Przynajmniej dzisiaj, powiedział sobie Jaxom, mogę kontrolować swoje ruchy — bo stopy dotykają pokładu. Zrobił pierwszy krok, z trudem odrywając ciężki but od podłogi i uderzając nim ciężko w podłogę.
Ruth wylądował w tym samym miejscu co wczoraj, tuż koło drzwi windy. Jaxom musiał tylko schylić głowę pod szyją smoka, aby dotknąć panelu kontrolnego, który, zgodnie z zapewnieniem Siwspa, działał.
Usunę się z drogi, oznajmił Ruth uprzejmie. Podniósł przednie nogi, obrócił się i przywarł głową do okna. To jest lepsze niż widok z Gwiezdnych Kamieni w Bendenie czy Ognistych Wzgórz w Ruathcie. Zanim Jaxom zdążył położyć rękę w grubej rękawicy na panelu sterującym komorą ciśnieniową, Ruth już przylepiał nos do szyby i wpatrywał się w kosmos.
Jaxom nadal nie mógł pozbyć się uczucia, którego doznał już wczoraj, że chodząc po tej samej podłodze co jego przodkowie, przestawiając dźwignie, przyciskając przyciski i klawisze tak jak oni to robili, jest tu intruzem. Tłumaczył sobie, że jest to częściowo spowodowane makabrycznym zadaniem, jakie on i Piemur musieli wykonać sprowadzając Sallah Telgar. Liczył, że teraz, kiedy przybył tu w innym celu, jego samopoczucie się polepszy, ale tak się nie stało.
Chociaż on i Piemur zdołali dostać się do swoich konsoli i wykonać zadanie, Siwsp nie odkrył, dlaczego drzwi do ładowni pozostały otwarte. Dziś, po szybkim przeszkoleniu na Pernie, Jaxom miał zejść na poziom ładowni i użyć konsoli kontrolnej lub mechanizmu ręcznego.
— Byłoby dobrze, gdyby przynajmniej jeden z tych systemów działał — powiedział mu Siwsp.
— Dlaczego?
— Bo jeśli nie, to będziesz musiał wyjść na zewnątrz i sprawdzić, co się zablokowało.
— Och! — Jaxom widział dość szkoleniowych taśm Siwspa, aby zwątpić, czy odważy się wyjść ze statku.
Drzwi windy otworzyły się i Jaxom wszedł do środka. Drzwi zamknęły się. Jeszcze raz spojrzał na schemat, który trzymał w ręku, chociaż znał go na pamięć. Wcisnął guzik oznaczony literą „Ł”: ładownia, a potem zdał sobie sprawę, ile poziomów ta winda obsługuje. Siwsp zapewnił go, że ogniwa słoneczne „Yokohamy” dostarczają dość energii, aby winda działała, ale upłynęła długa chwila zanim długo nieużywany mechanizm ruszył.
— Winda działa — poinformował Jaxom Siwspa obojętnym tonem, a przynajmniej taką miał nadzieję. — Zjeżdżam na dół. — Zgodnie z instrukcją miał komentować swoje zajęcia na bieżąco. Jaxom nie był z natury gadatliwy. Zbędne wydawało mu się opowiadanie o prostych czynnościach, nawet jeśli nie dokonywał ich w niezwykłych okolicznościach. Jednak Siwsp powiedział mu, że taka jest normalna procedura dla samotnego człowieka pracującego w — jak to nazywano — nieprzyjaznym otoczeniu.
— No to do roboty! — zachęcił go Siwsp.
Zjazd wydawał się jednocześnie bardzo powolny, a zarazem szybki. Zadźwięczał alarm, i na drzwiach windy pojawił się czerwony napis: NIEBEZPIECZEŃSTWO: PRÓŻNIA!
— Siwsp, co teraz mam zrobić?
— Naciśnij guzik POMPUJ z prawej strony i czekaj, aż zgaśnie światło alarmowe.
Jaxom postąpił zgodnie z instrukcją. Zauważył, że jego skafander nie jest już tak mocno nadmuchany i wydaje się mniej nieporęczny. Właśnie przyzwyczajał się do zmiany, kiedy zabrzmiał melodyjny gong i drzwi się rozsunęły. Przed Jaxomem rozpościerała się rozległa czerń, która otaczała jeszcze czarniejszą przestrzeń upstrzoną gwiazdami. Nie było tam dodającego otuchy widoku Pernu oświetlonego blaskiem słońca. Stał bez ruchu.
Nie denerwuj się. Złapię cię, jeśli spadniesz, odezwał się Ruth.
— Dotarłem do ładowni — wydobył z siebie Jaxom po długiej chwili. — Tu jest ciemno. — To musi być, powiedział sobie w duchu, najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek powiedziałem.
