— Wszyscy obecni i policzeni, więc zobaczmy czego chce Siwsp od takiej dziwacznej zbieraniny — powiedział F’lar, kiwając głową na Lessę, aby ich poprowadziła, a potem uśmiechnął się, chcąc dodać otuchy Jaxomowi i reszcie.
Kiedy Siwsp dwa dni temu poprosił o spotkanie przed świtem, jego specjalni studenci wprost pękali z podniecenia na myśl, że być może zamierza wreszcie ogłosić swój Plan. Jednak starali się opanować, aby zapobiec powstawaniu plotek. Tym razem nawet Piemur nie był na tyle śmiały, aby poprosić Siwspa o potwierdzenie domysłów.
Cała ta młodzież uczyła się pilnie przez ostatnie dwa Obroty, nawet jeśli ich lekcje i ćwiczenia wydawały się bez sensu lub powtarzały się bez końca dopóki, jak powiedział Jaxom Piemurowi, mogli je wykonać we śnie.
— Być może tego właśnie chce Siwsp — odparł Piemur wzruszając ramionami. — Mają mniej więcej tyle samo sensu, co ćwiczenia, jakie daje mi dla Farli — dodał głaszcząc jaszczurkę.
Zapaliły się światła i Piemur uśmiechnął się do siebie. „Świetlne baloniki” Mistrza Moriltona działały dokładnie tak samo, jak żarówki wytwarzane jeszcze przez osadników.
— Nowy triumf Mistrza Szklarza. Sporządził je według planów „Obrzydliwości” — powiedział używając słowa wymawianego z takim upodobaniem przez Mistrza Norista.
Słysząc to określenie, wypowiedziane przez Piemura, naśladującego ton Norista, Jaxom zmarszczył brwi. A przecież Mistrz Norist nie był jedyną osobą, która tak nazywała Siwspa. Oczywiście, jeśli dzisiejszy dzień naprawdę miał dać początek atakowi na Nici, odstępcy zmienią zdanie zanim ich liczba jeszcze bardziej się zwiększy.
— Dzień dobry — powitał ich Siwsp uprzejmie. — Usiądźcie, proszę. Przedstawię dzisiejszy plan. — Zaczekał, aż zajęli miejsca, a ich podniecone szepty zastąpiła pełna szacunku cisza.
Na ekranie pojawił się wyraźny obraz, z którym zaznajomili się już wcześniej: mostek „Yokohamy”. Jednak tym razem było tam coś więcej: postać w skafandrze próżniowym, pochylona nad jednym z paneli kontrolnych.
Niemal jednocześnie zaczerpnęli tchu, zdając sobie sprawę, że było to ciało Sallah Telgar, która zginęła, tak odważnie ratując kolonię. Tak więc taki był rzeczywisty mostek „Yokohamy”. Podczas nauki Siwsp nie przedstawiał im całego widoku. Obraz przesunął się poprzez konsole poza postać i zatrzymał się na tablicy oznaczonej SYSTEM PODTRZYMYWANIA ŻYCIA.
Jaxom zauważył, że Piemur pogłaskał Farli, która wlepiała oczy w ekran. Zaćwierkała, gdyż także rozpoznała tablicę. Od miesiąca ćwiczyła przy makiecie, popychając dwie dźwignie i przyciskając w określonej kolejności trzy klawisze. Mogła teraz wykonać te czynności w czasie krótszym niż trzydzieści sekund.
Podczas poprzednich dwóch Obrotów Siwsp dyskretnie zebrał wiele wiadomości o jaszczurkach ognistych i smokach. Najważniejszy dla niego był fakt, że oba gatunki potrafią zachować wystarczający poziom tlenu w organizmach przez prawie dziesięć minut bez ujemnych skutków dla ich samopoczucia czy zdrowia. Ten czas mógł zostać przedłużony do piętnastu minut, ale po tak długim okresie, zarówno jaszczurki jak i smoki będą potrzebować kilku godzin, aby pozbyć się efektów niedotlenienia.
Natomiast ćwiczenie polegające na tym, by nauczyły się przenosić przedmiot z jednego miejsca na drugie, nie zakończyło się sukcesem. Cierpliwe wyjaśnianie idei telekinezy — jak to nazwał Siwsp — wprowadzało smoki i jaszczurki w oszołomienie. Potrafiły sięgnąć pomiędzy po dany przedmiot, ale nie mogły go sprowadzić bez fizycznego kontaktu.
— Piemurze, proszę byś dziś wysłał Farli na „Yokohamę”, aby wcisnęła klawisze tak, jak się nauczyła. W tej chwili na mostku nie ma tlenu, ale trzeba włączyć system podtrzymywania życia zanim zrobimy następny krok. Innym przyciskiem prześle nam raport o ogólnym stanie „Yokohamy”.
