Выбрать главу

— Wstajemy, już wstajemy — zapewnił je Jaxom, chociaż Sharra zdecydowanym ruchem podłożyła poduszkę pod głowę i z uporem zamykała oczy.

Jaszczurki zniknęły, ale wkrótce usłyszeli delikatne skrobnięcie o drzwi pokoju.

— Proszę! — Gdy tylko drzwi się otworzyły, Jaxom poczuł zapach klahu. Czyściutka służąca weszła z zastawioną tacą.

Kiedy napił się klahu i namówił Sharrę, by przyłączyła się do niego, poczuł się na tyle rozbudzony, żeby się wykąpać i ubrać w nowy strój, który przygotowano mu na Zgromadzenie.

— Co takiego robiłeś, że aż tak bardzo wyczerpałeś własne siły, a także Rutha? — spytała Sharra pozwalając mu zapiąć swoją nową suknię, wspaniałą kreację w kolorach złota i rdzy, w których tak jej było do twarzy.

— No więc, najpierw był Opad, a potem Ruth i ja musieliśmy sprawdzić te nowe rękawice Hamiana… — Jaxom machnął ręką. — Chyba to wszystko się nałożyło. Dobrze wypoczęłaś? — spytał troskliwie i szybko pocałował ją w karczek, zapinając naszyjnik z topazów, który dał jej na urodziny.

— Cóż… — zaczęła tonem, którego używała, gdy chciała, by poczuł się winny, ale potem obróciła się w jego ramionach, a jej twarz rozjaśniła się miłością i szczęściem. — Powitałam naszych gości z Warowni Cove i Lorda Groghe, a także tych z Warowni Fort i… — uśmiechnęła się — poradzili mi, żebym się położyła wcześnie, a oni już się sami sobą zajmą. Mistrz Robinton wypił cały bukłak, ale był tak szczęśliwy, że jeszcze zostało ci trochę wina z szesnastego rocznika.

Głośne pozdrowienia dochodzące z drogi oświetlonej już słabymi promieniami przedświtu przyciągnęły ich do okna. Zobaczyli wielką grupę jeźdźców pod sztandarami Tilleku.

— Chodź, musimy przywitać Ranrela — powiedziała Sharra, chwytając go za rękę. — Już najwyższy czas, żeby Lord Warowni Ruatha pokazał się ze swym pracowitym zarządcą i personelem.

Na Zgromadzenie przybyły tłumy ze wszystkich Warowni, Cechów i ze wszystkich Weyrów. Był to jeden z niewielu dni bez Opadu i miało to być ostatnie z pomocnych świąt zanim zimowa pogoda sprawi, że drogi staną się nieprzejezdne. Jaxom i Sharra wraz z Jarrolem i Shawanem, obecnie dziarskim dwulatkiem, przechadzali się wzdłuż linii straganów tak długo, aż młodszego syna trzeba było wziąć na ręce, a Jarrola podtrzymywały na siłach jedynie gorące piankowe ciasteczka. Radosny nastrój udzielił się wszystkim i odzwierciedlał się w nowych ubraniach o wesołych kolorach. Harfiarze chodzili po całym terenie jarmarku grając i śpiewając, dzieci zbierały się w grupach i bawiły w ulubione gry. Dorośli zbierali się przy stołach wokół wielkiego placu do tańca, a piwowarzy i sprzedawcy wina robili doskonałe interesy.

Potem Jaxom i Sharra zaprosili na południowy posiłek do Wielkiej Sali Lordów Warowni, Przywódców Weyrów i Mistrzów Cechów. Robinton, Menolly i Sebell przedstawili swoje najnowsze ballady i utwory z pełnym orkiestrowym akompaniamentem, pod dyrekcją Mistrza Domicka. Był to długi posiłek i Jaxom dobrze się bawił, choć zauważył, że Lordowie Sigomal, Begamon i Croman nie stawili się, co przypomniało mu o spisku przeciw Robintonowi.

Wyścigi poszły dobrze, jeden z biegusów z Ruathy wygrał pierwszy bieg, a inne zdobyły niezłe miejsca w prawie każdym z ośmiu startów. Pośród zwierząt na sprzedaż Jaxom i Sharra znaleźli dobrze wyszkolonego małego biegusa dla Jarrola, gdyż nie mieli żadnego odpowiedniego dla początkującego jeźdźca. Potem trzeba było zamówić siodło w Cechu Garbarzy. Po załatwieniu tych spraw Lord i Pani Warowni krążyli wśród gości, i przy okazji porozmawiali ze wszystkimi gospodarzami majątków podległych Ruathcie.

