Nawet do starego Lamotha, dodał. Ja drapię jego, gdy go swędzi, a on drapie mnie!
Następnego dnia oboje, Sharra i Jaxom, mieli wrócić na Lądowisko, na zebranie dotyczące sabotaży.
— Jaxomie, jeśli sam nie opowiesz o tym wypadku, ja to zrobię — zapowiedziała Sharra.
— To dotyczyło sukcesji, Sharrie — zaoponował. — Sabotaże to coś zupełnie innego.
— Skąd wiesz? — zapytała zaciskając dłonie na poręczach i rzucając mu gniewne, pełne wyrzutu spojrzenie. — Zwłaszcza że pełnisz główną rolę we wszystkich zamierzeniach Siwspa.
— Ja? Główną rolę? — Jaxom popatrzył na nią ze zdumieniem.
— Tak właśnie jest nawet jeśli nie zdajesz sobie z tego sprawy. — Jej surowy wyraz twarzy złagodniał. — Sam byś tego nigdy nie zauważył. — Słodkim uśmiechem pokryła zniecierpliwienie. — Ale tak jest. Uwierz mi. I każdy na planecie o tym wie.
— Ale ja… ja…
— Och, nie przejmuj się, Jax. To, że nie nadymasz się poczuciem własnej ważności i nie irytujesz tym ludzi jest jedną z twoich najbardziej ujmujących cech.
— A kto taić robi? — Jaxom szybko pomyślał o wszystkich, którzy tak pilnie z nim współpracowali.
— Nikt, ale ty miałbyś do tego prawo. — Usiadła mu na kolanach, jedną ręką objęła go za szyję, a drugą wygładzała jego zmarszczone czoło. — Dlatego odstępcy chcą cię wyeliminować! Nie możesz zaprzeczyć, że niezadowolenie ze zbyt długiego czasu, jaki już trwa wykonywanie projektu Siwspa, jest coraz powszechniejsze.
Jaxom westchnął, gdyż była to jedna z wielu rzeczy, której znaczenie próbował umniejszyć.
— Wiem o tym. Właściwie przyjąłem z ulgą, że się to ujawniło. Sharra zesztywniała w jego ramionach.
— Wiesz kim są?
— Sebell podejrzewa, kto może być w to wplątany, ale żaden z harfiarzy nie przedstawił dowodów. A nie można oskarżyć Lorda Warowni bez znaczących dowodów.
Przyznała mu rację i położyła głowę na jego ramieniu.
— Uważasz na siebie, prawda, Jax? — spytała cicho. Była bardzo zaniepokojona.
— Bardziej niż ty — odparł przytulając ją. — Ile razy ci mówiłem, żebyś sprawdzała uprząż zanim ją założysz?
Nazajutrz, na Lądowisku, Siwsp objął przewodnictwo nad zebraniem, ale przede wszystkim zarządził, by z budynku wyszli wszyscy oprócz osób zaproszonych na spotkanie.
— Mimo że wszystkie incydenty były skierowane przeciwko nowej technologii, którą rozwijacie — powiedział — żaden z nich, jak dotąd, nie zagroził powodzeniu waszej pracy.
— Jeszcze nie — przyznał ponuro Robinton.
— Nie zgadzam się z tym — powiedziała Sharra i twardo spojrzała na męża. Kiedy zawahał się, oznajmiła: — Ktoś próbuje zabić Jaxoma.
Kiedy ucichło zamieszanie, Jaxom zdał pełen, choć zwięzły raport.
— To jest niepokojące — rzekł Siwsp, wznosząc głos, by przekrzyczeć pytania zadawane nerwowo przez obecnych. — Czy biały smok nie stanowi zabezpieczenia przeciwko tego rodzaju próbom? Czy nie może im zapobiec?
— Nie denerwujcie się — odparł Jaxom poirytowany zamieszaniem, chociaż chciał upewnić się, że taki atak nie zagrozi więcej Sharrze. — Ruth zdał sobie sprawę co się dzieje, kiedy pękł pasek uprzęży i ocalił Sharrze życie. Zostawiłem tę uprząż w otwartym miejscu, a schowałem tę której używam. Tylko…
— Nie chciał, żebym się martwiła — powiedziała Sharra cierpko. — Brand próbuje dowiedzieć się, kto mógł pociąć pasy. A zrobił to bardzo zręcznie ktoś, kto wie, jaki jest nacisk na uprząż podczas lotu.
— Jeździec? — krzyknęła oburzona Lessa, a na zewnątrz smoki ryknęły na alarm. — Nie ma takiego jeźdźca, który wystawiłby Rutha czy Jaxoma na niebezpieczeństwo! — Spojrzała ze złością na młodego Lorda Warowni, jakby to była jego wina. Odpowiedział jej takim samym spojrzeniem.
— Ani też żaden jeździec nie mógłby tego zrobić bez wiedzy swojego smoka — zauważył F’lar.
