Złota królowa już wychodziła na skalną półkę. A kiedy F’lar i Lessa przyłączyli się do niej, Mnementh opuścił głowę z półki powyżej weyru królowej, i zaświecił w ciemności jasnymi zielononiebieskimi oczami.
Kogo tak nastraszyłeś, Mnementhcie, spytała Lessa.
B’fola i zielonego Geretha. Nie będą już spali na warcie, odparł spiżowy smok surowo, ale Lessa zgadzała się z nim, gdyż B’fol i Gereth byli wystarczająco dorośli, by nie opuszczać się w obowiązkach.
— Podczas następnego Opadu, B’fol i Gereth będą dostarczać worki ze smoczym kamieniem — postanowił F’lar słysząc wymianę zdań. Nie możemy pozwolić, by Weyr Benden się zaniedbywał. — Mamy czas na owsiankę? — spytał z nadzieją.
Biorąc pod uwagę, że na Lądowisku zazwyczaj od rana do wieczora ciężko pracowano, Lessa postanowiła zjeść dobre śniadanie, nawet jeśli byli już trochę spóźnieni.
— Nadrobimy czas — powiedziała z lekkim wyzwaniem w głosie.
— Lesso! — zaczął F’lar, udając oburzenie. — Jeśli nie pozwalamy nikomu innemu latać pomiędzy w czasie…
— Ranga daje przywileje, a wolę lecieć najedzona — odparła. — Tak więc zjemy, a potem nadrobimy czas. Zwłaszcza że straciłam go mnóstwo na to, żeby cię dobudzić. — Roześmiała się cicho, kiedy prychnął w proteście. — Pozwolisz, Ramoth? — królowa przykucnęła, by jej jeźdźczyni mogła je dosiąść. — Przeniesiesz też F’lara, prawda, kochanie? Nie chcę, żeby spadł z tej górnej półki, próbując wsiadać w ciemności na Mnementha.
Ramoth obróciła głowę w stronę F’lara i mrugnęła. Oczywiście.
Mnementh zaczekał aż obaj jeźdźcy usadowili się na karku królowej, a potem odepchnął się od półki i poszybował obok nich na dno Misy. Gdy tylko wylądowali, zauważyli światła w Niższych Jaskiniach jak również ogień na małym palenisku, gdzie gotował się ogromny kocioł owsianki. Wielki garniec klahu przesunięto w chłodniejsze miejsce, żeby napój nie naciągnął zbyt mocno i nie stracił smaku.
Lessa napełniła dwie miski parującą owsianką, zadowolona, że mieli kuchnię tylko dla siebie. Piekarze chyba dopiero co wyszli, gdyż na wielkim stole obok głównego paleniska stały formy chlebowe, przykryte ściereczkami. F’lar przyniósł dwa kubki klahu, wsypał niesamowitą ilość słodzika do swojego, a potem równie dużo do owsianki, którą Lessa przed nim postawiła.
— To cud, że nie tyjesz od tej ilości słodzika — stwierdziła z niezadowoleniem.
— Lub nie tracę zębów — dopowiedział drugą połowę uwagi, którą robiła mu nieustannie. Uśmiechnął się szeroko i postukał łyżeczką w zęby. — Ale nie tyję i nie tracę zębów — i energicznie zabrał się do jedzenia.
Lessa najpierw wypiła trochę klahu, pragnąc pozbyć się resztek snu.
— Jak myślisz, czy Siwsp chce rozpocząć Plan już dziś rano?
F’lar wzruszył ramionami, gdyż miał pełne usta gorącej owsianki. Przełknął.
— Inaczej chyba nie zwoływałby spotkania o takiej porze. Zgodnie z planem zajęć, który nam dał, powinniśmy być gotowi, chociaż niektórzy krytycy są innego zdania — dodał krzywiąc się, co nie miało nic wspólnego ze zbyt gorącą owsianką na łyżce. — On dotrzymuje obietnic.
— Jak dotąd — powiedziała Lessa twardo.
— Ale tak jest. — F’lar spojrzał na swoją towarzyszkę. — Nie wierzysz, że może dotrzymać obietnicy dotyczącej Nici, prawda?
— Po prostu nie wiem, w jaki sposób my możemy osiągnąć coś, czego nie potrafili osiągnąć osadnicy! — Spojrzała na niego ze złością, a jednocześnie pełna ulgi, bo wreszcie wyraziła na głos wątpliwości, które coraz bardziej ją męczyły.
F’lar położył rękę na jej dłoni.
— Zrobił wszystko to, co obiecał. A ja mu wierzę, nie tylko dlatego, że jako jeździec smoków chcę w to wierzyć, ale i dlatego, że jest bardzo pewien siebie.
