— Będzie ich dość — powiedział spokojnie Siwsp — choć nie wszystkie Weyry Pernu będą potrzebne. Lordzie Jaxomie, skoro nadal masz na sobie skafander, a już zjadłeś, może ty i Ruth spróbujecie spędzić teraz trochę czasu na zewnątrz?
Oczy Piemura rozszerzyły się, gdy pojął niezwykłą propozycję Siwspa.
— Na pierwsze Jajo, Jaxomie, to nie ludzi musisz się obawiać. Sam Siwsp próbuje cię zabić!
— Bzdura! — odparł gniewnie Jaxom. Ale czuł skurcz w żołądku i przyspieszone bicie serca na myśl o wyjściu na zewnątrz. — Ruth?
Zobaczę dużo więcej stamtąd niż widzę przez okno, odpowiedział smok po chwili namysłu.
Ze śmiechem tylko odrobinę niepewnym Jaxom przekazał Piemurowi wypowiedź Rutha. Harfiarz rzucił mu długie pełne niewiary spojrzenie i westchnął.
— Nie wiem, który z was jest bardziej szalony. Co za para z was! Odważylibyście się na wszystko. — Potem dodał żartobliwie: — A to o mnie się mówi jako o tym nieodpowiedzialnym.
— Ale ty nie jesteś jeźdźcem smoka — powiedział łagodnie Jaxom.
— Czyli to smok czyni człowieka? — wypalił Piemur.
Jaxom uśmiechnął się i posłał pełne uczucia spojrzenie w stronę Rutha, który przyglądał się ludziom.
— Kiedy smok prowadzi cię i strzeże, czujesz się bezpiecznie.
— Jak długo pasy uprzęży nie puszczają — rozległa się natychmiastowa replika Piemura. Potem Piemur pokiwał głową. — Jednak gdy się o tym wszystkim pomyśli, to rzeczywiście, z Siwspem jako mentorem nie musisz się martwić o to, co mogą ci zrobić zwykli ludzie.
— Lord Jaxom nie znajdzie się w niebezpieczeństwie, Harfiarzu Piemurze — odrzekł Siwsp ze zwykłym spokojem.
— Bo ty tak mówisz? — Piemur przygwoździł Jaxoma gniewnym spojrzeniem. — A więc masz zamiar to zrobić? Nie porozumiewając się z nikim?
Jaxom odpowiedział podobnym spojrzeniem, czując jak wzbiera w nim gniew.
— Nie potrzebuję nikogo prosić o pozwolenie. Od dawna już jestem dorosły i sam podejmuję decyzje. I zrobię to nie czekając, aż ktoś mi przeszkodzi. Ty, czy F’lar, Lessa czy Robinton.
— A Sharra? — Piemur nalegał nie odwracając oczu.
Jaxomie, to, o co prosi nas Siwsp, nie wydaje się trudne, wtrącił Ruth. Nie jest bardziej niebezpieczne niż wejście w pomiędzy, gdzie nie ma się czego trzymać. Moje szpony są mocne. Ich chwyt zapewni nam obu bezpieczeństwo.
— Ruth nie widzi żadnego problemu. Gdyby było inaczej, na pewno bym go posłuchał — tłumaczył się Jaxom, zdając sobie dobrze sprawę, że Sharra niewątpliwie podzielałaby zastrzeżenia Piemura. — Nie wiem dlaczego tak cię to przeraża. Myślałem, że będziesz chciał wyjść pierwszy.
Piemur zdołał przywołać cień uśmiechu.
— Po pierwsze, nie mam smoka, który by mnie przekonał. Po drugie, nie lubię być zawinięty w to tutaj — uderzył dłonią w skafander. — A po trzecie, jest bardzo prawdopodobne, że należę do tych, którzy wpadają w panikę, gdy solidna ziemia jest o miliony długości smoków od ich stóp. Więc — zakończył, wstając i sięgając po hełm Jaxoma — skoro nie mogę cię przekonać, zrób to. Od razu! Zanim umrę ze strachu!
Jaxom schwycił go za ramię.
— Nie zapominaj, że Siwsp nie może narazić ludzkiego życia na niebezpieczeństwo. I przecież widzieliśmy taśmy z kosmonautami pracującymi na zewnątrz.
No to chodźmy. Ruth odepchnął się od okna na tyle mocno, żeby dotrzeć do Jaxoma. Spojrzał w dół na chmurną twarz Piemura. Powiedz Piemurowi, że nie pozwolę, by coś ci się stało.
— Ruth mówi, że nie pozwoli by coś mi się stało — przekazał Jaxom. Z szorstkością zrodzoną z niepokoju, Piemur przymocował hełm Jaxoma, zabezpieczył złącza, sprawdził dopływ tlenu, a potem wskazał gestem, by włączyć słuchawki hełmu.
