Niszczyciel otrząsnął się z niewielkiego efektu, jaki wywarła na niego błyskawica, i obrócił się w stronę elfiego maga.
– Ten elf zginie szybko – rzekł ponuro Yoshimo.
Niszczyciel wykonał dwa wielkie, trzęsące ziemią kroki w stronę maga, który był dość rozsądny, by odwrócić się i uciec. Elf zdołał zniknąć w drzwiach, których Abdel nigdy nie dostrzegłby u podstawy drzewa. Niszczyciel wrzasnął ze wściekłości i Abdelowi zadzwoniło w uszach.
Obecny w nim najemnik dostrzegł wahanie w krokach potwora. Tygrys zranił go bardziej, niż Abdel uznał z początku.
– Yoshimo – powiedział Abdel. – Musimy to unieruchomić.
– Unieruchomić? – spytał Kozakurczyk.
– Sprawić… – złościł się Abdel. – Sprawić, aby ta istota nie mogła się poruszać. Sprawić, żeby przewróciła się i nie mogła wstać…
– Rozumiem już – przerwał Yoshimo – dziękuję ci. A więc zabieramy się za nogi?
– Tak sądzę – odparł Abdel – unikając ramion. Jeśli sprawimy, że się zatrzyma, może uda mi się z tym porozmawiać.
– Abdel… – zaczęła Jaheira, która podeszła do nich.
– To Imoen – powiedział jej Abdel. – Gdzieś tam jest Imoen.
– Abdel… – zaczęła mówić.
– Nie, Jaheiro – rzekł. – To ty to zaczęłaś. Zanim cię poznałem, nie zawahałbym się – nie tylko teraz, lecz setki razy wcześniej. Yoshimo byłby już martwy, podobnie jak Gaelan Bayle – ale żyją dzięki tobie, dzięki temu, że nauczyłaś mnie walczyć sercem – ludzkim sercem – nie moją splamioną krwią. Ta istota to Imoen. Nie mogę jej zabić. Zabiłem Sarevoka, ale jej nie mogę.
Jaheira uśmiechnęła się smutno, po czym jej uwaga została gwałtownie odciągnięta przez śmiertelne wrzaski kolejnego elfa.
– Yoshimo? – spytał Abdel.
Yoshimo przytaknął, lecz spojrzał na Abdela, aby ten uczynił pierwszy krok.
– Spróbuję, przyjacielu – powiedział Kozakurczyk – ale odejdę, jeśli poczuję, że muszę odejść.
Tym razem to Abdel przytaknął. Wykonał pierwszy krok i obydwaj rzucili się do ataku.
Większą część ich szarży zasłoniła fala uciekających elfów, zresztą Niszczyciel wciąż starał się odnaleźć maga, który posłał w jego stronę błyskawicę. Abdel dotarł do nogi stwora i zdołał zamachnąć się w otwartą już ranę. Miecz odbił się od opancerzonej nogi centymetr od zranienia. Niszczyciel nie zauważył go.
Yoshimo zaszedł z drugiej strony. Kozakurczyk poruszał się, powodując jedynie szmer, i choć wyglądał tak, jakby chciał wydać z siebie jakiś okrzyk bojowy, trzymał język za zębami. Miecz wbił się głęboko w nogę Niszczyciela, a siła ciosu wzmocniona była tym, że Kozakurczyk biegł.
Potwór wyrzucił głowę w tył na garbatej szyi i syknął w powietrze. Yoshimo, zaciskając mocno zęby, zaczął kręcić mieczem w tę i z powrotem w nodze stwora. Abdel nie mógł stwierdzić, czy chce on wyciągnąć ostrze, czy wbić je głębiej. Wszędzie pryskała zielona krew i Yoshimo szybko został nią pokryty.
– Zaklęte! – zawołał Yoshimo. – To znaczy ostrze!
Niszczyciel wyciągnął rękę do Yoshimo, a Abdel, nie będąc pewien, co innego może zrobić, wrzasnął. Rozproszyło to uwagę potwora na zaledwie pół sekundy, wystarczyło jednak, aby Yoshimo uchylił się przed wielopalczastą łapą.
Niszczyciel zmienił kierunek ręki i uderzył Yoshimo. Zaklęty miecz wydostał się z nogi stwora, uwalniając drugi strumień zielonej krwi, a Yoshimo został odrzucony kilka kroków dalej.
– Imoen! – wrzasnął Abdel. – Nie!
Niszczyciel zaryczał i pochylił głowę ku Yoshimo. Oszołomiony Kozakurczyk potrząsnął głową i próbował wstać.
– Yoshimo! – wrzasnęła Jaheira. – Uciekaj stamtąd! – Jakby Kozakurczyk miał zamiar zrobić coś innego.
