Выбрать главу

— Jak to? — spytałam, zaskoczona. — Tylko tyle?

— To ci się wydaje mało? Spróbuj, przekonasz się. Od razu ci powiem, że uda ci się doprowadzić go do wściekłości, może cię nawet wtedy udusi?... Ale zdenerwować — wykluczone! Jeszcze się to nie zdarzyło.

— Co za brednie opowiadasz, nie ma na świecie człowieka., który nigdy w życiu nie był zdenerwowany.

— A kto ci powiedział, że on jest człowiekiem? On jest naszym przedstawicielem. Twoja dusza jest dla nas dużo warta, bo ty jesteś rzeczywiście unikat nie z tej ziemi. Masz takie głupie pomysły, jak nikt na świecie. Przy tobie on zostanie do końca życia, bo ciebie opłaca się maltretować...

— Zgiń, przepadnij, przeklęte widziadło! Paszoł won! Niech cię więcej na oczy nie widzę!!!

Dobrze, dobrze, nie będzie potrzeby...

Wciąż chichocząc jadowicie, wstał z krzesła i złożył mi wersalski ukłon. I tak, zgięty w ukłonie, robił się coraz bledszy i bledszy, aż znikł mi z oczu w ścianie za stołem Witolda...

***

Następnego dnia dostałam od kapitana odpis swego zaginionego listu. Przeczytawszy go, pojęłam zadziwiające pytanie władz śledczych o naszego mistera uniwersum, znajdowała się tam bowiem między innymi pełna rozgoryczenia uwaga: „A jeśli chcesz wiedzieć wszystko dokładnie, to spytaj o to tego, któremu przyznałyście pierwszą nagrodę na waszym czarującym konkursie piękności...”

Siedzieliśmy sobie na kawie we troje: Alicja, Marek i ja, przeprowadzając podsumowującą konferencję. Alicja była pełna jadowitej satysfakcji.

— A już się poważnie martwiłam — powiedziała, zapalając papierosa. — Nic na niego nie wskazywało.

— Sytuacja pracowni była myląca — powiedział Marek w zamyśleniu. — Nikomu nie przyszło do głowy, że mógł popełnić to szaleństwo. Przecież było jasne, że straci pracownię.

— Do końca miał nadzieję, że nie — odparłam.

— Wykazywał dziwny optymizm, może oszukiwał sam siebie? A zresztą... Czym była dla niego strata pracowni w porównaniu ze stratą... czego? Właściwie wszystkiego. Marek kiwnął głową melancholijnie.

— Gdyby to się rozeszło, byłby skończony. W gruncie rzeczy nic nie ryzykował. Wyobrażam sobie, jakim wstrząsem była dla niego wiadomość, że Tadeusz jest o wszystkim poinformowany, był pewien, że nikt o tym nie wie.

— Jak on to załatwił? — zaciekawiła się Alicja.

— Teraz już chyba możesz mówić?

— To nieprzyjemna sprawa. Przekupił jednego z naszych kolegów... Wybacz, moja droga, że nie precyzuję... Nomino. sunt odiosa, zgódźmy się z tym... Żeby nie robił perskiego konkursu, bał się konkurencji, zabrał od niego materiały w celu rzekomo uzyskania pewności...

— Szkice — powiedziałam w zamyśleniu. — Zabrał szkice, byłam tego świadkiem...

Stanął mi w oczach obraz, który uporczywie od siebie odsuwałam. Zobaczyłam zaśmiecone wnętrze pracowni, późno w noc, zarośniętego, wściekłego Janusza i Witka, wiszącego przy telefonie, z zaciętą twarzą toczącego rozmowę, która byłaby zupełnie niezrozumiała, gdyby nie to, że przypadkiem wiedziałam, kto jest po drugiej stronie drutu... Potem ich obu nad kupą rysunków, przywiezionych przez Witka o drugiej w nocy. Przypomniałam sobie przysięgi i zapewnienia, że autor się zgodził... Witkowi nawet do głowy nie przyszło, że mogę być zorientowana w temacie, nikomu to do głowy nie przyszło... Nigdy w życiu nie będę mogła się przyznać do ówczesnych kontaktów z człowiekiem, który później napisał do mnie ten list. To on właśnie był autorem owych zużytkowanych przez Witka szkiców. Wyjechał i nie zdążył mi o tym dokładnie opowiedzieć. Na rozprawie na szczęście nie list będzie świadkiem, tylko Marek, a władze śledcze były na tyle taktowne, że nie zdradziły tajemnicy, kto był adresatem listu.

