Выбрать главу

– Jaheira! – zawołał Abdel. – Imoen!

Co tu robiła Imoen? Kiedy Abdel widział ostatnim razem tę młodą kobietę – małą dziewczynkę – znajdowała się za chronionymi murami Candlekeep. Była irytującym dzieciakiem, który nigdy nie brał Abdela wystarczająco poważnie, wyrażała otwarty brak szacunku oraz złośliwość i należała do nielicznego grona przyjaciół, jakich Abdel miał kiedykolwiek w ufortyfikowanym opactwie, w którym dorastał. Nie był w stanie zgłębić, co mogła robić w tym miejscu. Była więźniarką tych ludzi, którzy mogli być Złodziejami Cienia, ale jak, kiedy i dlaczego zabrali ją z Candlekeep?

Grupka walczących skrytobójców zapłonęła w wyniku dziwacznej, zrodzonej z magii eksplozji. Pojawił się gęsty odór dymu, spalonych włosów i krwi. Garstka ludzi podnosiła się na nogi. Niektórzy czołgali się, szukając broni. Inni już zaczęli zabijać się nawzajem. Widok na większość pomieszczenia blokował Abdelowi powiększający się opar dymu, mimo to ruszył tam.

– Imoen! – zawołał ostro i był pewien, że usłyszał jej odpowiedź, choć teraz w komnacie znów narastała kakofonia stali brzęczącej o stal. Spadł przed nim fragment stropu i musiał cofnąć się o krok. Ktoś chwycił go szorstko od tyłu i Abdel obrócił się z uniesioną prawą pięścią.

Rudowłosy mężczyzna warknął i cofnął się szybko. Abdel był wystarczająco zdumiony, by chybić w szaleńca.

– Trzeba iść! – rzekł obłąkaniec. – Boo żąda tego! Boo żąda…

Przerwał widząc, że Abdel znów podnosi pięść i wzdrygnął się, gdy wyglądało na to, że najemnik zamierzą go uderzyć. Zamiast tego wielki mężczyzna pchnął go w dół, ratując mu w ten sposób życie. Połyskujące stalowe ostrze zatoczyło łuk w powietrzu w miejscu, gdzie mgnienie oka temu znajdowała się ruda czupryna szaleńca. Abdel sam musiał pochylić się pięć czy dziesięć centymetrów w tył, by uchylić się przed świszczącym czubkiem.

Abdel poczekał, pół sekundy, aby ostrze miecza zakończyło swój łuk, po czym wymierzył cios lewą pięścią w skróconym ruchu. Krwawiąc z paskudnie rozciętej wargi, mężczyzna padł na ziemię, mrugając po drodze. Kiedy przewracał się, Abdel zwinnie wysunął mu miecz z ręki i kiedy żołnierz uderzył w brukowaną podłogę, Abdel podniósł już broń, by sparować niepewny atak kolejnego napastnika.

Żołnierze w krótkich płaszczach, których Abdel rozpoznał natychmiast jako Amnijczyków, wlewali się do komnaty przez drzwi, których najemnik nie zauważył wcześniej. W dymie, wrzaskach i zamieszaniu Abdel nie mógł odróżnić, kto jest kto, podobnie jak żołnierze, którzy wchodząc atakowali po prostu każdego, kto był wewnątrz.

– Trzeba iść! – powiedział rudowłosy mężczyzna, stając teraz przed Abdelem.

Abdel sparował następny zamach zdumionego żołnierza, który spoglądał na nagie ciało Abdela i czerwienił się. Syn Bhaala odtrącił miecz Amnijczyka i uderzył go pięścią w twarz wystarczająco mocno, by dołączył do swego przyjaciela na podłodze.

– Imoen – rzekł Abdel.

Nie mógł zgłębić, jak ci porywacze zdołali wydostać Imoen z Candlekeep. Była sierotą, która wylądowała pod opieką Winthropa, dobrze znanego i lubianego właściciela gospody w Candlekeep.

Winthrop był łatwiejszym człowiekiem niż Gorion, mniej wymagającym, i frywolne zwyczaje oraz niedbałe zachowanie Imoen były łatwe do wytłumaczenia.

Była dobrym dzieciakiem i nie zasługiwała na to, by być tutaj.

– Boo – powiedział rudowłosy, kopiąc odzianego w czerń skrytobójcę w pachwinę i zabierając mu miecz, gdy się przewracał, tak jak zrobił to Abdel – mówi, że trzeba iść!

Rozdział trzeci

Nawet pomniejszy wampir jest wystarczająco silny, by złamać człowiekowi kark. Zostało to dowiedzione trzykrotnie w przeciągu jednej minuty, gdy dwaj słudzy Bodhi chronili ją przed pospiesznym atakiem strażników.