Niszczyciel opuścił swą potężną głowę i przebił Kozakurczykowi plecy jednym z podobnych do kosy rogów z boku swej twarzy. Abdel obserwował to i słyszał, jak awatar wącha leżącego Złodzieja Cienia niczym pies smakujący posiłek. Yoshimo próbował wstać, lecz potwór przyszpilił go do ziemi. Przez ciało Kozakurczyka przebiegła fala dreszczy i zakrztusił się krwią, która wypełnia mu szybko usta. Niszczyciel niemal wydawał się uśmiechnąć na ten widok.
– Harasu – powiedział Yoshimo łamiącym się głosem, a jego prawa dłoń na próżno grzebała w ziemi w poszukiwaniu miecza. – Harasu…
Niszczyciel powoli opuścił łapę na Yoshimo, wyciągnął róg i rozszarpał Kozakurczyka na krwawe strzępy.
Abdel wrzasnął i wycofał rękę, zapominając o próżności klepania dziesięciometrowego potwora swoim zwyczajnym, stalowym mieczem. Niszczyciel obrócił głowę w jego stronę i wciągnął głęboki oddech przez nozdrza wielkości dłoni. Stwór pochylił głowę, drugi raz przypominając Abdelowi psa. Niemal wydawał się go rozpoznawać. Abdel pozwolił swej ręce opaść.
– Imoen – powiedział. – To ja.
Niszczyciel ryknął i Abdel wyrzucił do góry dłonie, by osłonić uszy, upuszczając tym samym swoje nieskuteczne ostrze. Zabolało go w dzwoniących dotąd uszach i wzdrygnął się na podmuch smrodu, jaki ryk posłał w jego stronę.
– Abdel! – wrzasnęła Jaheira. Ledwo ją słyszał. – Miecz!
Miecz!
Abdel zanurkował po klingę Yoshimo, rzucając się dalej w powietrze, niż był sobie w stanie wyobrazić, że jest zdolny. Opadł z dłonią na rękojeści miecza i natychmiast poczuł, jak w lewym ramieniu eksploduje mu palący ból. Niszczyciel przyszpilił go do ziemi w ten sam sposób co Yoshimo. Abdel czuł jego gorący oddech i jego smród mdlił go. Ból wywołany rogiem szerokości nadgarstka, przebijającym kość i ciało, spowodował, że w głowie Abdela zawirowały kolorowe światła, i doprowadził go na skraj przytomności. Żółta mgła wróciła i tym razem to Abdel ryknął, z wściekłości i frustracji.
Abdel przekręcił się na bok, pozwalając, by róg rozerwał drętwiejące już ciało. Zamachnął się mieczem tak mocno, że każdy mięsień w jego ręku napiął się do granic zerwania. Ostrze przecięło róg i dzięki pomocy ruchu obrotowego odpadł on z twarzy Niszczyciela niczym gałąź wyrwana z drzewa.
Potwór wzdrygnął się, a Abdel, ogarnięty teraz pragnieniem zabijania – wszechogarniającą żądzą krwi przewyższającą wszystko, co kiedykolwiek odczuwał – odwrócił ostrze i zamachnął się nim na krokodylą żuchwę Niszczyciela. Cała żuchwa odpadła i wyciągniętego najemnika zmoczył zielony śluz. Abdel zamrugał, zaszedł już jednak za daleko, by dać się przez to powstrzymać. Znów ciął w głowę stwora, ignorując głębokie szramy, jakie na jego prawym boku wyryła jedna z opazurzonych łap.
Róg wypadł z krwistej rany na ramieniu Abdela i bez zastanowienia chwycił go w powietrzu, zanim jeszcze dotknął ziemi. Bez wahania wbił go w zakrwawione gardło potwora. Niszczyciel znów zaryczał, w ogóle pozbawiając Abdela zdolności słyszenia.
Całe ciało Abdela wzdrygnęło się, następnie napięło, i głęboka rana w jego boku zamknęła się natychmiast, znikając. Żółta mgła w polu widzenia pogłębiła się i wszystkim co widział wyraźnie, był Niszczyciel – jego przeciwnik stał się całym światem.
Najemnik znów ugodził stwora, następnie jeszcze raz i kolejny. Nie zatrzymał się, dopóki wielka, zrodzona w piekle bestia nie przewróciła się z hukiem niczym trzęsienie ziemi, z odgłosem, który jedynie Abdel mógł usłyszeć.
Rozdział dwudziesty czwarty
Spokój.
Nie cisza, były dźwięki: odgłosy biegnących stóp, palącego się drzewa, płaczących dzieci, nawołujących głosów, pytających w elfim czy wszystko w porządku, czy ktoś nie widział mojego męża, czy ktoś wie, co stało się z moją rodziną…