— A potem je zużytkował jako własne — kontynuował Marek z niesmakiem. — Weźcie pod uwagę, że dostał drugą nagrodę i do tej pory nie jest rozstrzygnięte, który projekt będzie realizowany, możliwe, że właśnie jego.

— Ach, to dlatego mógł sobie pozwolić raczej na utratę pracowni niż opinii! Realizacja obiektu w Persji była dla niego warta dwudziestu nieboszczyków.

— Oni go jednak chyba znacznie bardziej podejrzewali niż my — powiedziałam w zamyśleniu. — Mam wrażenie, że Jadwigę wsadzili bez przekonania.

— Oni sobie nie zdawali sprawy, czym jest dla Witka stanowisko dyrektora przedsiębiorstwa — mruknęła Alicja. — A myśmy z kolei nie wiedzieli, że Tadeusz wiedział o konkursie.

— Mówiąc między nami, obawiam się, że to ja się tu znacznie przyczyniłem — powiedział Marek z westchnieniem. — Od chwili kiedy wyznałem, że dużo mniejsze zdziwienie wzbudziłby we mnie kierownik pracowni w charakterze ofiary, rzeczywiście zaczęli szukać jego wrogów. No i znaleźli. Okazało się, że wśród naszych przyjaciół było parę osób, które zauważyły głęboką awersję przekupionego autora tamtych szkiców do Witka, było też parę osób, które miały o naszym kierowniku nie najlepsze zdanie... Perski konkurs był tylko gwoździem do trumny.

— Dlaczego nic nie mówiłeś? — spytała Alicja z niezadowoleniem. — Pozwoliłbyś im na skazanie Jadwigi?

Marek przyjrzał się jej z wyraźną dezaprobatą.

— Nie miałem żadnego powodu mówić na ten temat, ponieważ byłem zdania, że to nie ma nic do rzeczy. O tym, że Tadeusz go szantażował, dowiedziałem się od panów śledczych przedwczoraj wieczorem.

— Słusznie, masz rację...

— Swoją drogą, jestem dla niego pełen podziwu. To się nazywa człowiek, który umie dążyć do wytkniętego celu! Ja bym się na to nie zdobył...

— Poza tym, sądząc z tego, co wiemy o Tadeuszu, morderstwo było właściwie czynem chwalebnym — zauważyła Alicja — Mam obawy, czy go aby nie uniewinnią.

— Wątpię — odparłam ponuro. — Popełnił za dużo błędów. Przechytrzył z tą chustką.

— Chyba nie mógł przewidzieć, że akurat będziesz tego świadkiem? To była bardzo dobra myśl, gdyby nie to, Jadwiga wpadłaby znacznie bardziej.

— Tak, ale w męskim by się nie zapchało...

— Kto ci to powiedział? W męskim zapycha się tak samo! Moim zdaniem, idiotyzmem było raczej nie wytrzeć klucza. Po cholerę on go w ogóle tam chował?

— Przypuszczam, że obawiał się stracić jedyny klucz od tych drzwi. Nie wiedział, że drugi jest w wazonie. Wetknął go tam pewnie w pośpiechu przed rewizją osobistą na wszelki wypadek, a potem już nie mógł wyjąć. Codziennie do wieczora ktoś tam siedział, a potem zostawiali na noc dyżurnego milicjanta w holu. A poza tym zabrali mu klucze od pracowni.

— A meble znał na pamięć, bo je sam projektował i pilnował wykonania — uzupełniła Alicja.

— No i trzeba trafu, że jego błędy zaznaczyły się akurat w umysłach osób, którym nie sposób nie uwierzyć. Matylda zapamiętała, że przechodził koło niej dwa razy, tylko ona jest zdolna do czegoś podobnego, wiecie, ja ją podejrzewam, że ma w mózgu fotokomórkę... A jego przybycie na rewizję osobistą zauważyli Andrzej i Zbyszek, najbardziej przytomni i najbardziej prawdomówni ze wszystkich...

— Pewnie, gdyby to Włodek tak twierdził, to równie dobrze mogłoby się okazać, że Witek był pierwszy, a ostatni przyszedłeś ty, i to na czworakach.

— Dziurkacz zabrał ze stołu Jadwigi, przechodząc... Popatrzcie, pierwszy raz się wykryło, kto ostatni używał dziurkacza!

— Ja bym tylko chciał wykryć jeszcze jedno — powiedział Marek w zamyśleniu. — Oni się dowiedzieli na skutek znalezienia czegoś przy Tadeuszu. Ale jakim sposobem dowiedział się o tej całej historii Tadeusz? Dużo bym dał za tę skromną informację...