Выбрать главу

Elhan, otępiały po teleportacji, zatoczył się do boku Ellesime i powiedział coś do niej krótko w elfim.

– Czuję, jak on się rozpada – rzekła słabo królowa. – Nie może tego kontrolować.

Abdel z niemal kompletnie zaleczonym ramieniem, ścisnął rękojeść zaklętego miecza. Musiał wybrać pomiędzy tą kobietą, tą elfią królową, będącą obrazem takiego piękna, jakiego Abdel nigdy nie uznałby za możliwe, a życiem młodej dziewczyny, z którą bawił się w piwnicy na wino Winthropa.

– Jak mamy to za… powstrzymać? – Abdel spytał królową. – Ta istota była kiedyś… była kiedyś młodą, żywiołową dziewczyną, która na nic takiego sobie nie zasłużyła.

Ellesime przytaknęła, po czym skrzywiła się w niewidocznym bólu.

– Spotkałam się z nim tutaj – powiedziała słabym głosem. – Było to w tej bibliotece. Chciałam, żeby tu do mnie przyszedł, z tym swoim awatarem. Jeśli znów mnie tu ujrzy, tyle czasu później, może… może… Przynajmniej jest daleko od Drzewa Życia.

– Na włosku wisi inne życie, wasza wysokość – odezwała się Jaheira, jadąc jak pozostali na adrenalinie, zniecierpliwieniu i czystym przerażeniu.

– Twoja siostra – powiedziała Ellesime, po raz pierwszy zwracając się bezpośrednio do Abdela – nie jest taka jak ty.

Abdel wciągnął oddech i wystąpił krok do przodu, co spowodowało, że elfi wojownicy wyszli w jego kierunku. Wycofał się na tyle, by dać im poznać, że jeśli zechce przejść obok nich, nie będą w stanie go powstrzymać.

– Ona jest wystarczająco taka jak ja – wysyczał Abdel – aby twój stary kochanek mógł ją zmienić w to… to…

– Byłaby awatarem – rzekła Ellesime – gdyby Bhaal żył. Zamiast tego jest tylko… dość blisko. Może mnie zabić, ten nowy, ten Zabójca. Krew twojej siostry była uśpiona, podczas gdy twoja otrzymała szansę, by się pokazać. Jaką profesją pozwolił ci się zajmować twój przybrany ojciec? Najemnika?

Abdel przytaknął.

– A Imoen? – spytała królowa.

– Jej przybranym ojcem był Winthrop – powiedział Abdel – karczmarz. Nie był tak poważnym mężczyzną jak Gorion. Imoen była radosną, przedwcześnie rozwiniętą dziewczyną.

– I nie było niczego, co mogłoby z niej wyciągnąć Bhaala – dodała Jaheira, rozumiejąc.

– Co to wszystko teraz znaczy? – zapytał Abdel marszcząc ze złością brew. – Muszę ją zabić. Sprowadziłaś nas tutaj i teraz to jedyny sposób, by to wszystko powstrzymać. Aby powstrzymać Zabójcę Irenicusa przed zabiciem ciebie – przed zabiciem nas wszystkich – muszę zabić Imoen.

– Nie – powiedziała Ellesime. – Jest szansa…

Rozdział dwudziesty piąty

Irenicus pojawił się w środku Suldanessellar w przebraniu elfa. Każdy z magów biegających wokół w panice, by pomóc ocalałym, zidentyfikowałby go za pomocą machnięcia jednym czy dwoma palcami. Panujące pandemonium było równie dobre jak iluzja. Bez przeszkód stanął u podstawy Drzewa Życia.

Uśmiechnął się do niego i zamknął oczy. Czuł, jak jego moc przepływa przez niego niczym drugie bicie serca. Drzewo było życiem, a dla Irenicusa będzie życiem wiecznym.

Upadł na kolana i dotknął czołem świętej ziemi. Wyglądając jak setki elfich wiernych, którzy każdego dnia przychodzili komunikować się z drzewem, Irenicus zaczął powtarzać słowa rytuału.

Wyciągnął lewą dłoń i czubkami palców musnął ciepłą korę Drzewa Życia.

Ręka zadrżała mu od mocy, pulsującej w nim i przepływającej mu do serca.

– Na zawsze – powiedział Irenicus. – Na zawsze. Zawsze. Zawsze.

Odgłos, jaki wydała z siebie Ellesime, był gorszy niż jakikolwiek wrzask, który Abdel kiedykolwiek słyszał. Był jak wypływający z udręki skowyt, jaki mógł wydobyć z siebie jedynie ktoś, kto żył wystarczająco długo, by zrozumieć prawdziwe znaczenie tego, co działo się wokół niego.