— Och! — westchnął Piemur. Pogłaskał jaszczurkę, która ćwierknęła nie odrywając oczu od ekranu. — Tak jakoś myślałem, że to powiesz.
— Była doskonałą uczennicą, Piemurze. Nie powinno się wydarzyć nic złego, gdyż jest przyzwyczajona do słuchania ciebie.
Piemur zaczerpnął tchu.
— No dobrze, Farli — powiedział. Odwinął jej ogon ze swojej szyi i uniósł rękę tak jak zawsze, gdy wydawał jej polecenie.
Farli, chowając szpony, ostrożnie zeszła wzdłuż jego ramienia, doszła do przedramienia i spojrzała mu w twarz, a jej oczy wirowały w oczekiwaniu.
— Uważaj. Musisz zrobić coś innego niż zwykle. Proszę cię, byś pofrunęła w niebo, do miejsca, które widzisz w moim umyśle. — Zamknął oczy i skupił myśli na mostku, a w szczególności na konsolach, które miała włączyć.
Farli zaćwierkała pytająco, spojrzała przez ramię na obraz na ekranie i zagulgotała układając skrzydła wzdłuż grzbietu.
— Nie, Farli, nie na ekran. Zobacz w moim umyśle „gdzie”.
Piemur znowu zamknął oczy. Całą siłą woli skoncentrował się na miejscu, do którego chciał ją posłać. Wyobraził sobie tablicę z napisem o systemie podtrzymywania życia, znajdującą się obok pochylonego ciała. Kiedy Farli znowu zaćwierkała, tym razem już niecierpliwie, westchnął i zgnębiony odwrócił się do pozostałych.
— Ona po prostu nie rozumie — powiedział próbując ukryć rozczarowanie. Ale nie miał do niej pretensji. Przenosiła się do większości miejsc, do których ją wysyłał. Jak miał jej wytłumaczyć różnicę między podróżą dookoła planety, a wyruszeniem w przestrzeń kosmiczną? Zwłaszcza że sam nie był w stanie tego pojąć.
Farli swym zachowaniem pokazała, jak rozumie polecenie. Sfrunęła z ramienia Piemura, poleciała do pokoju, w którym była uczona, natychmiast wróciła i spróbowała wlecieć w obraz na ekranie.
Piemur uśmiechnął się słabo.
— Znów wykonała ćwiczenie. Tyle może zrozumieć!
Rozczarowanie obecnych w pokoju było niemal namacalne. Piemur patrzył prosto przed siebie. Wydawało się, że nieosiągalne miejsce, widoczne na ekranie, szydzi z nich wszystkich.
— No i co dalej? — spytał F’lar. — Co teraz zrobimy, Siwspie?
Siwsp odezwał się dopiero po dłuższej chwili.
— Umysł jaszczurki ognistej nie funkcjonuje według zapisanych wzorów zachowania zwierząt.
— Nic dziwnego. Twoje zapisy obejmują tylko ziemskie gatunki — zauważył Piemur, starając się otrząsnąć z przygnębienia po klęsce swojej małej przyjaciółki. Była najlepsza z całego stada, lepsza nawet niż Piękna Menolly, tak doskonale wyuczona. Miał taką nadzieję, że Farli potrafi wykonać ten dziwny lot. — Może wymagamy od niej zbyt wiele chcąc, by udała się tam, gdzie nikt z nas przedtem nie był.
Znowu zapadła cisza.
— Właściwie jest tylko jeden smok — odezwał się F’lar jakby we śnie, przerywając ciszę — który kiedykolwiek opuścił planetę.
— Canth! — wykrzyknęła Lessa.
— Spiżowy Canth F’nora jest za duży — powiedział Siwsp.
— Nie myślałam o jego rozmiarach — mówiła Lessa — lecz o jego doświadczeniu w podróży poza planetę. Raz już tego dokonał, więc być może będzie mógł wyjaśnić Farli o co nam chodzi tak, by to zrozumiała. — Z nieobecnym wyrazem w oczach, takim, jaki zawsze mają jeźdźcy, gdy porozumiewają się ze smokami, starała się nawiązać kontakt z Canthem.
Tak, możemy natychmiast przylecieć, odpowiedział Canth usłyszawszy prośbę Lessy.
Pośród oczekujących w pokoju Siwspa zapanowało poruszenie. Piemur nadal gładził Farli, która umościła się na swoim ulubionym miejscu na jego ramieniu. Mruczał cicho, że jest wspaniałą jaszczurką ognistą, najlepszą na świecie, ale że dźwignie, które musi pociągnąć, i przyciski, które musi przycisnąć to nie te znajdujące się w sąsiednim pokoju, lecz identyczne, na „Yokohamie”, wysoko ponad ich głowami, na ciemnym niebie. Przekrzywiała głowę to w jedną, to w drugą stronę, a jej gardziołko pulsowało, bo bardzo starała się zrozumieć, czego od niej oczekiwano.