— Sięgnij ręką na lewo od drzwi. Znajduje się tam panel. — Głos Siwspa brzmiał spokojnie i dodawał pewności siebie. Jaxom wypuścił powietrze, zdając sobie teraz sprawę, że wstrzymywał oddech. — Pomachaj ręką, a zapali się światło awaryjne.
Mam nadzieję, powiedział sobie Jaxom. Poruszając się niezwykle ostrożnie, spełnił polecenie Siwspa i odczuł niewymowną ulgę widząc linię świateł oświetlających olbrzymią ładownię. Światło sprawiło, że kosmos wydawał się jeszcze czarniejszy, ale i tak poczuł się lepiej.
— Już jest jasno.
Jest jeszcze większa niż Wylęgarnia w Forcie, przekazał Ruth, rozglądając się z przestrachem.
— Wokół wewnętrznej ściany biegnie poręcz — mówił Siwsp spokojnym tonem. — Z lewej strony zobaczysz wiele świateł, pod nimi znajduje się konsola.
— Widzę.
— Będzie szybciej jeśli przemieścisz się dłoń za dłonią, Jaxomie — ciągnął dalej Siwsp — i całkiem bezpiecznie. Inaczej niepotrzebnie się zmęczysz.
Jaxom zastanawiał się, czy Siwsp zdaje sobie sprawę, jak bardzo jest przestraszony. Ale skąd mógłby to wiedzieć? Zaczerpnął tchu, podniósł lewą stopę, wyciągnął rękę i uchwycił poręcz. Była okrągła i twarda w dotyku i, chociaż taka cienka, bardzo dodała mu otuchy.
Trzymając się bardzo mocno obiema dłońmi, odepchnął się prawą stopą, wyhamował o poręcz i zaczął przemieszczać dłoń za dłonią, ciągnąc za sobą swe nic nie ważące ciało.
— Jak nasi przodkowie mogli w ten sposób ładować statki? — zapytał, nie potrafiąc wymyślić nic innego, a musiał mówić do Siwspa.
— Na czas pracy w tym pomieszczeniu wytwarzano grawitację zmniejszoną do połowy, ale reszta statku miała normalną siłę ciążenia.
— Mogli to zrobić? Niesamowite — odparł Jaxom uprzejmie. Był prawie w połowie drogi do konsoli. Denerwujący widok upstrzonej gwiazdami przestrzeni skrzył się za zakrętem. Jaxom chciał zwiększyć prędkość poruszania się, ale surowo się napomniał i utrzymywał rytm, który zapobiegał nagłym i niespodziewanym ruchom. Na czole zaperlił mu się pot, ale natychmiast poczuł delikatny powiew pod hełmem i pot zniknął. Ta niespodzianka zajęła jego myśli, dopóki nie dotarł do oświetlonej konsoli.
Włączył ją, i rozbłysła rzędem czerwonych i pomarańczowych świateł. Jaxom odczuł lekki szok, ale zaraz zaczął odczytywać wskaźniki. Okazało się, że niektóre czerwone światełka są niegroźne; po prostu zgodnie ze swoim przeznaczeniem wskazywały, że drzwi ładowni są otwarte. Westchnął z ulgą i zabrał się do odcyfrowania reszty. Kiedy był pewien, której sekwencji ma użyć, wystukał odpowiedni kod. Pomarańczowe światełka zamrugały. Nad nimi napisane było: ZS. Przekazał to Siwspowi.
— To tłumaczy, dlaczego drzwi ładowni pozostały otwarte. Były ustawione na zdalne sterowanie, a ono się zepsuło. Teraz najłatwiej będzie posłużyć się ręcznym sterowaniem — powiedział Siwsp. — Znajduje się pod komputerem. Otwórz szklaną pokrywę i pociągnij.
Jaxom spełnił polecenie, ale nic się nie wydarzyło. Pociągnął jeszcze raz, silniej. Na szczęście ciągle trzymał się dźwigni, gdyż siła jakiej użył odepchnęła go i zawisł na jednym ramieniu ponad pokładem. W uszach zabrzmiał mu dziwny, chroboczący dźwięk.
— Co się stało, Jaxomie? — zapytał Siwsp, spokojny jak zawsze. Jego chwilowa panika opadła i, zmieszany, wyjaśnił.
— Przyciągnij się w stronę pokładu pchając dźwignie w dół, i bardzo powoli przesuń stopy w przód — polecił mu Siwsp.
Jaxom usłuchał i z ulgą poczuł, że podeszwy butów znów opierają się o twardy pokład. Pochłonięty odzyskaniem pionowej pozycji, z początku nie zauważył zmiany w oświetleniu ładowni. Jego uwagę przyciągnął jakiś ruch z prawej strony. Obróciwszy głowę zobaczył, że wielkie drzwi powoli się zamykają, bezpiecznie odgradzając go od kosmicznej próżni.