— Czy jest jakaś gwarancja, że będą tam bezpieczne? — upewniał się Lytol. Zignorował tych, którzy spoglądali na niego z gniewem, zmieszanych jego niewiarą w zapewnienia Siwspa.
— Mogę monitorować „Yokohamę” i pilnować jej z o wiele większą łatwością, niż wy pilnujecie waszych Warowni, Cechów i Weyrów — odparł Siwsp.
— A strażnik pilnuje sam siebie — dodał Lytol cicho.
— Q.E.D. — podsumował Siwsp.
— Ku e de? Co to znaczy? — spytał Piemur.
— To wyrażenie pochodzące ze starego ziemskiego języka: Quod erat demonstrandum, czyli „co było do dowiedzenia”.
Rozdział XIV
Następnego dnia po południu Jaxom i Piemur, przebywający obecnie na mostku „Yokohamy”, pochylali się nad pulpitem sterującym silnikami statku.
— Wiem, że opróżniliśmy wszystkie pakiety — powiedział zmartwiony Piemur — ale wskaźnik tego nie pokazuje.
— To wielki zbiornik — mruknął Jaxom, pukając w tarczę wskaźników. — Taka ilość paliwa jest jak kropla w morzu.
— Cała praca na nic — rozpaczał Piemur. Musieli włożyć skafandry, ponieważ pomieszczenie z dodatkową miarą poboru paliwa, znajdowało się w sektorze niskiego ciśnienia. Młodemu harfiarzowi nie podobały się ani ograniczenia spowodowane noszeniem skafandra, ani zapach stęchłego powietrza. Mimo nieważkości, pakiety były nieporęczne, a poza tym za każdym przejściem mogli zabierać z ładowni tylko dwa. Przynajmniej dobrze się składało, że smoki potrafiły wnieść to wszystko do ładowni. A jeszcze trudniejsze okazało się opróżnianie pakietów zgodnie z instrukcjami Siwspa, który dokładnie im wyjaśnił, jak w stanie nieważkości postępować z cieczą.
— Wcale nie na nic — zaprzeczył Siwsp. — Teraz już paliwo nie jest niebezpieczne dla otoczenia.
— A było niebezpieczne? — spytał Piemur rzucając Jaxomowi spojrzenie oznaczające „a nie mówiłem?”
— Wprawdzie paliwo jest niepalne, ale ma właściwości toksyczne. Mogłoby zatruć ludzi, a oprócz tego grunt, przesiąknięty tym paliwem staje się jałowy. Najlepiej unikać niepotrzebnych kłopotów.
Jaxom poruszył ramionami, by rozluźnić zesztywniałe mięśnie. Czasami praca w stanie nieważkości była cięższa niż taka sama, wymagająca równego wydatkowania energii, na Pernie.
— I bez tego mamy dość kłopotów — orzekł Piemur, a potem zwrócił się do Jaxoma. — Chcesz klahu? — Podniósł „gorącą butelkę”, jeden z nowych wynalazków. Była to duża, gruba, szklana butla, izolowana włóknem z tej samej rośliny, której Bendarek używał do wyrobu papieru, i włożona do osłony z nowego twardego plastiku. Utrzymywała ona ciecz ciepłą lub zimną, chociaż niektórzy ludzie nie mogli zrozumieć, skąd butelka znała różnicę. — A może pasztecik z mięsem? — Piemur łaskawie podał kilka zapakowanych porcji.
Jaxom uśmiechnął się popijając z butelki. Musiał uważać, żeby nie wydostały się z niej kropelki płynu.
— Jak to się dzieje, że zawsze masz najnowsze wynalazki?
Piemur przewrócił znacząco oczami.
— Harfiarze tradycyjnie wypróbowują nowe rzeczy! A zresztą mieszkam na Lądowisku, gdzie Hamian ma swoją manufakturę, a ty tylko wpadasz na chwilę i zawsze przegapiasz najlepsze.
Jaxom postanowił zignorować przytyk.
— Dziękuję za poczęstunek, Piemurze. Zgłodniałem przy tej pracy.
Po wejściu na mostek zdjęli hełmy i rękawice, a teraz usadowili się wygodnie w fotelach przy pulpitach. Kiedy zaspokoili pierwszy głód, Piemur wskazał na Rutha, Farli i Meera. Zarówno biały smok jak i ogniste jaszczurki tkwiły przylepione do okna i wyglądały na zewnątrz.
— Widzą coś, czego my nie widzimy?
— Pytałem o to Rutha — powiedział Jaxom. — Mówi, że lubi patrzeć na Pern, bo pięknie się prezentuje. Dzięki chmurom i różnicom w świetle nigdy nie wygląda tak samo.
