Pomiędzy nigdy nie wydawało się tak zimne, ani przejście tak długie. Jaxom, licząc po cichu, doszedł do dziesięciu sekund, zanim pojawili się na pokładzie „Yokohamy”.
— Jesteśmy na miejscu? — spytał Piemur. Jego dłonie były sztywno zaciśnięte na pasie Jaxoma. Spoglądając przez ramię, by dodać Piemurowi otuchy, Jaxom zobaczył, że chłopak ma zamknięte oczy.
Zamiast go wyśmiać, odchrząknął, odwrócił się i zszedł z karku Rutha.
— Na Skorupy! Co się dzieje? — wykrzyknął Piemur, otwierając oczy, gdy on i Jaxom nadal się zsuwali, aż wylądowali na zimnej ścianie.
Nie wykonujcie gwałtownych ruchów, ostrzegł ich Ruth. Jaxom przekazał to Piemurowi, który miał wrażenie, że lodowata ściana przepala jego skórzaną czapkę i kurtkę.
— Tu jest naprawdę zimno! — zawołał.
Jaxom tylko kiwnął głową.
— Wciągnę nas z powrotem na Rutha, Piemurze — powiedział. Chwycił ostrożnie smoka za szyję i powoli obaj się wyprostowali. Farli odwinęła ogon i spoglądała na Jaxoma ćwierkając zachęcająco.
— Tylko tego mi potrzeba — mruknął cierpko Piemur. — Moja jaszczurka ognista mówi mi, jak się zachowywać w stanie nieważkości. Farli odepchnęła się od jego ramienia i uniosła. Trig zapiszczał. Gdy Farli odpowiedziała zachęcająco puścił się i, za jej przykładem, także odpłynął. Oboje zatrzymali się na suficie, ćwierkając z ożywieniem.
— Dosyć, wy dwoje — rozkazał zdegustowany Piemur.
— Nic im nie będzie — uspokoił go Jaxom — a Ruth mówi, że jeśli będziemy się ruszać powoli, nic nam się nie stanie. Mamy dużo do zrobienia. Słuchaj, Piemurze, zejdź ostrożnie, a potem odczep butle z tlenem. Ruth mówi, że są one ciężkie i nie poruszy się dopóki ich nie odczepimy. On chce wyglądać przez okno!
— Wyglądać!
Jaxom usłyszał lekki wstyd w głosie Piemura i uśmiechnął się.
— Mieli już trochę praktyki. Hm! Powietrze dziwnie tu pachnie, jakoś martwo.
— Pewnie będzie lepiej, gdy zainstalujemy zbiorniki z tlenem — odrzekł wesoło Piemur.
Jaxom ostrożnie zsiadł z białego smoka po jego prawej stronie. Jeżeli pozostanie między Ruthem a ścianą, chyba nie odpłynie.
Stoisz w dobrym miejscu, Ruth, powiedział przyjacielowi z aprobatą. Trzymając się jego szyi uważnie się opuszczał na podłogę.
Tylko tutaj się mieszczę, zauważył Ruth, powoli obracając głowę w prawo, by na niego spojrzeć. Zaczepię się ogonem, tak żebym nie odpłynął, kiedy będziesz mnie rozładowywać.
Teraz wiem, do czego smokom są potrzebne ogony, roześmiał się Jaxom nerwowo.
— Nie śmiej się — warknął Piemur. Dopiero co przerzucił nogę przez szyję Rutha i zaraz musiał złapać go za skrzydło, by nie odpłynąć w górę.
— Nie śmiałem się z ciebie, Piemurze. Ruth właśnie wynalazł sposób zakotwiczania się tutaj. Patrz na jego ogon. I schodź na prawo, nie na lewo. Nie trzymaj go tak mocno za skrzydło. Jest delikatne.
— Wiem. Przepraszam, Ruth. — Ale Jaxom przyglądał mu się z niepokojem. Widział, że Piemur musiał włożyć sporo wysiłku w rozluźnienie swojego chwytu. — Zrobiłem parę szalonych rzeczy w życiu, kradłem jaja jaszczurek ognistych, wchodziłem do worków transportowych, łaziłem po skałach nadbrzeżnych, ale ta jest niewątpliwie najbardziej szalona — mruczał Piemur pod nosem zsuwając się z grzbietu Rutha. W końcu jego stopu dotknęły pokładu. — Udało się! — wykrzyknął.
Zawieszony między ścianą a smokiem, Jaxom zaczął odwiązywać liny mocujące pojemniki tlenu do grzbietu Rutha.
— Och! — zawołał ze zdziwieniem, gdy delikatne pchnięcie posłało pierwszą butlę na dużą odległość. — Cóż, łatwiej zdjąć niż włożyć. Tak jak powiedział Siwsp. — Uśmiechnął się do przyjaciela, który gapił się zadziwiony. — Nic nie ważą. — Jednym palcem popchnął drugi pojemnik w ślad za pierwszym.
