— Sebellu, pospiesz się! — Gdyby tylko Sebell nadszedł w tej chwili, zobaczyłby kto wyszedł z ustępów.
Powiem jego jaszczurce ognistej, odezwał się nagle Ruth niespokojnie. Czym się martwisz? Czy Mistrz Rybak jest chory?
Nie, Ruth, Idarolan jest tylko bardzo pijany. Poproś Kimi, by powiedziała Sebellowi, żeby zaraz tu przyszedł. Chociaż jest już chyba za późno, dodał. Nie rozpoznał żadnego z głosów i żaden z nich nie zdradził jakiegoś charakterystycznego akcentu, dzięki któremu mógłby zidentyfikować Warownię lub Cech, z którego pochodzili.
Nagle usłyszał otwierające się drzwi.
— Jaxom? Co się stało?
— Zauważyłeś może trzech mężczyzn wychodzących stąd? — spytał Jaxom nerwowo.
— Co się stało? Kimi mówiła, że to pilne. Jakich mężczyzn? Cały Pern jest na podwórcu.
Sebell próbował otworzyć drzwi, Jaxom odsunął zasuwę. Zaniepokojony Mistrz Harfiarz spojrzał na nieprzytomnego Mistrza Żeglarza, a potem na Jaxoma. W jednej ręce trzymał dzbanek, a kubek wetknął pod ramię.
— Mniejsza o to, już jest za późno — odparł Jaxom czując się pokonany. Postanowił nie niepokoić Sebella i nie streszczać mu rozmowy, która równie dobrze mogła być po prostu gadaniną niezadowolonych. Gadanie nie wyrządza krzywdy, powiedział sobie, choć podsłuchana wymiana zdań brzmiała dość groźnie. Westchnął z rezygnacją.
— Co się stało? — nalegał Sebell.
Harfiarski instynkt Sebella jest bardzo wyostrzony, pomyślał Jaxom ponuro. Ale był on przecież szkolony, żeby zauważać i słyszeć nawet to, co nie zostało wypowiedziane.
Jaxomowi udało się przybrać obojętny ton.
— Przypuszczam, że nie wszyscy są zadowoleni z wyboru Ranrela.
Sebell spojrzał na niego z ukosa. — To prawda, ale ten tutaj jest.
Podnieś mu głowę. Może zapach klahu go obudzi. A pomoc wkrótce nadejdzie.
— Nie przeszkadza mi… — zaczął Jaxom. Nie chciał, żeby ludzie myśleli, że jest przewrażliwiony lub że nie radzi sobie zbyt dobrze z pijanym przyjacielem.
Sebell uśmiechnął się przesuwając pełen kubek klahu pod nosem Idarolana. Ten poruszył się.
— Tak, dobrze ci idzie w takich wypadkach, Jax, ale jego rodzina martwi się o niego, więc zachowujmy się dyskretnie.
Drzwi ponownie otworzyły się i weszło pospiesznie kilka osób. — Mistrzu Sebellu?
Sebell odepchnął drzwi wygódki.
— Tutaj!
Wymiana podtrzymujących została przeprowadzona zręcznie, ale gdy Jaxom i Sebell odsuwali się, usłyszeli nieomylne dźwięki zapowiedziane przez Idarolana. Uśmiechnęli się do siebie.
— Zawsze wiedziałem, kiedy nadchodzi właściwy moment — powiedział Sebell. — Nawet Mistrz Shonagar tak uważał. Ach, zaczęli grać.
W drzwiach Jaxom przystanął, bo zorientował się, dlaczego Sebell nie zauważył mężczyzn wychodzących z ustępów. Podczas krótkiego czasu, który spędzili pomagając Idarolanowi, podwórzec wypełnił się świętującymi, wszyscy byli rozweseleni winem i zajadali się przysmakami z tac roznoszonych przez służbę.
— Kiedy przyjdzie kolej na ciebie i Menolly?
Sebell mrugnął.
— Kiedy tylko dobry Lord Ranrel poprosi nas!
— Nowa pieśń?
— Cóżby innego przy wyborach Lorda?
Jaxom poczuł się lepiej widząc radość Sebella. Nie warto było się zamartwiać. Ci ludzie pewnie tak tylko gadali. Ale będzie miał oczy otwarte.
Jaxom był w zdecydowanie lepszym nastroju, kiedy on i Sharra niechętnie opuścili miejsce tańców. Niestety obowiązki wzywały. Opad Nici miał się rozpocząć nad morzem, ale przesunie się ponad południową granicą Ruathy. Jaxom, bez względu na to, jak bardzo zajęty był z Siwspem na Lądowisku, nigdy nie opuszczał lotów przeciwko Niciom, i z chęcią przyłączał się do skrzydła T’gellana ze Wschodniego Weyru, kiedy Nici tam spadały. Był to dla niego nie tylko punkt honoru. Obaj z Ruthem czuli się ożywieni bliskim niebezpieczeństwem Opadu i uwielbiali stawać się częścią walczącego Weyru.