— Skoro spożywacie posiłek i macie wolną chwilę — rozległ się głos Siwspa — wyjaśnię wam kolejny ważny krok w procesie szkolenia.
— Czy dlatego kazałeś nam nosić pakiety? — spytał Piemur puszczając oczko do Jaxoma.
— Piemurze, jak zawsze jesteś spostrzegawczy. Tu nas nikt nie podsłucha.
— Zamieniamy się w słuch — odrzekł Piemur, a potem dodał pospiesznie: — mówiąc w przenośni, oczywiście.
— To dobrze. Koniecznie trzeba się dowiedzieć, ile czasu smoki mogą spędzić w przestrzeni kosmicznej bez ochrony skafandrów takich jak te, które teraz macie na sobie.
— Myślałem, że już to wyliczyłeś, Siwspie — zdziwił się Jaxom. — Ruthowi i Farli nic się nie stało podczas tego całego czasu, który byli na mostku. Chyba nie odczuwają zimna, i z pewnością nie zabrakło im tlenu.
— Byli na mostku przez dokładnie trzy i pół minuty, a trzeba, żeby smoki funkcjonowały normalnie przez co najmniej dwanaście minut. Piętnaście będzie górną granicą potrzebnego czasu.
— Na co? — spytał Jaxom, pochylając się w przód i opierając łokcie na kolanach. Oczy Piemura lśniły podnieceniem.
— Ćwiczenie polega na przyzwyczajeniu ich do pobytu w kosmosie…
— Gdy już przyzwyczają się do stanu nieważkości? — uściślił Jaxom.
— Tak.
— A więc teraz uczymy się chodzić? — zażartował Piemur.
— Można tak powiedzieć. Smoki przystosowują się doskonale. Nie stwierdziłem niekorzystnych reakcji na stan nieważkości.
— Dlaczego miałyby źle reagować? — zdziwił się Jaxom. — To prawie to samo co unoszenie się lub pobyt pomiędzy, a to nigdy nie sprawia smokom kłopotu. A więc teraz chcesz, by wyszły na zewnątrz, prawda?
— Nie odpłyną od statku? — spytał Piemur, rzucając niespokojne spojrzenie na Jaxoma. — To znaczy, tak jak owoidy Nici?
— O ile nie wykonają gwałtownego ruchu, pozostaną w tym samym miejscu — wyjaśnił Siwsp. — Ponieważ wyjdą z „Yokohamy”, będą poruszać się z tą samą prędkością co statek, podczas gdy owoidy Nici przepływają z inną szybkością w stosunku do statku. Jednak, żeby zapobiec panice…
— Smoki nie wpadają w panikę — obraził się Jaxom, wyprzedzając Piemura, który chciał powiedzieć to samo.
— Ale ich jeźdźcom może się to zdarzyć.
— Wątpię — odrzekł Jaxom.
— Lordzie Jaxomie, może jeźdźcy smoków zostali odpowiednio wyszkoleni — powiedział Siwsp niezmiernie formalnie — ale kroniki wielu pokoleń wskazują, że niektórzy ludzie pomimo szkolenia mogą popaść w agorafobię. Wobec tego, żeby zapobiec panice, zwierzę powinno się zakotwiczyć…
— Smok powinien się zakotwiczyć — automatycznie poprawił Jaxom.
— …bezpiecznie do „Yokohamy” — skończył Siwsp.
— Linami? Możemy zdobyć linę albo ten świetny kabel, który wytwarza Fandarel — zaproponował Piemur.
— To nie będzie konieczne, gdyż mamy tu coś odpowiedniego.
— Co takiego? — spytał Jaxom ze skruchą, zdając sobie sprawę, że ich przekomarzanie się opóźniało przekazanie im wyjaśnień, które od tak dawna chcieli usłyszeć.
Ekran przed nimi rozjaśnił się, ukazując przekrój „Yokohamy”. Potem obraz zmienił się i pokazało się zbliżenie długiego wału, do którego zamocowane były silniki, oraz krata z metalowych belek, na której niegdyś umieszczano dodatkowe zbiorniki paliwa.
— Smoki mogą się tego trzymać! — wykrzyknął Jaxom. — To na pewno stwarza możliwość pewnego chwytu. I, o ile nie odczytałem źle wymiarów, te poręcze są tak długie, jak Obrzeże Weyru. Piemurze, wyobraź sobie, wszystkie Weyry Pernu, w przestrzeni kosmicznej wzdłuż tych szyn! Co to będzie za widok!
— Jedynym minusem — odrzekł rozsądnie Piemur — jest to, że nie ma dość skafandrów dla wszystkich jeźdźców Pernu.