Выбрать главу

Tego wieczora Mistrz Morilton wysłał swoją jaszczurkę z pilną i przerażającą wiadomością, że ktoś w jego siedzibie zniszczył wszystkie soczewki, które miały być zainstalowane w mikroskopach i teleskopach, niwecząc efekty miesiąca ciężkiej, wymagającej cierpliwości pracy. Następnego dnia Mistrz Fandarel zorientował się, że metalowe baryłki, które wyrabiał do przechowywania soczewek, zostały wrzucone do pieca kowalskiego, gdzie przez noc się stopiły.

Na szczęście przynajmniej trening smoków odbywał się bez zakłóceń, bo inaczej morale spadłoby bardzo nisko. Na dodatek Oldive i Sharra nareszcie zdołali przeciąć skorupę owoidu Nici ostrzem z czarnego diamentu.

— Wiele się nie dowiedzieliśmy — powiedziała Sharra Jaxomowi gdy wieczorem wróciła do domu. — To skomplikowany organizm i jego analiza zabierze nam dużo czasu. Niestety musimy pracować powoli. Chyba właśnie dlatego Siwsp nauczył nas hodowli bakterii, bo stanowi to dobre przygotowanie do tego rodzaju badań.

— Jak to wygląda w środku?

— Zdumiewający chaos — odpowiedziała marszcząc czoło w zamyśleniu. Potem zachichotała kpiąco. — Nie wiem, jak to sobie wyobrażałam. Właściwie nigdy o tym nie myślałam. Ale owoid jest owinięty warstwami brudnego, twardego jak skała lodu, w którym znajdują się kamyki, żwir i wszelkiego rodzaju śmieci. Owoidy bywają białawe, żółte, czarne, szare… Czy hel jest żółty? Byłeś na tych wykładach o ciekłym gazie. Nie, to był Piemur i Jancis.

— W każdym razie są tam zwoje, które skręcają się bez końca. Można je oddzielić od reszty materiału. Są tam też jakieś rurki i kawałki czegoś bąbelkowatego. Siwsp powiedział, że to bardzo słabo zorganizowana forma życia.

Jaxom roześmiał się zaskoczony.

— A tak bardzo dezorganizuje nasze życie!

— Ach, Jaxomie, nie to miał na myśli. Ale nie mogliśmy zrobić dzisiaj wiele, gdyż nie mamy odpowiednich narzędzi do pracy w tak niskiej temperaturze. — Uśmiechnęła się na wspomnienie niepowodzeń. — Te, które przynieśliśmy, stały się kruche i rozpadały się w zimnie.

— Metal stał się kruchy?

— Dobra kowalska stal też. Siwsp mówi, że powinniśmy używać specjalnego szkła.

— Szkło, no tak. — Jaxom pomyślał o tych wszystkich godzinach, które Siwsp spędził z Mistrzem Moriltonem i uśmiechnął się. — To dlatego. Ale skąd Siwsp mógł wiedzieć, że złapiemy Nić, kiedy nie wiedział nawet, że będziemy w stanie to zrobić?

— Chyba nie rozumiem, o co ci chodzi, Jaxomie.

— Ja też nie jestem pewien, moja śliczna. Zastanawiam się, kto jest bardziej zaskoczony? Siwsp, czy my?

Następnego ranka Sharra poprosiła Jaxoma, żeby pozwolił Ruthowi zabrać ją do Mistrza Oldive’a. Chciała z nim omówić, kogo jeszcze będą potrzebowali do pomocy. Ruth zawsze lubił wozić Sharrę, więc Jaxom mógł pozostać w Ruathcie i przewodniczyć wraz z Brandem długo odwlekanemu spotkaniu, podczas którego trzeba było rozsądzić drobne spory w Warowni.

Właśnie zasiadał w Wielkiej Sali, kiedy zauważył Rutha odlatującego z Sharra. Przerażony zerwał się na równe nogi.

Uprząż, Ruth! Którą Sharra wzięła?

W chwili gdy Ruth odparł: jest bezpieczna, dwie jaszczurki Sharry wrzasnęły tak głośno, że Lamoth, starszy smok spiżowy wylegujący się na wzgórzu, zaryczał na alarm. Jaxom, sparaliżowany szokiem, patrzył jak Ruth powoli obniża lot, a Sharra kurczowo trzyma go za szyję. Meeri Talia wbiły szpony w ramiona jej kurtki jeździeckiej. Główny pasek uprzęży zwisał luźno między łapami Rutha.

Drżąc ze strachu o życie żony, Jaxom zapomniał o swojej godności i obowiązkach i wybiegł z Wielkiej Sali. Nie chcąc niepokoić jej opowiadaniem o wypadku, o którym zresztą już niemal zapomniał, naraził ją na utratę życia. Ruth ostrożnie wylądował. Trzęsącymi się rękami Jaxom pomógł Sharrze zejść, a potem mocno ją objął.