— Jaxomie, przekazuj na bieżąco, dobrze? — poprosił.
— Kiwnij głową, jeśli dobrze mnie słyszysz. — Dźwięk własnego głosu odbijającego się w hełmie nadal brzmiał dla Jaxoma niesamowicie.
Piemur skinął głową, jego twarz pozbawiona była wszelkiego wyrazu.
— Siwspie, pokazuj Piemurowi, gdzie jesteśmy — rozkazał Jaxom, po czym klepnął przyjaciela w ramię. Potem ostrożnie odepchnął się od podłogi jedną nogą, następnie drugą, i popłynął w stronę Rutha. Wciągnął się na jego grzbiet i przymocował uprząż do zapięć zaprojektowanych tak, by przytrzymywały ekwipunek podczas pracy w próżni.
— Masz właściwą uprząż? — spytał Piemur lodowato.
— Pytasz mnie o to dzisiaj już drugi raz.
— Bo warto. Widzisz ten ekran na górze? — ton Piemura był jeszcze bardziej cierpki. Jaxom wolałby, żeby jego przyjaciel nie niepokoił się aż tak bardzo. Ale to była jeszcze jedna rzecz, którą tylko inny jeździec mógł zrozumieć: niezachwiana wiara w umiejętności własnego smoka. A Ruth miał ich więcej niż wszystkie pozostałe smoki Pernu.
— Widzę go — powiedział, a własny głos zabrzmiał mu wysoko i chrapliwie w uszach. Ruth, wiesz dokąd idziemy?
Oczywiście. Ruszamy?
Jaxom był przyzwyczajony do bardzo krótkich przejść w pomiędzy, ale to musiało być najkrótsze ze wszystkich. W jednej chwili znajdowali się na mostku, a w następnej otoczyła ich całkiem odmienna ciemność. Przez jedno drgnienie serca Jaxom poczuł taki strach, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie doznał. Ale głowa Rutha, wzniesiona i kołysząca się wkoło, gdy obserwował roztaczającą się przed nimi scenę, była znakiem dodającym pewności, jakiej potrzebował. Potem uświadomił sobie że, inaczej niż w pomiędzy, gdzie nie odczuwał niczego, tu wyraźnie odbierał wrażenia, gdy jego nogi ciskały szyję Rutha, a pasy uprzęży naciskały na jego talię.
Nie odlecę w przestrzeń, powiedział Ruth równie spokojnie jak zwykle. Mogę przytrzymać się szponami. Metal jest tak zimny, że wydaje się gorący.
Jaxom spojrzał w dół i zauważył, że Ruth faktycznie schwycił się belek. Ostrożnie wyciągnął szpony przedniej łapy, złapał górną krawędź, ustawił tylne łapy jedna przed drugą na dolnej, i wygodnie się wyciągnął.
Wstrzymuję oddech, ale czuję się dobrze, mówił dalej Ruth rozglądając się uważnie wkoło. Jego lewe oko wirowało powoli błękitem zainteresowania. Poniżej Jaxom widział więcej poziomych belek tworzących kratę otaczającą silniki. Najwięcej ich było poza ramą, olbrzymią prostokątną strukturą w kształcie pudła, w której materia/antymateria dostarczała energii silnikom podczas międzygwiezdnych podróży.
— Wszystko w porządku, Jaxomie? — spytał Siwsp.
— Świetnie — odparł Jaxom. Bardzo niechętnie udzieliłby innej odpowiedzi, ale prawdę mówiąc czuł, że jego mięśnie rozluźniają się w chwili, kiedy to mówił. W końcu naprawdę nie działo się nic złego.
— Ruth nie odczuwa niepokojących objawów?
— Mówi, że nie. Wstrzymuje oddech.
Chcę wspiąć się wyżej, żeby zobaczyć więcej. Tu nie ma na co patrzeć, oprócz silników. Zanim Jaxom mógł mu zabronić, Ruth sięgnął do belki ponad głową.
Cokolwiek robisz, Ruth, nie puszczaj się, pospiesznie powiedział Jaxom.
Tylko bym się unosił.
Jaxoma zastanawiała nonszalancja smoka w tym nowym, niebezpiecznym otoczeniu. Ale, czyż smoki nie stawiały czoła niebezpieczeństwom za każdym razem, kiedy latały przeciwko Niciom? Tutaj przynajmniej nie było niczego, co mogłoby przepalić białą skórę lub przebić delikatne skrzydła, czy też jego własny skafander.
Widzisz? Ruth zaczął się unosić, zamiast wspinać do góry. Jaxom był tak zdumiony inicjatywą smoka, że nie potrafił wykrztusić słowa. Nic nie szkodzi, że się unoszę, mówił dalej Ruth, gdyż w każdej chwili mogę wskoczyć w pomiędzy. Czy tu nie jest pięknie?