Выбрать главу

— Ramoth mówi, że nie. Lamoth zasnął na polanie nieświadomy, co G’lanar robi. Oczywiście, wiedział kiedy umarł G’lanar i jakoś zginął w pomiędzy. Aby się podwójnie zabezpieczyć, D’ram chce pogadać z pozostałymi jeźdźcami z przeszłości. Tiroth wprawdzie nie jest królową, ale żaden smok nie może ukryć niczego przed tym spiżowym.

— Skąd G’lanar wiedział, że to ja i Ruth odzyskaliśmy jajo Ramoth? — zastanawiał się Jaxom.

— Czyżbyś ostatnio za dużo latał pomiędzy czasem? — spytała Lessa wprost.

Jaxom usiłował zlekceważyć pytanie.

— Raczej nie.

Lessa, zrezygnowana, uniosła brwi.

— Ciągle ci powtarzam, że to jest niebezpieczne. Lamoth wiedział o tym i powiedział G’lanarowi. G’lanar zestarzał się, ale nie był głupi. Wiem, że wszyscy jeźdźcy z przeszłości w Południowym Weyrze zastanawiali się, kto odzyskał jajo. Mimo naszej ostrożności znają możliwości Rutha, więc mogli mieć podejrzenia.

— G’lanar był jedynym jeźdźcem spiżowego pozostałym z tej grupy… — rozmyślał Jaxom na głos.

— Czeka nas dziś ważniejsze zadanie, więc przestańmy zamartwiać się tym wypadkiem — przerwał im F’lar — oczywiście, jeżeli czujesz się dość dobrze, Jaxomie.

Jaxom spojrzał na F’lara ze złością.

— Czekałem tylko na was. Zróbmy to wreszcie.

— Stąd, czy z „Yokohamy”? — spytała Lessa.

— Z „Yokohamy” — zdecydował Jaxom, zabierając swój jeździecki ekwipunek. — Tu nie mamy skafandrów.

— Jesteś pewien, że znajdzie się jakiś dla mnie? — zmartwiła się Lessa, ale już naciągała skórzaną kurtkę.

Jaxom uśmiechnął się.

— Są dwa małe. Jeden z nich powinien pasować, nawet gdybyśmy mieli go na tobie obwiązać. — Wyszedł na próg, a wtedy Meer zaćwierkał mu z wściekłością nad głową. — Lesso, chciałbym zachować dobrą opinię w oczach żony. Czy mogłabyś poprosić Ramoth, by zabroniła Meerowi lecieć dziś za mną? Niech mu powie, że z wami dwojgiem jestem całkowicie bezpieczny.

Lessa roześmiała się.

— Jesteś tego pewny?

Ku rozbawieniu F’lara i Jaxoma najmniejszy skafander i tak trzeba było podwinąć przy nogawkach, rękawach i w talii, ale Lessa wcale nie uważała tego za zabawne. Gdy już byli gotowi do drogi, skontaktowali się z Siwspem. Na ogromnym ekranie ładowni ukazał im ceclass="underline" olbrzymią, długą bliznę na powierzchni Czerwonej Gwiazdy. F’lar zmarszczył czoło, nie tyle usiłując ją zapamiętać, ile uświadomić sobie, co dokładnie widzi.

— Kiedy F’nor poleciał na Czerwoną Gwiazdę, mówił potem, że były tam kłębiące się chmury…

— I zapewne rzeczywiście je widział — odparł Siwsp obojętnie. — Gdy planeta przechodzi tak blisko Rukbatu, jej powierzchnia rozgrzewa się do tego stopnia, że topią się skały, a także powstaje para z topniejących zamrożonych owoidów otaczających Nici. Prawdopodobnie nawet samą planetę otaczają pozostałości obłoku Oorta. Możliwe, że często występują tam gęste chmury pary albo kurzu. Niewątpliwie to właśnie zobaczył F’nor, a nie właściwą powierzchnię. Jego wspomnienia o tym zdarzeniu, pomimo ran jakich doznali on i Canth, potwierdzają tę hipotezę. Jednak teraz Czerwona Gwiazda znajduje się na innym odcinku swojej orbity, powierzchnia stygnie i ten fenomen zaniknął, a wy widzicie jałową planetę, która znów powoli zamarza.

— A więc do dzieła! — F’lar sięgnął do barku Mnementha i chwycił uprząż, żeby przerzucić się na zwykłą pozycję na szyi smoka.