Powinienem był spytać, którą uprząż wzięła, powiedział Ruth, robiąc sam sobie wyrzuty, a jego skóra zabarwiła się na szaro z niepokoju. I nie pokazałem jej, gdzie schowałeś uprząż, której teraz używasz.

— To nie twoja wina, Ruth. Wszystko dobrze, Sharra? Nie zraniłaś się? Kiedy zobaczyłem, że zawisłaś… — jego głos się załamał. Ukrył twarz na jej szyi i poczuł, że żona drży tak bardzo jak on.

Sharra potrzebowała ukojenia, ale wkrótce uświadomiła sobie, że mają publiczność, i ze słabym, zawstydzonym śmiechem uwolniła się z jego objęć. Rozluźnił je, ale nie pozwolił jej odejść. Gdyby nie była takim zręcznym jeźdźcem… Gdyby Ruth nie był takim inteligentnym smokiem…

— Myślałam, że naprawiłeś uprząż — powiedziała zaglądając niespokojnie w jego oczy.

— Naprawiłem! — Nie mógł powiedzieć jej prawdy, kiedy tak wiele osób ich słuchało, a pomimo więzi pomiędzy nimi, najwyraźniej nie zorientowała się, że coś ukrywa.

— Muszę iść, Jaxomie — stwierdziła. Poczucie obowiązku walczyło w niej ze strachem. — Czy Ruth bardzo się obrazi, jeśli polecę z G’lanarem na Lamothcie?

— Chcesz lecieć? — Jaxom był jednocześnie zdumiony i dumny z odwagi żony.

— Tak będzie najlepiej, Jax, żeby przezwyciężyć szok. — Pochyliła się przez niego i pogłaskała Rutha po nosie. — Wiem, że to nie twoja wina, kochany. Proszę, nie martw się! Ten odcień szarości nie pasuje do ciebie!

Skacząc w powietrze poczułem, że pasek się przerywa, powiedział Ruth Jaxomowi. Powinienem był spytać, której uprzęży użyła. Powinienem był.

— Już dobrze, Ruth. Ocaliłeś Sharrę — mówił Jaxom z wdzięcznością. — Ale teraz musi lecieć do Cechu Uzdrowicieli. Poleci na Lamothcie, z G’lanarem.

Ruth przyglądał się swojemu jeźdźcowi, pomarańczowy kolor paniki zaczął znikać z jego oczu. Jest w porządku, jak na jeźdźca z przeszłości, zgodził się Ruth niechętnie. Ale szkoda, że Dunluth i S’gar jeszcze nie wrócili.

— Wiesz, że ta para nie może latać przeciwko Niciom. G’lanar słabnie, a Lamoth ledwo przeżuwa swoje jedzenie, więc nie ma co mówić o skale ognistej. — Jaxom nie myślał więcej o komentarzu Rutha, tylko taktownie poprosił starego smoka i jeźdźca, żeby przewieźli Sharrę do Siedziby Uzdrowicieli. Zdjął zwisającą uprząż i zwinął, żeby sprawdzić ją później. Obserwował całą trójkę dopóki Lamoth nie wszedł w pomiędzy. Meer i Talia podążyli za nimi bez oporów. Wtedy wrócił do Wielkiej Sali, a Brand i zastępca zarządcy wskazali obecnym, by zajęli miejsca.

— Nie powiedziałeś jej? — Brand spytał szeptem Jaxoma gdy usiedli.

— Zrobię to teraz. Mało brakowało. — Układając papiery rozsypane w panice Jaxom zauważył, że jego palce drżą.

— Rzeczywiście. Jak sądzisz, czy ten… oczywisty zamach na twoje życie ma coś wspólnego z niedawnymi wypadkami?

— Sam chciałbym to wiedzieć.

— Porozmawiasz z Przywódcami Bendenu, prawda? — Spojrzenie Branda było surowe i nieubłagane.

— Tak — zgodził się Jaxom ze słabym uśmiechem — ponieważ wiem, że inaczej ty to zrobisz.

— To zrozumiałe. — Potem głośniej, Brand ciągnął: — Pierwsza sprawa dotyczy nadużycia zapasów Warowni.

Tego wieczora Jaxom opowiedział Sharrze o rozmowie, którą podsłuchał w Warowni Tillek i dochodzeniu przeprowadzonym przez Branda, które jednak nie przyniosło żadnych rezultatów, gdyż Pell oświadczył, że jest całkiem zadowolony z pracy w Cechu swojego ojca. Zapewnił, że nigdy nikt nie wypytywał go o jego pokrewieństwo z Rodem Ruathy, a on i tak w najlepszym razie jest krewnym w drugiej linii.

Kiedy Sharra zganiła już Jaxoma za „oszczędzanie” jej niepokoju, przejrzeli wpisy w księdze gości Warowni i nie mogli znaleźć nikogo choćby w najmniejszym stopniu podejrzanego. Ruth nie mógł im pomóc, gdyż nie zawsze przebywał w weyrze, kiedy Jaxom był w domu. Zazwyczaj przyłączał się do smoka pełniącego wartę.