— Hej, podoba mi się miejsce, gdzie praca jest zabawą — powiedział Piemur z uśmiechem i zaczął się uspokajać.
— Ułóżmy je przy ścianie. Na Pierwsze Jajo! — Jaxom niechcący użył więcej siły niż było konieczne by podnieść pojemnik, i prawie przerzucił go nad Ruthem.
Piemur wyciągnął rękę, by zatrzymać pojemnik i natychmiast się wzniósł do góry, ale szybko schwycił skrzydło Rutha i nie poleciał wyżej.
— Tak, ten stan nieważkości ma swoje plusy! Zajmę się pozostałymi pojemnikami.
Podczas gdy Jaxom przyglądał się ze zdziwieniem, Piemur mocno chwycił się barku Rutha i bez wysiłku wykonał przeskok przez jego biały grzbiet.
— Hej! — Okrzyk był częściowo wyrazem radości, a częściowo zaskoczenia, bo jego niezwykły manewr wprowadził go dokładnie w wąską przestrzeń między smokiem a poręczą biegnącą wokół górnego poziomu mostka. — Doskonała zabawa!
— Piemurze, pilnuj pojemników. Nie możemy dopuścić, by się o coś rozbiły.
— Więc je przywiążmy.
— Najlepiej przywiązać wszystkie nieprzymocowane przedmioty na pokładzie statku — rozległ się spokojny głos Siwspa. — Dobrze wam idzie. Temperatura ciągle się podnosi, a żaden czujnik nie podaje sygnału alarmowego.
— Mówisz o czujnikach na mostku? — spytał Piemur głosem aż piskliwym ze zdziwienia.
— Tak. Obecnie już otrzymuję raporty o działaniu urządzeń — wyjaśnił mu Siwsp. — Biorąc pod uwagę czas, jaki „Yokohama” pozostawała w przestrzeni kosmicznej bez konserwacji, zniszczenia są niewielkie. Ogniwa słoneczne nie wykazują uszkodzeń. Jak pamiętacie z waszych studiów, dostarczą one mocy do małych silników odrzutowych, które utrzymują statek na orbicie synchronicznej. W najdalszych sektorach głównej części statku powstały niewielkie pęknięcia, ale zostały automatycznie uszczelnione. W tej chwili nie potrzebujemy żadnej z tych sekcji. Drzwi ładowni są nadal otwarte i świecą się lampy ostrzegające o usterce. Jednak wasze zadanie ma pierwszeństwo. Wykonujcie je dalej. Poziom tlenu pozostaje w normie, ale wkrótce poczujecie efekty niskiej temperatury. Obniży się wasza fizyczna sprawność. Pokazy zręczności powinny zostać ograniczone do minimum.
Jaxom powstrzymał śmiech i miał nadzieję, że tylko on słyszał obraźliwe mruknięcie Piemura na temat pracy i zabawy.
Ostrożnie zanurkował pod szyją Rutha i złapał mocno poręcz. Ku swojemu zdziwieniu zobaczył, że Piemur wisi nieruchomo na wielkich schodach prowadzących w dół, na poziom komandorski mostka. Potem spojrzał w górę i też wpatrzył się w widok, który tak oszołomił jego przyjaciela. Pod nimi leżał Pern, po lewej burcie lśniły jego niebieskie morza, a po prawej widać było linię wybrzeża i żywą zieleń, brązy i beże Południowego Kontynentu.
— Na Jajo, dokładnie jak obrazy, które Siwsp nam pokazywał — mruknął Piemur z szacunkiem. — Piękne! — Niespodziewanie łzy zapiekły go w oczy, a Jaxom z trudem złapał oddech spoglądając na swój świat, tak jak to niegdyś robili jego przodkowie u kresu swojej podróży. To musiała być chwila triumfu, pomyślał.
— Jaki wielki! — powiedział Piemur, przytłoczony widokiem.
— To nasz świat — odparł Jaxom cicho, usiłując zorientować się w jego niewiarygodnej wielkości.
W miarę, jak planeta majestatycznie obracała się w stronę zachodu, scena przed ich oczami stopniowo się zmieniała.
— Jaxom? Piemur? — Siwsp przywołał ich do ich obowiązków.
— Tylko podziwialiśmy widok z mostku — odrzekł Piemur raźno. — Zobaczyć to uwierzyć. — Nadal patrzył w dół, ale ruszył, dłoń za dłonią, wzdłuż poręczy do pobliskich schodów. W końcu dotarł do konsoli, którą miał zaprogramować. Odwrócił wzrok od cudownego widoku Pernu i zajął się swoim zadaniem.