— Podoba mi się ten przykład — oznajmił Robinton, unosząc obie dłonie i poddając się.
— A więc, niech dotychczasowy sukces upewni cię, że już wiele nauczyliście się i zrozumieliście, a każdy dzień przynosi postępy, ale nie chciałbym, by dzielni ludzie zginęli z powodu braku odpowiedniej wiedzy i doświadczenia.
— Masz rację, zupełną rację, Siwsp — zgodził się Robinton, potrząsając głową nad głupotą swój ego niewczesnego żądania.
— Jak ważne dla Pernu i dla naszego projektu jest spotkanie Lordów Warowni, Mistrzu Robintonie?
Robinton uśmiechnął się cierpko.
— O to można się spierać. Ale przy takich okazjach drobne nieporozumienia na ogół przeradzają się w wielkie spory. Sebell, Lytol, D’ram i ja sądzimy, że pewni niezadowoleni i konserwatywni ludzie będą kwestionować pracę na Lądowisku i nasze projekty. Więcej dowiemy się jutro, po pogrzebie Sallah Telgar.
— Jak wiele osób wybiera się na uroczystość?
— Przyjdą wszyscy, którzy są kimś na Pernie — uśmiechnął się złośliwie Robinton. — Mistrz Shonagar bez wytchnienia przeprowadzał próby śpiewu z czeladnikami i uczniami. Domick nie przespał ani chwili komponując muzykę, w tym także wspaniałe fanfary. Smoki wzlecą na jej cześć w niebo. — Robinton poczuł niespodziewanie, że jego gardło ścisnęło się na myśl o hołdzie przygotowanym dla tej słynnej przodkini. — Preschar i inni będą to wszystko rysowali.
— Co za niezwykły dodatek do archiwów obecnego Pernu — zauważył Siwsp.
— Oczywiście wszystko otrzymasz — obiecał Robinton z powagą. — Jak również wasze własne relacje?
— Nasze? — spytał D’ram ze zdumieniem.
— Różne punkty widzenia często dają pełniejszy obraz wydarzenia.
Następnego wieczoru Robinton wcale nie był pewien, czy kiedykolwiek zdołają zapisać pełną relację z pogrzebu Sallah Telgar. Co za dzień! Przynajmniej raz musiał przyznać, że czuje się wykończony.
Larad i jego małżonka doskonale wszystko zorganizowali. Śpiewacy z całego kontynentu i mistrzowie instrumentaliści, pod dyrekcją samego Domicka, wykonali Balladę o Sallah Telgar. Rozstawiono wielkie stragany, zazwyczaj używane podczas Zgromadzeń, aby nakarmić tych, którzy zaczęli przybywać dzień wcześniej. Większość, na szczęście, przyniosła własne zapasy, ale Telgar nikomu niczego nie żałował. Każdy ważniejszy gość znalazł zakwaterowanie w wielkiej Warowni. Robintonowi wydawało się, że do sprzątania wezwano absolutnie wszystkich służących. Pani Jissamy nie zaniedbywała swoich obowiązków, nawet najodleglejsze zakątki jej włości były sprawdzane każdego Obrotu, ale dziś cała Warownia lśniła i błyszczała, jak nigdy dotąd.
Pogrzeb miał się odbyć wczesnym popołudniem. Smoki przybywały objuczone tyloma pasażerami, ilu tylko mogły bezpiecznie unieść. Przyjechał nawet Torik, na Hethcie K’vana, towarzyszyła mu jego rzadko widywana żona, Ramala. Natychmiast zaczął zjednywać sobie innych Lordów Warowni, by dali mu strażników do pomocy w walce z rebeliantami. Jednak Robinton, widząc jego minę, pomyślał, że nie odnosił sukcesów. Porównując potem swoje wrażenia z tym, co zobaczył Sebell, wywnioskował, że Lordowie Warowni nie uznali obecnej okazji za właściwą do rozmów o karnej ekspedycji. Oznaczało to, że Torik wywlecze swój problem podczas zebrania wyborczego. Dyskusja nad wyborem nowego Lorda Tilleku z pewnością też będzie miała gwałtowny przebieg. Robinton nie mógł się zdecydować, czy ma wziąć udział w zebraniu. Nie musiał już tego robić, jednak wystosowano do niego zaproszenie, a chociaż ufał Sebellowi, że przekaże mu wszystko dokładnie, wolał czynić własne obserwacje kiedy tylko było to możliwe.
