócony tyłem, jednak Abdel nie starał się uciszyć swoich dudniących kroków i zasapanego, zmęczonego oddechu. Nekromanta obrócił się, kierując w stronę Abdela dzikie spojrzenie. Irenicus uśmiechnął się i rozłożył szeroko ręce, jakby zamierzał objąć nacierającego najemnika. Abdel niemal po nim przebiegł, jednak Jon Irenicus pojawił się kilka metrów z boku. Nekromanta był na tyle bezczelny, by się z niego zaśmiać.
Abdel upadł na twarz i przejechał po szorstkim żwirze, zatrzymując się pod przechyloną marmurową płytą. Wstał szybko, ignorując krwawiące otarcia na czole. Obrócił się do Irenicusa, który przestał się śmiać i wydał z siebie zniecierpliwiony warkot.
– Ona umiera! – wrzasnął nekromanta. – Znów będę elfem. Wygram. Poślę ją do piekła, zanim ty sam do niej dołączysz i spalicie się tam razem. Krew twojego ojca nie może tego powstrzymać, twoi żałośni przyjaciele nie mogą tego powstrzymać, wszystkie elfy z Tethiru nie mogą tego powstrzymać!
– Gdzie ona jest?! – wrzasnął Abdel niskim, twardym i władczym głosem. – Co zrobiłeś z Imoen?
– Twoja siostra – zaśmiał się Irenicus – osiągnęła prawdziwy cel. Przemierza Faerun jako awatar waszego ojca. Bhaal jest martwy, lecz jego krew żyje dalej, jego moc żyje dalej, a ja wypaczyłem ją, nagiąłem do mojej woli, aby zabić Ellesime z Suldanessellar i wyrwać to cholerne drzewo, którego potrzebuję, żeby żyć wiecznie.
Abdel, z mieczem w dłoni, kontynuował natarcie na Irenicusa.
Nekromanta podniósł rękę i powiedział – Nie chcesz zobaczyć? Nie chcesz tego zobaczyć? – Jego głos przeszedł w niezrozumiały bełkot.
Abdel cofnął miecz do zamachu, zdecydowany zobaczyć, czy nekromanta potrafi żyć bez głowy, kiedy coś uderzyło go w pierś. Było to tak, jakby wbiegł na kamienną ścianę, a ona oddała mu kopnięcie. Abdel poleciał do tyłu jakiś niemierzalny odcinek. Wiatr zaświstał najemnikowi w uszach, a następnie rozległ się głos Irenicusa – Nie chcesz zobaczyć twarzy swego ojca?
Abdel uderzył mocno o ziemię, trzymał jednak miecz. Poczuł, jak coś w dolnej części pleców poddaje się, usłyszał trzask i zdrętwiały mu nogi. Przez myśli przemknęło mu słowo nie! Nekromanta złamał mu kręgosłup. Abdel leżał rozłożony na żwirze, spoglądając w przechyloną w dół i pełną dezaprobaty twarz marmurowego elfa.
Zdołał oprzeć się na łokciach i zobaczyć, że dobre pięćdziesiąt metrów dalej stoi Jon Irenicus, wymachujący pięściami w powietrze i biegnący do Abdela.
– A więc zginiesz, zanim to zobaczysz! – zaskowyczał nekromanta. – Zobaczymy się w piekle, gdzie zabiorę ci duszę, zmieszam ją z esencją drzewa i stanę się bogiem!
Abdel wrzasnął ze wściekłością w jaśniejące poranne powietrze, a Irenicus odpowiedział kolejnym strumieniem chropawych, gardłowych, śpiewnych słów. Najemnik znów spojrzał na nekromantę, który zatrzymał się trochę bliżej niż w połowie odległości, z której zaczął, i wskazał na Abdela długim, kościstym, trzęsącym się palcem. Z kącika jego bełkoczących ust spływała ślina.
Abdel poczuł falę wszechogarniających mdłości. Na wzrok padła mu szara mgła i zakręciło mu się w głowie. Odwrócił się w bok i zwymiotował, lecz nic się z niego nie wylało. Poczuł jak wzdłuż kręgosłupa biegnie mu mróz i zaczęło mu dzwonić w uszach.
– Giń! – wrzasnął Irenicus urywanym i przenikliwym głosem. – Giń, niech bogowie cię przeklną, giń!
Abdel nie zginął, jednak minęło sporo czasu, zanim przeszły mu mdłości.
– Ssynu Bbhaala – wyjąkał Irenicus. – Jesteś synem Bhaala. Zabiłem tysiąc mężczyzn tym czarem… tysiąc śmiertelników. – Nekromanta zarechotał, padając na kolano. Jego oczy były czerwone, wciąż wybałuszone i wyglądające na zbolałe, jakby miały wybuchnąć. – To powinno cię zabić. Nigdy mnie nie zawiodło… poza Ellesime. Och, będziesz mi służył i to dobrze.
Coś zaskoczyło w kręgosłupie Abdela i wraz z falą kłującego ognia powróciło mu czucie w nogach. Wstał, zacisnął chwyt na mieczu i skierował wściekłe spojrzenie na Irenicusa.
– Zabawiłeś się ze mną tak, jak ja zamierzam z tobą, nekromanto – warknął Abdel.
– Abdel! – gdzieś daleko krzyknęła Jaheira.
Zaraz potem zabrzmiał głos Yoshimo i znów Jaheiry.
– Gdzie ona jest? – spytał Abdel Irenicusa.
– Nie możesz już dla niej nic zrobić, Abdelu – Irenicus powiedział dziwnie złagodzonym głosem. – To już skończone. Wygrałem.
Abdel, warcząc niczym ogłupiałe, rozwścieczone zwierzę, wystrzelił do przodu. Irenicus wypowiedział trzy obce słowa i zniknął, zanim Abdel zdążył pozbawić go głowy.