— Ale F’larze, nigdy nie obiecał, że będzie w stanie zniszczyć Nici, chociaż tyle razy go o to pytaliśmy. Powiedział, że to jest możliwe. To nie jest całkiem to samo.
— Kochanie, zobaczymy po prostu, co przyniesie dzisiejszy dzień.
F’lar spojrzał na nią tym swoim znaczącym spojrzeniem, które czasami chciałaby wydrapać z jego twarzy. Wzięła głęboki oddech i powstrzymała się od odpowiedzi. Dzisiejszy dzień był dniem próby, również próby zaufania, jakim F’lar obdarzał Siwspa. Lessa nade wszystko pragnęła, by to zaufanie było uzasadnione, jednak musiała przygotować go na ewentualne rozczarowanie.
— Ale jeśli dzisiejszy dzień okaże się katastrofą, to zmniejszy się nasza wiarygodność podczas zebrania, które ma się odbyć w przyszłym tygodniu w Warowni Tillek w celu wybrania następcy Oterela.
F’lar zmarszczył czoło.
— Tak, to może być niebezpieczne. Jestem pewien, że Siwsp także zdaje sobie z tego sprawę. Powiedziałbym, że dlatego zwołał to spotkanie właśnie dzisiaj. Jego wyczucie chwili, jak dotąd, jest fenomenalne.
— On i Lytol naprawdę interesują się polityką, prawda? Niemal żałuję, że Lytol nie jest już Lordem Opiekunem w Ruathcie. To dałoby Groghemu poparcie, jakiego potrzebuje. Nawet ja słyszałam, jak ludzie narzekają, że młody Lord Warowni Ruatha spędza za wiele czasu na Lądowisku, zamiast zajmować się swoją Warownią.
— Przynajmniej nikt nie powie, że Ranrel jest zbyt młody jak na Lorda Warowni — zauważył F’lar. — Jest sporo po trzydziestce i ma pięcioro dzieci. A na dodatek to jedyny syn Oterela odznaczający się pewną inicjatywą. Ten jego projekt odnowy portu był świetny. — F’lar zaśmiał się. — Nawet jeśli obraził niektórych, upierając się, że użyje materiałów Hamiana do budowy nowych falochronów i umocnienia nadbrzeży.
Lessa też musiała się uśmiechnąć, bo pamiętała oburzenie, jakie spowodowały nowoczesne projekty Ranrela, w których sporządzeniu pomogła mu „Obrzydliwość” — jak niektórzy nazywali Siwspa — wśród tych, którzy odrzucali wszelkie obrzydliwe nowości. F’lar podrapał się po głowie i ziewnął rozespany.
— A kiedy inni bracia próbowali zdyskredytować Ranrela, nadszedł Mistrz Idarolan zachwycając się nowymi urządzeniami portowymi — dodała Lessa.
— To nam nie zaszkodzi podczas zebrania Lordów Warowni. Towarzyszką Ranrela jest Mistrzyni tkacka. A ona interesuje się elektrycznym warsztatem tkackim. Nie wiem, gdzie dowiedziała się, że takie rzeczy istnieją.
— Wszyscy zwariowali na punkcie elektryczności — wykrzyknęła Lessa ze złością.
— Dlatego, że zwiększa skuteczność pracy.
— Hm. No tak. Jedz szybciej, bo się spóźnimy.
F’lar uśmiechnął się zanim opróżnił swój kubek.
— Już się spóźniliśmy, wiesz o tym. Dobrze, że pozwoliłaś nam lecieć pomiędzy w czasie. — Roześmiał się na widok gniewnego spojrzenia jakie mu rzuciła.
Włożywszy talerze i kubki do zlewu, by się namoczyły, zapięli kurtki i czapki i wyszli z jaskini.
— Mieliśmy być tam pół godziny temu, Ramoth — powiedziała Lessa swojej królowej. — Musimy dotrzeć na czas.
Skoro ci na tym zależy, odparła Ramoth z dezaprobatą.
Kiedy przybyli Przywódcy Weyru Benden, reszta zaproszonych już się zgromadziła w głównej sali. Robinton jeszcze przecierał oczy, ale Jaxom, Mirrim, Piemur i złota Farli owinięta wokół jego szyi, oraz trzej jeźdźcy zielonych smoków wydawali się całkiem rozbudzeni.
Jaxom wyprostował się i obciągnął lekką tunikę bez rękawów, którą miał na sobie, aby oderwać ją od spoconych pleców. Piemur nie mógł się powstrzymać od śmiechu na widok tego dowodu zdenerwowania przyjaciela. Mirrim była równie zdenerwowana. Pozostali trzej jeźdźcy zielonych smoków, L’zal, G’rannat i S’len, przestępowali z nogi na nogę.