Выбрать главу

– Więc?

– Powiedziałem już. Mi to wisi. Straciłem parę lat życia. Nie zmieniło to nikogo i niczego. Macie moje błogosławieństwo. Ale więcej nich nikt z was tu nie przychodzi, bo poszczuję psami.

– Rozumiem. Ale wie pan co? Chciałbym panu coś jeszcze powiedzieć. Rzeczywiście, utrzymujemy kontakty z wieloma politykami. Rzeczywiście, bywa, że przyjmujemy od różnych organizacji. I rzeczywiście, ktoś może robi na nas szmalec. W zeszłym roku, w utrzymywanych przez nas domach, żyło około czterech tysięcy osób z kategorią E. W zeszłym roku, dzięki naszym pikietom, opóźniono otwarcie trzystu abortpunktów. Szesnastu naszych ludzi zostało pobitych. Jeden z nich nigdy już nie będzie władał lewą ręką. Drugi resztę życia przechodzi z twarzą pociętą szramami. Trzeci przez siedem miesięcy gnił w szpitalu. Rzeczywiście, nie jesteśmy czyści do końca. Ale coś jednak robimy, panie Tyson. Coś…

Odwrócił się i ruszył do końca. Zatrzymał się w progu, znów spojrzał na Tysona.

– Powiedziałem, żegnam.

– Jasne. No cóż, szkoda, wielka szkoda.

– Pana mi szkoda, bo będzie pan musiał stąd wracać. Do widzenia.

– Do widzenia – powtórzył Marlon – Aha, panie Tyson, byłbym zapomniał. Pan przecież nie ma psów.

„… Przez trzy miesiące w abortpunkcie w Norfolk utrzymywano przy życiu sześć osób. Osoby miały być poddane zabiegowi eutanazji między 23 III 2084 a 17 IV tegoż roku.

Utrzymywane w stanie śpiączki przez ponad dziewięćdziesiąt dni, do momentu wykrycia afery przez działaczy AsLive’u, były żywymi fabrykami hormonów, krwi, szpiku kostnego, istoty czarnej (…).

– W ten sposób – powiedział jeden ze współpracowników doktora Beaffona – wykorzystanie ludzkich zasobów stanie się bardziej racjonalne (…)”.

fragment artykułu „Jutro proces”, „Newsweek” 23/2085

– Z czego ty właściwie żyjesz, Ger? – Sandra usiadła naprzeciw niego, podparła dłońmi.

– Czyżby cię to interesowało? – zmrużył oczy, uśmiechnął się lekko – Może masz jakieś plany, co?

– Żadnych – parsknęła i teraz ona zmrużyła oczy. Był pewien, że jej jest z tym znacznie bardziej do twarzy niż jemu.

– Szkoda – mruknął – moglibyśmy po planować razem. Tak na serio, to mam jeszcze trochę forsy, po rodzicach i dostałem spadek… Będę coś kombinował. Na razie o tym nie myślę.

– Też sobie wybrałeś miejsce na nie myślenie. Merrywil. Dziura jakich mało.

– Tu jest spokój. I cisza.

– Nie wyglądasz na kogoś, kto w życiu pragnie jedynie spokoju.

– Pozory mylą.

Nie zrozumiała, spojrzała na niego zdziwiona. Z tym zdziwieniem wyglądała o wiele ładniej niż kiedy mrużyła oczy. A już wtedy była śliczna.

Tyson spojrzał na zegarek.

– Mały powinien już tu być.

– Koleżkę sobie znalazłeś.

– Dawno nie gadałem z przyjemniejszym facetem. – Wstał z fotela, wyjrzał przez okno baru.

Rynek był pusty, tylko dwóch wyrostków siedziało na ławce pod drzewami. Jednego z nich Tyson już widział, Swel, brat Plama. Drugiego nie znał. Po chwili pojawił się Robert. Szedł w stronę baru dosyć szybko i pewnie, tylko od czasu do czasu sprawdzał drogę swoją białą laską.

Gdy przechodził koło ławki, tamci dwaj wstali i zbliżyli się do niego. Tyson obserwował chłopców przez okno. Przez chwilę rozmawiali. A potem jeden z nich potrącił Roberta.

Tyson dopadł do drzwi.

Nie zauważyli go od razu. Swel drugi raz popchnął Roberta i krzyknął:

– Trup! Żywy trup!

W tej chwili zobaczył Tysona. Jeszcze raz trącił Roberta i rzucił się do ucieczki. Jego koleżka prysnął w przeciwną stronę. Tyson pognał za Swelem. Chwycił go za kurtkę o cisnął na ziemię.

– Posłuchaj, mały skurwielu! – Swel próbował wstać, więc Tyson kopnął go w bok. – Jeśli jeszcze raz coś takiego zrobisz, to skuję ci gębę. I rozbije ryj twojemu bratu. Uważaj skurwielu, bo nie powtórzę ci tego nigdy więcej. Rozumiesz skurwielu?! – postawił Swela na nogi. – Rozumiesz?!

W oczach chłopaka pojawiły się łzy. Tyson puścił go i odwrócił się do Roberta.

– Takiego! – krzyknął Swel i popędził przed siebie. Tyson złapał go bez trudu. Strzelił otwartą dłonią w czoło, aż ręka zabolała.

– I nigdy tak do mnie nie mów – poprawił z drugiej strony.

Wrócił do Roberta. Chłopiec stał po środku placu, zdezorientowany, nie wiedząc za bardzo, co się dzieje. Laska i torba, którą niósł, wypadły mu z ręki.