Po południu młody Pell przyprowadził swoją narzeczoną, żeby poznała jego Lorda i Panią. Sharra powitała z radością ciemną, ładną dziewczynę, córkę Lorda ze wzgórza w Forcie. Nic w zachowaniu Pella nie wskazywało na to, że nie był całkowicie pochłonięty swoją przyszłością jako cieśla, zwłaszcza gdy narzeczona pokazała mały kuferek, który dla niej wykonał.

Ruth, z białą skórą aż lśniącą po długim wypoczynku, pojawił się rano i poleciał na Ogniowe Wzgórza, gdzie się wygrzewał razem z innymi smokami. Setki stadek jaszczurek unosiły się nad Warownią, ich wesołe głosy dołączały do muzyki wygrywanej przez harfiarzy.

Być może dzięki temu, że wreszcie się wyspał, albo z powodu podniecenia świętem, Jaxom był w doskonałym nastroju. On i Sharra poprowadzili kilka żywych tańców, a potem Jaxom pozwolił Sharrze tańczyć z N’tonem, Robintonem, D’ramem i Lytolem i upewnił się, że Mistrz Harfiarz ma dość wina. Ciemnowłosa młoda służka, której Jaxom nie znał, bo na czas Zgromadzenia zatrudniano wiele dodatkowych osób, donosiła harfiarzowi jedzenie, a nawet przynosiła smakowite resztki Zairowi.

Nic dziwnego, że Robinton zapragnął się zdrzemnąć. Jaxom, który dopełniał obowiązków gospodarza tańcząc z Paniami Warowni, zauważył, że Robinton śpi sam przy stole, a towarzyszy mu tylko Zair, który zwinął się obok i też zasnął.

To Piemur odkrył, że osobą śpiącą przy stole nie jest Robinton lecz nieżywy mężczyzna, ubrany w taki sam strój, jaki nosił dziś harfiarz. Zair leżał obok, prawie martwy, jego oddech pachniał dziwnie, a skóra miała niebezpiecznie blady odcień. Piemur miał na tyle rozsądku, by nie podnosić alarmu. Wysłał tylko Farli po Jaxoma i Sharrę, a potem po D’rama, Lytola i Przywódców Bendenu.

— Ten mężczyzna nie żyje od dawna — powiedziała Sharra, przykładając dłoń do zimnego policzka i sprawdzając sztywność mięśni. Wzdrygnęła się. — To straszne.

— Czy Robinton źle się czuje? — spytała Lessa chrapliwym szeptem, gdy razem z F’larem dołączyła do innych. — Och, to nie jest Robinton! — Na jej twarzy odmalowała się ulga, ale zaraz potem wybuchnęła z furią: — Porwali go! Wprost ze Zgromadzenia!

Ona, Jaxom, F’lar i D’ram zaalarmowali smoki.

— Nie panikujcie — przestrzegał ich Lytol, gdy wielkie smoki lądowały spokojnie w cieniu poza placem do tańca. — Zastanówmy się, co robić, i kto i gdzie będzie go szukał. Mamy dość smoków, żeby wszystko przetrząsnąć. Dlaczego musiało się to zdarzyć właśnie tutaj, gdzie sygnały z nadajnika, który dał mu Siwsp, nie dochodzą do Lądowiska?

Sharra pochylała się nad bezwładnym Zairem.

— Znajdzie Robintona, gdziekolwiek by był. No, Zair, oprzytomniej.

— Potrzebujesz apteczkę? — spytał Jaxom.

— Już po nią posłałam. — Ale jej twarz, gdy się odwróciła do Jaxoma była ściągnięta niepokojem. — Lesso, czy twoja uzdrowicielka jest tutaj? Ona lepiej się zna na leczeniu smoków i jaszczurek niż ja. Zair został otruty, ale nie wiem czym.

Jaxom podniósł ze stołu na wpół przeżuty kawałek mięsa, powąchał go ostrożnie i natychmiast potężnie kichnął. Sharra odebrała mu mięso i obwąchała je o wiele ostrożniej.

— To sok fellisowy — oznajmiła — ale zmieszany z czymś jeszcze, żeby ukryć jego smak i zapach. Biedny Zair. Nie wygląda zbyt dobrze. Jakie to okrutne!

F’lar podniósł kielich wina, z którego pił Robinton i ostrożnie wziął do ust jeden łyk. Natychmiast go wypluł.

— Fellis jest również w winie. Powinienem był wiedzieć, że Robinton nie zaśnie od samego wina.

— Widziałem, jak śpi przy stole — rozpaczał Jaxom — a przecież wiem, że nigdy nie zasypia podczas Zgromadzeń.

— Zazwyczaj wytrzymywał nawet dłużej niż inni — powiedziała Lessa. — Jaką przewagę mają nad nami ci łotrzy? Dokąd się udają?