Brand popatrzył na niego niespokojnie.
— Co za głupstwa, Jaxomie! — zbeształ go tonem którego używał, gdy Jaxom był małym rozrabiaką. — Jesteś zdrowy, masz dwóch wspaniałych synów, a wkrótce zapewne będzie ich więcej. — Spojrzał spode łba. — Co dokładnie usłyszałeś, i czy powtórzyłeś to Lytolowi?
— Nie, ty też mu nic nie mów. Niech to zostanie między nami, zgoda?
— Tak, oczywiście — pospiesznie zapewnił go Brand, a potem pogroził mu palcem. — Ale tylko jeśli powiesz mi, co słyszałeś.
Jaxom z ulgą wszystko mu opowiedział, gdyż całkowicie ufał Brandowi. Miał nadzieję, że gdy będzie powtarzał posłyszane słowa, stracą one swój przerażający wydźwięk, ale Brand potraktował je bardzo poważnie.
— Czy ktoś potrafiłby zaplanować wypadek, w którym mógłbyś zginąć ty albo Ruth? — spytał.
Jaxom prychnął.
— Zapewniam cię, że od tej chwili zamierzam uważnie dobierać towarzyszy. Ale nie sądzę, by można było łatwo przygotować coś takiego.
— Te dwie podróże, które już odbyłeś, nie były całkiem bezpieczne. Jaxom potrząsnął gwałtownie głową.
— Były bezpieczne, bo Ruth znajdował się ze mną, a Siwsp bez przerwy się z nami komunikował. Za pierwszym razem byli z nami również Piemur z Farli i Trig. Sharra ma polecieć na górę jutro, wiesz o tym? Mirrim i S’len zostali wyznaczeni na pojutrze. Nikt z nich nie konspirowałby przeciwko mnie. Poza tym Ruth nie pozwoli, żeby coś mi się przytrafiło.
Bądź pewien, że nie!
Jaxom uśmiechnął się, a Brand rozpoznając oznaki rozmowy ze smokiem rozluźnił się, a nawet pozwolił sobie na lekki uśmiech.
— Nie doceniają ciebie i Rutha, a teraz, kiedy zostałeś ostrzeżony… — Brand zmarszczył czoło, a jego oczy się zwęziły. — Porozmawiam z Pellem. Jest młody, dumny ze swojego dziedzictwa, ale nie na tyle głupi, by chcieć obalić ciebie i zostać Lordem. Poza tobą i twoimi synami są także chłopcy F’lessana. Dzięki Lessie mają tak samo równe prawo do Ruathy, nawet jeśli przekazała je tobie, gdy się urodziłeś. Nie wyobrażam sobie, by starsi Lordowie odrzucili ich, tylko dlatego, że F’lessan jest jeźdźcem. Przynależność do Rodu jest ważnym kryterium, więc nie sądzę, żeby Pell miał jakąś szansę. Przynajmniej nie przy obecnym składzie Rady. Chociaż nie sądzę, by doszło do takich przetargów. — Pewność Branda uśmierzyła nieco niepokój Jaxoma.
Brand wyprostował się, tak jak zawsze robił, gdy zamierzał zmienić temat rozmowy.
— To dopiero była inauguracja — komentował. Jako Główny Zarządca Ruathy, on także był obecny podczas uroczystości w Warowni Tillek. — Tillek wyglądał naprawdę wspaniale. Będziemy świadkami wielkich zmian, teraz, kiedy Ranrel został Lordem. Dobrze, że mamy drugiego Lorda w twoim wieku.
Jaxom skrzywił się.
— Tak, może teraz będę mógł się czasem odezwać podczas Rady.
— Słyszałem, że Torik w końcu otrzymał od ciebie wiadomość — Brand uśmiechnął się złośliwie.
— Tak, chociaż to Groghe go powiadomił. No więc, co masz tu dla mnie? Po południowym posiłku lecę na Opad.
— Same drobiazgi, ale trzeba je omówić, Lordzie Jaxomie. Zobaczmy. — Brand podniósł pierwszą kartkę ze stosu, który przyniósł ze sobą.
Gdy Jaxom i Ruth krążyli nad Weyrem Fort, Jaxom po raz kolejny zastanawiał się, jak to było, kiedy pierwsi jeźdźcy zamieszkali w starym kraterze. Czy ustawiali się oczekując rozkazów dowódców, tak jak czyniły to współczesne smoki, wzdłuż Obrzeża, od Gwiezdnych Kamieni do miejsca, gdzie Misa Fortu pokruszyła się na skutek dawnego osunięcia ziemi? Ilu jeźdźców liczył Weyr zanim zdecydowali się założyć drugi, nazwany Benden? Nie było sposobu, żeby się tego dowiedzieć, i Jaxom poczuł przypływ gorzkiego smutku, bo chociaż dzięki Siwspowi poznali wiele ze swojej przeszłości, to przecież nie mogli odzyskać całej utraconej wiedzy. Jednak, jakkolwiek wielka była chwała przeszłości, obecny widok Weyru jak zwykle zaparł mu dech w piersiach. A Fort wystąpił w pełnej sile, gdyż w eskadrach latali już także młodzi jeźdźcy z obecnego Obrotu. Zielone, niebieskie i brązowe smoki zajmowały pozycje za spiżowymi oficerami skrzydła, ich skóry lśniły zdrowo w południowym słońcu.