– Nic ci się nie stało Rob?

– Nie.

– Na pewno?

– Na pewno.

– To chodź, zjemy ciastka. Oni już cię więcej nie zaczepią.

Chwila milczenia.

– Ale wiesz co, Ger?

– No…

– Ja wiem, wiem, że oni mówili prawdę.

W drzwiach przepuścił Roberta, który pewnie poszedł do jednego ze stolików. Sandra patrzyła na Tysona z przerażeniem, w oczach miała łzy.

– Co ty zrobiłeś?!

– Ja?!

– Coś ty najlepszego zrobił?!

– O co chodzi?!

– Pobiłeś go! Pobiłeś mniejszego od siebie chłopaka, wiedziałeś, że jest słabszy i pobiłeś go!

– Gdyby był silniejszy, to on by mnie pobił – zrobił krok w jej stronę, ale cofnęła się natychmiast.

– Przestań!

– To ty przestań! Słyszałaś, co oni powiedzieli Robertowi?!

– Tak! Ale ty go normalnie pobiłeś, pobiłeś niepotrzebnie. Mówili mi, tak, mówili, a ja nie wierzyłam…

– Co?!

– Że siedziałeś, że siedziałeś za pobicie kogoś, czy za napad. Śmiałam się, Gerard i napad, nie to niemożliwe. Zobaczyłam się dzisiaj. Prawdziwego.

– Pleciesz bzdury dziewczyno! To nie o to chodzi. Tak, siedziałem, ale opowiem ci, wszystko ci opowiem. Posłuchaj mnie – znów ruszył w jej stronę.

– Nie! – jej głos przeszedł w płacz. – Idź stąd! Idź stąd natychmiast!

Nie odpowiedział. Podszedł do Roberta. Chłopiec siedział pochylony nad stołem, z zagryzionymi wargami, opuszczoną głową.

– Chodź, Rob – powiedział spokojnie Tyson. – Nie zjemy dzisiaj ciastka.

Robert wstał posłusznie, poszukał ręki Tysona. Chwycił mocno, palcami wbijając się w ramię mężczyzny. Tyson pogładził go po głowie, podniósł na ręce.

Wychodząc nawet na nią nie spojrzał.

Drzwi zatrzasnęły się. Tyson westchnął. Ciężko. Bardzo ciężko.

– Smutno ci? – spytał Robert.

– No.

– Wiesz co, ja mam dobry słuch, muszę mieć dobry słuch. I słyszałem wszystko. Pokrzyczy, popłacze, ale i tak cię lubi. To było w jej głosie.

– Powiem ci, Rob – Postawił chłopca na ziemi. – Chyba lubię cię coraz bardziej.

„Samuel Tyland, ur. 17 VIII 2026 w Norfolk, od 2046 członek Partii Postępu, od 2051 deputowany do Parlamentu, od 2055 do Senatu, przewodniczący Komisji Medycznej, od 2063 naczelnik Departamentu Zdrowia (…)

Samuel Tyland i jego partia byli głównymi propagatorami idei eutanazji. I to właśnie wtedy, gdy Partia Postępu objęła rządy w koalicji z Kongresem Pracy, udało się Tylandowi przeforsować Pierwszą Ustawę Eutanazyjną, zwaną też Pierwszą ustawę Tylanda. Koalicja tych dwóch partii utrzymywała się przy władzy przez dwanaście lat i w tym czasie zatwierdzono Drugą Ustawę Tylanda. W roku 2079 do sojuszu dołączyła Partia Demokratyczna, powstała Wielka Koalicja, w tymże roku przeforsowano Trzecią Ustawę…”

„Kto, gdzie, kiedy? – poradnik encyklopedyczny”

RTC, Paryż, 2081

Następnego dnia powędrował do niej z kwiatami.

Ale kiedy wszedł do baru i kiedy Sandra go zobaczyła, nie było w tym spojrzeniu niczego prócz niechęci. Wiedział, że kobiety potrafią grać, ale nie przypuszczał, że potrafią to robić aż tak dobrze.

Zbliżając się do niej, zrozumiał w jednej chwili, że Sandra nie gra. Cofnięcie dłoni, krok do tyłu, zaciśnięcie warg.

– Sandro…

– Ger – przerwała mu – Chcę wiedzieć tylko jedno…

– Tak?

– Czy to prawda?! – podetknęła mu pod nos kartkę, wydruk komputerowy.

– Skąd to masz? Sandra…

– Czy to jest prawda?! Tak, albo nie!

– Zrozum…

– Ger!

– Tak. To jest prawda.

– Więc wynoś się stąd! Wynoś, zabierz te kwiaty! Ty… Brzydzę się tobą! Trzech was było! Trzech! Zamęczyliście go dla pieniędzy! Trzech.

– Sandra!

– Wyjdź stąd! Ty tchórzu!

Kwiaty zostały na stole.

Drzwi trzasnęły, mało nie pękła w nich szyba.

Kopnięty kamień przeleciał cały plac.

Pusto.

„…W pewnym momencie stało się jasne, że gatunek skazany jest na degenerację biologiczną. Nie chodzi o jakieś świadome sformułowanie tej myśli. Chodzi o biologiczno-społeczne zjawisko, analogicznie choćby do marszu lemingów. Ogólnogatunkowa potrzeba, nieuświadomiona, atawistyczna, wypływająca z nie poznanych wciąż mechanizmów rządzących, powstawaniem, znikaniem i ewolucją gatunków (…).”

David Hope „Przetrwanie gatunków a eutanazja”

Zeszyty medyczne, rok 2080, tom II