Jednak gdy rozpoczęła się ceremonia pogrzebowa, wszystkie drobne nieporozumienia i wielkie kontrowersje poszły w niepamięć. Najpierw zgromadzeni wysłuchali wspaniałego wykonania Ballady. Potem, na znak Rutha i Jaxoma, na niebie ponad Telgarem pojawiły się zmasowane siły Weyrów. Robinton poczuł łzy pod powiekami, spowodowane nie tylko wzruszeniem z powodu honorów oddawanych Sallah Telgar przez wszystkie Weyry, ale i na wspomnienie poprzedniej okazji, prawie dwadzieścia Obrotów temu, kiedy to pięć zaginionych Weyrów pojawiło się na niebie Telgaru, aby u boku eskadry z Bendenu zmierzyć się z Opadem Nici. Dzisiaj Ramoth Lessy i najstarsza królowa Telgaru, Solth, unosiły wspólnie hamak z trumną Sallah. Słońce odbijało się od złotej pokrywy, ozdób i uchwytów, tak jakby sam Rukbat oddawał hołd tej nadzwyczajnej kobiecie. Tłum westchnął z zachwytu. Ponad dwiema królowymi Weyry utworzyły siedem sekcji w szyku bojowym, eskadra przy eskadrze. Wspaniały pokaz smoczej sztuki latania.
Wszystkie skrzydła podążyły za królowymi w dół. Unosiły się nad Ramoth i Solth, które delikatnie umieściły swój ciężar na marach, pozwalając hamakowi opaść swobodnie po obu stronach. Honorowa eskorta Lordów Warowni poniosła trumnę przez ostatnie parę kroków dzielących ją od miejsca spoczynku.
Zmasowane eskadry jeźdźców zatoczyły koło i wylądowały na Ogniowych Wzgórzach Telgaru. Wtedy naprzód wystąpił Larad, a jego synowie podążyli za nim, gdyż Siwsp potwierdził, że rzeczywiście byli oni bezpośrednimi potomkami Sallah Telgar i Tarviego Andiyara.
— Radujmy się, gdyż dziś ta dzielna kobieta powróciła do świata, w obronie którego oddała życie. Niech spoczywa, wraz z innymi z Rodu, w Warowni, która nosi jej imię i oddaje jej cześć.
Po tych prostych słowach Larad odszedł na bok, a eskorta poniosła trumnę do grobowca. Gdy umieszczono ją wewnątrz, wszystkie smoki uniosły głowy i zaryczały. Był to rozdzierający serce dźwięk, ale Robintonowi, po którego policzkach spływały łzy, wydawało się, że brzmiały w nim nuty triumfu. Jakby w odpowiedzi, dał się słyszeć szum niezliczonych skrzydeł, i wszystkie jaszczurki ogniste z Pomocy i z Południa, dzikie i Naznaczone, sfrunęły jak welon ponad skrzydłami smoków nad ciągle jeszcze otwarty grób i dołączyły swoje głosy w kontrapunkcie do głębokich głosów smoków. Potem poderwały się i nagle zniknęły za telgarskim urwiskiem.
Robinton zastanawiał się, gdzie poleciał Zair i dopiero teraz zorientował się, że ludzie wokół niego, zazwyczaj otoczeni jaszczurkami ognistymi, stali z pustymi ramionami od chwili, gdy na niebie pojawiły się eskadry smoków.
Eskorta, nieco zaskoczona takim zakończeniem poważnej uroczystości, wycofała się, a telgarscy murarze, przyodziani w swoje najlepsze stroje, których używali tylko podczas Zgromadzeń, zamurowali wejście do grobowca.
W pełnej szacunku ciszy, gdyż nawet najmłodsi byli oszołomieni pokazami smoków i jaszczurek, zebrani czekali, aż murarze zakończą swoją pracę i odstąpią. Larad, Jissamy i ludzie z eskorty zwrócili siew stronę grobowca i głęboko skłonili, a wszyscy obecni powtórzyli ten gest.
Następnie Larad i jego małżonka wraz z eskortą ruszyli w kierunku ogromnego podwórca Warowni. Muzycy Domicka zaczęli grać poważny i majestatyczny utwór na znak zakończenia ceremonii. Podążyli oni za resztą tłumu, a potem rozeszli się, aby skorzystać z gościnności Warowni Telgar.
Robinton nie mógł doczekać się, kiedy skosztuje pieczonego mięsa, które jeszcze obracało się na wielkich rożnach, nie mówiąc o świetnych rocznikach bendeńskiego wina. Był pewien, że Larad dostarczył go w znacznych ilościach. Nagle poczuł, że ktoś dotyka jego łokcia.
— Robintonie! — cicho zawołał Jaxom, a jego oczy błyszczały gniewnie. — Próbowano zaatakować Siwspa. Chodź!
— Co takiego? — zapytał zaszokowany Robinton. Po prostu nie mógł przyjąć do wiadomości tego, co Jaxom właśnie powiedział.
— Tak, próbowali — powtórzył ponuro Jaxom, prowadząc Robintona za ramię z dala od zmierzających w stronę domu ludzi. — Farli przyniosła krótką notatkę, więc nie wiem nic więcej, ale jeśli o mnie chodzi, nie mogę tak tu stać i czekać.