Выбрать главу

— Ani ja! — Nic nie uspokoi bijącego gwałtownie serca Robintona, póki nie zobaczy na własne oczy, że Siwspowi nic się nie stało. Sama myśl o tym, że mogli być pozbawieni wiedzy, jaką co dzień od niego uzyskiwali wystarczała, żeby przyprawić go o atak serca. Lepiej nie informować nikogo, dopóki sam się nie upewni, że wszystko jest w porządku. Na Skorupy! Starzeje się. Dlaczego nie zorientował się, że dziś będzie doskonała okazja do zaatakowania Siwspa? Lądowisko było niemal puste. Wszyscy, którzy mogli przybyć, byli tutaj, w Telgarze.

— Polecimy na Ruthcie na Lądowisko i sami zobaczymy, co się stało. Nie sadzę, byśmy powinni zakłócać uroczystość — powiedział Jaxom.

— Masz rację, Lordzie Warowni Jaxomie. — Robinton szybko ruszył w stronę Rutha, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Nikt się nie zdziwi widząc, że Jaxom i biały smok odwożą Robintona, by oszczędzić mu drogi powrotnej na podwórzec Warowni. Dosiedli Rutha, a on wzbił się w górę, ponad skałami Telgaru wszedł w pomiędzy, i wychynął dokładnie ponad otwartą przestrzenią przed budynkiem Siwspa.

Gdy Robinton i Jaxom doszli do drzwi, ludzie rozstąpili się, by ich przepuścić. Ich miny zaskoczyły harfiarza. Gniew byłby zrozumiały, rozbawienie — nie. Tego dnia miał dyżur Lytol — ktoś musiał dopilnować, żeby studenci przybyli na lekcje — co pozwoliło pozostałym dwóm kustoszom, D’ramowi i Robintonowi, wziąć udział w telgarskiej ceremonii. Lytol siedział na swoim zwykłym miejscu, ale głowę miał owiniętą bandażem, a ubranie podarte. Zajmowali się nim Jancis i uzdrowiciel z Lądowiska. Dziewczyna uśmiechnęła się do nadchodzących.

— Nie martwcie się! Jego czaszka jest zbyt twarda by pęknąć — powiedziała beztrosko. Machając ręką zwróciła ich uwagę na Siwspa. — A on ma w zanadrzu parę sztuczek, o których nigdy nie wspomniał.

— Idźcie popatrzeć — zawołał Lytol z niezwykłym u niego złośliwym uśmiechem.

Robinton pierwszy znalazł się w korytarzu, zrobił dwa kroki i stanął jak wryty, przez co Jaxom wpadł na niego. Na straży stał Piemur i sześciu najsilniejszych uczniów, wszyscy uzbrojeni w wielkie pałki. Dwaj z nich mieli obandażowane głowy. Na podłodze leżeli nieprzytomni napastnicy. Ciężkie siekiery i metalowe pręty, którymi zamierzali zniszczyć Siwspa, złożone zostały poza ich zasięgiem.

— Siwsp sam potrafi się obronić — powiedział Piemur z uśmiechem, machając swoją pałą na sznurku. W tej chwili do pokoju weszła też Jancis.

— Co się stało? — dopytywał się Robinton.

— Mieliśmy przerwę na posiłek — opowiadał Piemur. — Nagle usłyszeliśmy okropny hałas. Popędziliśmy z powrotem i znaleźliśmy Lytola, Kera i Miskina na podłodze, a tych tutaj skaczących jakby im się paliło w głowach. I, sądząc po odgłosach, które wydawali, właśnie tak musiało być.

— Ale co…

— Posiadam zabezpieczenia uniemożliwiające zniszczenie — powiedział Siwsp. Chociaż jego głos był rzeczowy, Robinton wyczuł w nim lekką nutę satysfakcji. W tych okolicznościach z pewnością jest to usprawiedliwione, pomyślał.

— Pewne dźwięki, wyemitowane na określonej częstotliwości sprawiają, że ludzie na kilka godzin tracą przytomność. Gdy napastnicy zaatakowali Lytola, Kera i Miskina, uznałem za stosowne uciec się do tego sposobu. Niestety, może to spowodować lekkie uszkodzenie słuchu, jednak agresorzy na pewno odzyskają przytomność. Uderzenie dźwiękami było silniejsze, niż to jest zwykle potrzebne, by unieszkodliwić wroga.

— Ja… my… nie mieliśmy pojęcia, że możesz się bronić — powiedział Robinton odczuwając jednocześnie ulgę i zaskoczenie.