– Drzewo – wycharczała. – Irenicus… jest przy Drzewie Życia.

– Ellesime – rzekł Elhan, po jej imieniu wymawiając kojący strumień elfich słów, których Abdel nie zrozumiał.

Ciało królowej wygięło się, zwinęło z bólu.

– Imoen! – wrzasnęła.

Abdel poczuł ciarki.

– To zabójca – wydyszała Ellesime. – Mogę… go… wyczuć… – Jej twarz wykrzywiła się w masce odrazy tak wielkiej, że Abdel musiał odwrócić wzrok.

– Mielikki, ocal nas wszystkich – powiedziała Jaheira, opadając na kolano.

Abdel ujrzał, jak przez twarz Jaheiry przemyka wyraz rezygnacji i zrozumiał to. Jaheira obserwowała tę kobietę, którą znała przez całe życie, jak wszystkie elfy, jako nieśmiertelny symbol swego ludu. Elfka ta była bardziej pomnikiem niż kobietą. Nic nie mogło jej dotknąć, nie czas, nawet nie śmierć. Teraz była tutaj, zwijając się z bólu, chwiejąc się pod pomyłką, jaką uczyniła, zanim stała się tym solidnym jądrem Suldanessellar, kiedy wciąż była dziewczyną, uwiedzioną przez elfa, który marzył o nieśmiertelności.

Abdel podszedł do Ellesime i chwycił jej twarz w swoje wielkie, szorstkie dłonie. Jej oczy obróciły się do wewnątrz, a Abdel poczuł, jak silna dłoń chwyta go za ramię.

– Co robisz? – zażądał odpowiedzi Elhan. – Ona cierpi. Puść ją!

Abdel odepchnął go i powiedział szorstko – Ellesime! Ellesime, spójrz na mnie!

Królowa załkała i zamknęła oczy, starając się wyrwać głowę z dłoni Abdela.

– Teraz będzie żył wiecznie. Będzie taki jak ty.

– Ellesime! – ryknął Abdel.

Elhan cofnął się i wyciągnął swą księżycową klingę.

– Puść…

– Nie – rzekła Ellesime, a jej oczy otworzyły się, by skoncentrować na Abdelu. – Więź została nawiązana. Irenicus karmi się z Drzewa Życia.

– Rozumiem – powiedział Abdel, choć w istocie wciąż zmagał się z niemożliwością tego wszystkiego. – Czy widzisz Imoen, Zabójcę? Wiesz, gdzie ona jest?

– Zbliża się – wyszeptała królowa, już się nie wyrywając. Łzy spłynęły jej po policzkach.

– Jak mamy ją zabić? – spytał ją.

Jej oczy złagodniały i pojawił się w nich wyraz ulgi.

– Możecie mieć szansę.

– Mów.

– Lampion Rynn… – rzekła, jej głos był ledwo słyszalnym piskiem, w którym ból oraz żal mieszały się z nadzieją.

– Lampion zabije Zabójcę? – zapytała Jaheira, wstając.

– Złamie więź z Irenicusem i drzewo uczyni go śmiertelnym. Nie zabije go, lecz umożliwi jego zabicie – odpowiedziała Ellesime.

Abdel opuścił dłonie z jej twarzy, po czym odwrócił wzrok, patrząc w dół.

– Magowie przygotują Lampion – warknął Elhan. – Naszykujcie się. – Zaczął powtarzać rozkaz w elfim, lecz Abdel podniósł rękę, powstrzymując go.

– Nie mogę tego zabić – rzekł Abdel, spoglądając gorejącymi oczyma na Ellesime. – To jest… to była Imoen. Nie zasługuje na to, by zginąć za twoje pomyłki, królowo Ellesime.

Elfia królowa obróciła się, by na niego spojrzeć i przez króciutki moment jej brwi zmarszczył wyraz wyniosłego niezadowolenia, zanim nie uświadomiła sobie, że on ma rację.

– Czym byś zaryzykował, aby ją ocalić? – spytała go.

– Niczym – odpowiedział za niego Elhan. – Nie zaryzykujemy już żadnymi żywotami dla tej dziewczyny.

– Nie – przerwała Jaheira, zanim Abdel odwrócił się do elfów. – Abdel ma rację. Jest jedyna, ale to wystarczy.

Abdel uśmiechnął się i odwrócił do Ellesime.

– Jak? – zapytał.

– Więź, jaką dzieliłam z Irenicusem, została przeniesiona z niego na Zabójcę w chwili, gdy nawiązał kontakt z Drzewem Życia. Jest teraz z nim połączony i posłał Zabójcę wzdłuż tej więzi, by mnie odnalazł – powiedziała królowa. – Więź ta… może zostać przeniesiona ze mnie… na ciebie.