— Spójrz, Jaxomie — rzekła Sharra, gdy przygotowywali się do opuszczenia Warowni. Wskazała w górę, na masę smoczych brzuchów ledwo widocznych w świetle niezliczonych pochodni, które o zachodzie zajaśniały na każdym murze, w Warowni, chacie i na łodziach. — Założę się, że to cały Weyr Fort wyrusza do domu!
Jaxom usiłował dostosować uprząż tak, żeby nie uszkodzić sukni Sharry i spojrzał nieuważnie.
— Pewnie masz rację.
— Nie martw się o moją suknię, Jax. Już i tak się zakurzyła podczas tańca.
Jaxom przytaknął i poczuł dłoń Sharry targającą mu włosy. Uśmiechnął się. Martwił się, że zmęczyła się tańcem, ale jeśli nadal była tak rozbawiona, na pewno nie jest wyczerpana. Wrócą do Ruathy na czas.
Ruth?
Latam pomiędzy w czasie, gdy jest to konieczne, ale w tej chwili nie ma żadnego powodu.
Doprawdy? — Jaxom radośnie wskoczył na białego smoka. Sharra uśmiechnęła się do niego, obejmując go mocno ramionami i usiłując wcisnąć palce pod jego kurtkę, żeby dotknąć gołej skóry.
Masz dość czasu. Ruth oderwał się lekko od ziemi, wykonując skrzydłami niezbędny manewr.
— Jak cudownie! — wykrzyknęła Sharra Jaxomowi do ucha. — Poproś Rutha, żeby zawisł w powietrzu. Nigdy więcej nie zobaczymy Tilleku wyglądającego tak pięknie.
Ruth uprzejmie zatoczył szerokie koło. Opuścił głowę, bo też chciał napawać się widokiem. Jaxom zauważył, że oczy smoka błyszczą błękitem, każda z ich wielu faset odbijała maleńkie punkciki jasnych świateł Tilleku. Warownia, wszystkie okoliczne chaty i łodzie w zatoce obrysowane były światłem pochodni i żarów.
Jaxom poczuł westchnienie Rutha. Siłą woli zmusił się, by pod powiekami powstał mu obraz niczym nie udekorowanych wzgórz Ruathy i poprosił smoka, by ich tam zabrał.
Następnego dnia nie było mu łatwo podnieść się z łóżka, chociaż Sharra już wstała, żeby ukołysać małego Shawana, który rozpłakał się nagle o świcie. Opad miał się zacząć po południu, więc Jaxom pozwolił sobie na parę chwil poleniuchowania i na wypicie porannego kubka klahu. Sharra przyszła z Shawanem, teraz już radosnym. Jarrol zjawił się w chwili, kiedy usłyszał głos ojca i rzucił się na łóżko, domagając się łaskotek. Policzki miał zaróżowione od snu, a kręcone włosy przylizane z jednej strony głowy. Po łaskotkach, Jarrol podążył za ojcem, gdy ten mył się i ubierał. Potem ruszyli na śniadanie, które już podano w głównym pokoju ich apartamentu.
Jaxom posłał Jarrola z prośbą, by Brand przyłączył się do nich. Teraz był odpowiedni moment na uporanie się z pilnymi sprawami, które mogły pojawić się podczas ostatniego siedmiodnia jego nieobecności w Ruathcie. A ponieważ jutro Sharra i Jarrol mieli udać się z nim na Lądowisko, były też inne rzeczy, którymi należało się zająć.
Kiedy Sharra zabrała chłopców ze sobą, Jaxom przypomniał sobie dziwną rozmowę w ustępie w Tilleku.
— Powiedz mi Brand, co porabia mały Pell, syn Barli i Dowella?
— Uczy się rzemiosła od ojca, ale wolałby być na Lądowisku.
— Jak połowa północnej młodzieży — zauważył Jaxom, siadając wygodnie na pięknym drewnianym krześle, które Dowell dla niego wyrzeźbił. — Ma zdolności ciesielskie?
— Radzi sobie dość dobrze, kiedy robota go wciągnie. — Brand wzruszył ramionami. — Dlaczego pytasz?
— W Tilleku usłyszałem przypadkiem dość dziwną rozmowę. Być może to tylko niezadowoleni z wyboru wygłaszali swoje komentarze. Pell mógłby aspirować do tytułu Lorda Ruathy, prawda?