— Wszystkie siwspy są wyposażone w taki emiter, Mistrzu Robintonie, chociaż rzadko trzeba ich używać. W siwspach przechowuje się bardzo cenne informacje techniczne i polityczne, które mogłyby być użyteczne dla nieprzyjaciół. Trzeba więc było wprowadzić środki ochrony, by osoby nieupoważnione nie miały do nich dostępu, ani ich nie zniszczyły.

— Cóż, muszę powiedzieć, że czuję się lepiej wiedząc o tym. Ale dlaczego nic nam nie powiedziałeś?

— Nie zadano takiego pytania.

— Przecież wiedziałeś, że próbowano zniszczyć baterie, które dostarczają ci energii — zaczął Jaxom.

— Tak niezdarny wandalizm nie stanowił dla mnie zagrożenia. A potem szybko podjęliście działania, które zapobiegły powtórce podobnego sabotażu.

— Ale dlaczego już wtedy nie zrobiłeś tego samego, co dzisiaj? — spytał Jaxom.

— Takie środki stosuje się wyłącznie podczas bezpośredniego ataku.

— A co właściwie zrobiłeś? — Jaxom wskazał obezwładnione ciała.

— Posłużył się uderzeniową falą dźwiękową — wyjaśnił Piemur ze złośliwym uśmiechem. — Czysty dźwięk, którego człowiek nie może wytrzymać. Musiało mocno boleć. — Wskazał na jednego z mężczyzn, który leżał z wykrzywioną twarzą. Z pogardą trącił ciało nogą. — Nie wiem, skąd Norist ich wytrzasnął.

— Norist? — wykrzyknął Robinton.

Piemur wzruszył ramionami.

— To musiał być Norist. Przecież on najwięcej gadał o zniszczeniu „Obrzydliwości”. I popatrzcie. — Pochylił się i podniósł bezwładną dłoń jednego z napastników. — Wygląda to jak odciski po rurce do wydmuchiwania szkła. Ma też blizny po oparzeniach. Wprawdzie tylko o nim już wiemy, że należy do Cechu Szklarzy, ale gdy odzyskają przytomność, zadamy im parę pytań. A oni nam odpowiedzą! — W głosie Piemura zabrzmiała złość.

— Kto o tym wie? — spytał Mistrz Harfiarz.

— Wszyscy, którzy znajdują się teraz na Lądowisku — odparł Piemur wzruszając ramionami, a potem uśmiechnął się. — W sumie niewielu, bo każdy, kto załapał się na jazdę smokiem, jest teraz w Telgarze. Jak tam poszło?

— Wspaniale — powiedział Robinton prawie bez zastanowienia, oglądając drugiego z wandali. — Smoki i jaszczurki ogniste złożyły jej własny hołd.

— Ruth nawet mnie nie uprzedził — dodał Jaxom z krzywym uśmiechem.

Musieliśmy tak postąpić. Wszystkie smoki się z tym zgodziły. Jaszczurki ogniste tylko je naśladowały, ale postąpiły słusznie, powiedział Ruth Jaxomowi, a on przekazał to innym.

Robinton nie rozpoznał żadnego z napastników. Na próżno zastanawiał się, czy to rzeczywiście Norist zaplanował i zorganizował atak.

— Z Lytolem wszystko w porządku? — spytał cicho, spoglądając w stronę drzwi.

— Nabili mu wielkiego guza — odpowiedziała mu Jancis, a uzdrowiciel mówi, że również pękło mu żebro, ale najbardziej ucierpiała jego duma. Gdybyś tylko usłyszał jak się złościł, że Ker i Miskin zbyt wolno pospieszyli na pomoc!

— Sam przeciw zbirom uzbrojonym w topory i metalowe pręty? — spytał Robinton przerażony na myśl o tym, co mogło się stać przyjacielowi oraz Siwspowi. Zachwiał się.

Piemur natychmiast go chwycił, krzycząc na Jaxoma, żeby podtrzymał go z drugiej strony i polecając Jancis, by sprowadziła uzdrowiciela i przyniosła wino. Wprowadzili go do najbliższego pokoju i posadzili na krześle.

— Czas zawiadomić Lessę i F’lara — powiedział Jaxom — i nie obchodzi mnie, jaką wymówkę podadzą Laradowi. Ruth!

Robinton uniósł dłoń, żeby zaprotestować, ale wyraz twarzy Jaxoma powiedział mu, że Ruth otrzymał już wiadomość do przekazania.

Wróciła Jancis z kubkiem wina, które Robinton sączył z wdzięcznością, a uzdrowiciel zajmował się nim troskliwie.

— Mistrz Harfiarz jest zdrowy, jego puls bije we właściwym tempie — orzekł Siwsp. — Nie martw się, Mistrzu Robintonie, nie wyrządziłem krzywdy ludziom, ani sam nie ucierpiałem.