— Nic się nie zyska… — Lessa urwała — pozbywając się Jaxoma.
— Czy mógłby to być protest przeciwko mojej pracy nad Nicią? — spytała Sharra.
Jaxom potrząsnął gwałtownie głową.
— To niemożliwe. Kto mógł wiedzieć, że będziesz chciała, by Ruth poleciał z tobą do Siedziby Uzdrowicieli?
— Skoro to Jaxom zazwyczaj lata na Ruthu — odezwał się Siwsp jak zwykle spokojnie — można logicznie przyjąć, że to on był celem. Nie wolno dopuścić do dalszych zamachów na jego życie.
— Meer i Talia otrzymały odpowiednie rozkazy — oznajmiła Sharra rezolutnie.
— A Ruth? — spytała Lessa, ale zaraz zagłuszyła ją kakofonia ryków smoków na Lądowisku. Zaskoczona ich wojowniczością zamrugała oczami. — I wydaje się, wszystkie inne smoki na Pernie! — Pochyliła się, żeby położyć dłoń na ramieniu Sharry. — Teraz już zawsze będziemy ostrzegani przed niebezpieczeństwem. — Zwróciła spojrzenie na Jaxoma i zbeształa go. — Powinniśmy już dawno się o tym dowiedzieć, młody człowieku!
— Nic mi nie groziło — zaprotestował Jaxom. — Byłem bardzo ostrożny.
— Jaxomie, trzeba podwoić czujność. Trzeba również natychmiast wprowadzić właściwe zabezpieczenia, które zapobiegną nowym aktom wandalizmu w Cechach wykonujących specjalistyczną pracę — odpowiedział surowo Siwsp. — Dokonane ostatnio zniszczenia opóźniają ukończenie potrzebnego nam wyposażenia, ale na szczęście wandale nie wiedzą, jak ważna jest pozostała produkcja: hełmów kosmicznych, zbiorników tlenu i dodatkowych skafandrów, które są konieczne dla sukcesu naszego przedsięwzięcia.
— Cała ta praca odbywa się w rozmaitych miejscach — Fandarel westchnął z ulgą. Potem jednak surowo potrząsnął głową. — Trudno mi uwierzyć, że członek mojego Cechu mógł zniszczyć ciężką pracę swoich kolegów.
— Twoja społeczność to ludzie ufni — powiedział Siwsp — i przykro patrzeć, jak to zaufanie jest wykorzystywane.
— Tak, rzeczywiście — przyznał Fandarel ze smutkiem, ale zaraz wyprostował zgarbione ramiona. — Będziemy czujni. F’larze, czy są jacyś jeźdźcy chętni do dodatkowej służby?
— Whery-stróże lepiej się do tego nadają — powiedział Lytol, przyłączając się do dyskusji po raz pierwszy. Mimo południowej opalenizny jego twarz zszarzała, gdy słuchał o zamachach na Jaxoma. — Będą bardzo skuteczne, a moim zdaniem Weyry mają już zbyt wiele obowiązków.
— Whery i jaszczurki — uzupełnił Fandarel. — Wielu Mistrzów Cechów ma własne jaszczurki, a kiedy dowiedzą się, że mają zachowywać czujność, na pewno będzie można na nie liczyć.
— Mojemu bratu Torikowi udało się z kocimi młodymi — wtrąciła Sharra. — Oczywiście w ciągu dnia trzeba je trzymać w klatce, bo są dzikie.
— Wystawcie tyle straży, ile potrzeba, i nie pozwólcie, by ucierpiała produkcja — zarządził Siwsp. — Jutro smoki przeznaczone do ćwiczeń na „Yokohamie” przewiozą pakiety paliwowe. Mistrzu Fandarelu, dopilnujesz, by je opróżniono do głównego zbiornika. W ten sposób wyeliminujemy przynajmniej jedno zagrożenie.
— Może warto byłoby wywieźć wszystkie delikatne materiały na „Yokohamę”? — zaproponował F’lar.
— Niestety z wielu powodów nie można tam przewieźć wszystkiego — wyjaśnił mu Siwsp — ale niektóre owszem. Gdy tylko je skompletujemy, będą mogły być przetransportowane na statek.
— Czy jest jakaś gwarancja, że będą tam bezpieczne? — upewniał się Lytol. Zignorował tych, którzy spoglądali na niego z gniewem, zmieszanych jego niewiarą w zapewnienia Siwspa.
— Mogę monitorować „Yokohamę” i pilnować jej z o wiele większą łatwością, niż wy pilnujecie waszych Warowni, Cechów i Weyrów — odparł Siwsp.
— A strażnik pilnuje sam siebie — dodał Lytol cicho.
— Q.E.D. — podsumował Siwsp.
— Ku e de? Co to znaczy? — spytał Piemur.
— To wyrażenie pochodzące ze starego ziemskiego języka: Quod erat demonstrandum, czyli „co było do dowiedzenia”.