Bodhi spojrzała przez wypełnioną dymem komnatę i westchnęła w głębokim rozczarowaniu. Pojawili się Złodzieje Cienia, najwyraźniej rozwścieczeni załatwianiem sprawy tego Abdela i dziewczyny. Nigdy nawet nie widziała tego człowieka. Złodzieje Cienia poprosili Bodhi i Irenicusa o złapanie go, jednak Irenicus wydawał się równie zainteresowany nim oraz dziewczyną którą opisywał jako siostrę przyrodnią Abdela, jak Złodzieje Cienia. To właśnie dlatego trzymali więźniów dłużej, niż chcieli tego od nich Złodzieje.

Odpowiedź ze strony skrytobójców była przejawem zarówno ich zniecierpliwienia, jak i stopnia w jakim pragnęli przynajmniej dwojga z tych więźniów. Bodhi miała nadzieję, że gildia skrytobójców, którą sama zebrała – na rozkaz Irenicusa – będzie równie oddana.

Teraz pojawiła się milicja, choć Bodhi nie była pewna, co ją przyciągnęło. Może hałas i trzęsienie ziemi były czymś, co można było usłyszeć lub wyczuć na powierzchni. Może, Bodhi pomyślała z paskudnym uśmiechem, sąsiedzi się skarżyli.

Zacisnęła uchwyt na długich, delikatnych włosach dziewczyny i kopnęła przebiegającego żołnierza w pachwinę, posyłając go pół metra w górę i śmiejąc się, gdy spadł na podłogę ze łzami lejącymi się z oczu i krwią nasączającą powoli skórzany woreczek przy spodniach.

– Imoen! – pewny, głęboki głos zawołał gdzieś ze środka zamieszania i Bodhi podniosła wzrok, by dostrzec jego źródło.

Nieomal pozwoliła sobie na westchnienie na widok wielkiego mężczyzny, nagiego i opierającego się o rudowłosego człowieka, który próbował wyciągnąć go z pomieszczenia. Ten nagi był piękny. Wydawał się niemal błyszczeć. Bodhi poczuła coś, czego nie czuła od dawna, odkąd osiągnęła stan nieumarłej. Uczucie to spowodowało, że się uśmiechnęła.

– Abdel! zaskamlała dziewczyna, którą trzymała za włosy. Teraz uśmiech Bodhi stał się jeszcze szerszy.

– To jest Abdel? – wyszeptała wampirzyca, nie dbając o to, że Imoen nie mogła jej usłyszeć przez odgłosy bitwy.

Żołnierz zatrzymał się gwałtownie przed nią, wycelował kuszę w jej twarz i wrzasnął przenikliwym głosem – Puść dziewczynę i odsuń…

Głos urwał się, gdy wystąpił jeden z jej sług.

Pomniejszy wampir obrócił kuszę w stronę gardła żołnierza. Stalowy czubek przebił skórę i żołnierz szarpnął się gwałtownie, naciskając spust i posyłając bełt we własne gardło z siłą wystarczającą niemal do tego, by pozbawić się głowy. Mężczyzna zakaszlał raz, a sługa otworzył usta, wyciągając je do szyi wyższego mężczyzny. Oczy żołnierza skierowały się na sługę z przerażeniem, po czym mrugnęły, gdy strumień krwi zalał mu twarz. Sługa Bodhi żywił się, a ona mu na to pozwalała. Spojrzała tam, gdzie mała grupa żołnierzy walczyła z parą lepiej wyszkolonych Złodziei Cienia. Bili się nad nieruchomą sylwetką młodej kobiety – tej, która została pojmana we Wrotach Baldura z Abdelem.

– Ta też? – Bodhi spytała na głos.

Och, tak – głos Irenicusa odpowiedział jej w głowie – ta też.

Gdzie jesteś? – spytała go.

Odszedłem stąd – odparł – co sugerowałbym również tobie. Ci żołnierze są niezliczeni niczym krople deszczu i jeszcze bardziej irytujący. Całe dnie zajęłoby ci zabijanie ich jednego po drugim.

Po jednym w każdej ręce – pomyślała z uśmiechem, po czym powiedziała na głos – Abdelu, kiedy znów się spotkamy…

Abdel wyszarpnął się z trzymających go rąk przyjaciela i odwrócił z powrotem w stronę spowitego chaosem pomieszczenia. Dostrzegł kolejny przebłysk twarzy Imoen. Ktoś, kogo nie mógł zobaczyć, ciągnął ją za włosy. Abdel obrócił głowę. Co ona tu robiła?