Spiżowy Lioth N’tona stał niczym posąg przed Gwiezdnymi Kamieniami. Ruth odpowiedział na powitalne ryknięcie Liotha i zręcznie zajął swoją zwykłą pozycję z prawej strony Przywódcy Fortu. N’ton zasalutował Jaxomowi i wskazał w dół Misy, gdzie czterech jeźdźców zielonych smoków zaopatrywało się w miotacze ognia.
Wracający ze zwiadu jeździec błękitnego smoka pojawił się nagle w powietrzu dając ramionami starodawny sygnał oznaczający, że Nici się zbliżają, a wtedy smoki nieomal jednocześnie odwróciły głowy, aby wziąć od swoich jeźdźców skałę fosfinową. Królowe zaryczały na znak gotowości i jedna po drugiej uniosły się z dna Misy, zajmując pozycję po lewej stronie N’tona i Liotha. Wielki spiżowy smok uważnie rozgryzł pierwszą porcję skałki, którą miał połknąć tego dnia. Jaxom też podał Ruthowi smoczy kamień. Jak zwykle zachwycony słuchał odgłosu smoczych zębów rozkruszających fosfinę. Znał już naukowe wyjaśnienie procesu, dzięki którym smoki trawiły skałę w swoich drugich żołądkach i bekały fosfinowym gazem, ale w niczym nie umniejszyło to jego poważania dla smoków.
Jaxom uważnie obserwował, kiedy Ruth przeżuwał, gdyż zdarzało się czasami, że smok przygryzał język czy policzek, drobny wypadek, który mimo wszystko uniemożliwiał mu walkę z Nićmi do chwili wygojenia się ranki.
Kiedy Lioth przeżuł swoją skałę, zaryczał raz jeszcze, a N’ton dał ramieniem odwieczny sygnał do startu. Z potężnym wymachem skrzydeł Lioth opuścił Obrzeże, a Ruth wzleciał tuż za nim. Królowe z wdziękiem zaczęły się unosić w powietrze. Osiągnąwszy odpowiednią wysokość Lioth skręcił ostro na południowy wschód i jedne po drugich, eskadry wzlatywały, ustawiając się w bojowych pozycjach: trzy powyżej, trzy za N’tonem i Ruthem, a trzy jeszcze niżej, tuż nad królowymi.
Ludzkie oczy obserwowały N’tona, podczas gdy smoki czekały na znak Liotha. Choć Jaxom często widział loty smoków wchodzących w powozy, a również jakże często sam wchodził w skład takiej grupy, zawsze na ten widok odczuwał dreszcz.
Gdy lecimy pomiędzy, odczuwam większy chłód niż w kosmosie, powiedział do Rutha. Zaledwie zdążyli raz odetchnąć, a już byli nad południową granicą Ruathy, rzeka pod nimi wiła się niby srebrny wąż. A na wschodzie widać było srebrny deszcz, który mieli zniszczyć.
Eskadry zetknęły się z Nićmi ziejąc na nie ogniem i obserwując, jak zwijają się i skręcają w ogniu i opadają, już niegroźne, jako popiół na ziemię daleko w dole. Wyżej lecące skrzydła przemierzały niebo, a na najniższym poziomie jeźdźczynie królowych posyłały wielkie obłoki ognia na te nieliczne Nici, które przemknęły między smokami znajdującymi się wyżej.
Raz jeszcze Jaxom i Ruth brali udział w odwiecznej obronie Pernu, wpadając w rytm, unikając niebezpieczeństwa, na mgnienie oka wchodząc w pomiędzy, wypuszczając ogień na śmiertelny deszcz. Działali instynktownie dzięki latom praktyki. Nie potrzebowali świadomego porozumienia ani wskazówek.
Przeszli przynajmniej osiem razy przez Opad, przemieszczając się coraz bardziej na południowy wschód, kiedy niebieski smok tuż przed nimi krzyknął z bólu i zanurkował w pomiędzy. Jaxom zesztywniał i wstrzymał oddech, oczekując powrotu niebieskiego. Pojawił się ponownie dużo niżej. Błona jego lewego skrzydła była upstrzona Bruzdami od oparzeń Nici.
Mocno dostał, powiedział Ruth Jaxomowi, gdy niebieski znów zniknął, niewątpliwie zmierzając do swojego Weyru, gdzie specjalnie przeszkolone kobiety opatrzą jego ranę mrocznikiem uśmierzając ból. Jeden z nowych, młodych jeźdźców. Zawsze zdarza się jakiś, który nie uważa.