Pomimo stanu nieważkości, Lessa poruszała się niezdarnie.

— Jak można coś robić w takim ubraniu — mruczała, ale w końcu usadowiła się na miejscu. Miała trochę kłopotów z przypięciem uprzęży do kółek skafandra. — Nic nie widzę. Jestem związana jak wher na ruszcie, a ten hełm wszystko mi zasłania… — narzekała.

Jaxom uśmiechnął się do niej pocieszająco, a potem spojrzał na F’lara.

— Poprowadzisz ekspedycję?

Przez słuchawki dotarło do Jaxoma jakieś warknięcie, więc zachichotał.

— Czy nasze smoki wiedzą, dokąd idą? — spytała Lessa. Uniosła dłoń wysoko ponad głowę, spoglądając najpierw na lewo na F’lara a potem na prawo na Jaxoma. Wszyscy troje koncentrowali się na wizji tej wielkiej rozpadliny. — Bardzo dobrze. Ruszamy! — I opuściła ramię.

Gdy Ruth przeniósł go w pomiędzy, Jaxom cały czas odliczał. Napominał się także, że ma oddychać, bo często przy takich okazjach zapominał o tym. Nie myślał o ciemności czy przerażającym zimnie, lecz o tym, dokąd się przenosili, starając się przez cały czas mieć w umyśle obraz rozpadliny.

Wiem dokąd idziemy, zapewniał go cierpliwie Ruth.

… i ile czasu nam to zajmie. Jaxom odliczył dwadzieścia siedem ciągnących się w nieskończoność sekund. Zastanawiał się, czy Lessa także odliczała czas wtedy, gdy cofała się o czterysta Obrotów w czasie…

I nagle smoki jednocześnie wyłoniły się ponad rozpadliną. Ruth rozciągnął skrzydła usiłując bez powodzenia wyhamować wejście w tę rozrzedzoną atmosferę i słabą siłę przyciągania.

— Siwsp! — krzyknął Jaxom, a w następnej sekundzie zorientował się, że byli zbyt daleko, żeby utrzymać z nim kontakt.

— Na Skorupy! Jaxom, zrobimy to bez jego nadzoru! — ryknął F’lar, ale natychmiast kontynuował, już o wiele spokojniej: — Czasem myślę, że zbyt się uzależniliśmy od Siwspa. Zwolnij, Jaxomie! Musimy wylądować na krawędzi, a nie w tej przeklętej rozpadlinie.

Tuż przed Ruthem szczelina rozszerzała się tworząc krater dużo większy niż Jezioro Lodowe. Ciałem Jaxoma wstrząsnął dreszcz, ale jednocześnie miał niesamowite uczucie, że spodziewał się zobaczyć krater, chociaż nie było go widać na ekranie. Skoncentrował się na krawędzi pod sobą, i wkrótce Ruth, z rozłożonymi skrzydłami, posłusznie poszybował nad twardą powierzchnią planety. Mnementh i Ramoth wdzięcznie wylądowali obok niego wyciągając szyje i obracając oczami, które mieniły się całą tęczą kolorów wyrażających najwyższą konsternację.

— Szybko zaznaczmy te skały… — F’lar wskazał wielkie kamienie otaczające krawędź. Wyglądały jak połamane zęby w olbrzymiej paszczy.

— Ten krater to świetny punkt odniesienia — stwierdził Jaxom. To miejsce wydaje mi się dziwnie znajome, odezwał się Ruth zbliżając się do krawędzi.

Uważaj! Jaxom wykrzyknął to ostrzeżenie, bo stopy Rutha zatopiły się w masie owalnych kształtów. — F’larze, to owoidy Nici!

F’lar spojrzał ponad barkiem Mnementha, który opuścił głowę i obojętnie przyglądał się powierzchni pod nogami. Nie wyglądał na zainteresowanego.

— Wcale mi się tu nie podoba — oznajmiła Lessa. Ramoth chyba podzielała jej zdanie. Stawiała nogi z niezwykłą ostrożnością, jakby przechodziła przez cuchnące błoto.

— Jaxomie, uważaj na krawędź — uzupełnił jej ostrzeżenie F’lar.

Ramoth spoglądała prosto przed siebie, usiłując dojrzeć drugą stronę rozpadliny. Jaxom też jej nie widział w tej ciemnej poświacie. Gdy spojrzał przez ramię w stronę Rukbatu, zobaczył, jak bardzo przyćmione jest ich słońce. Mógł w nie patrzeć bez mrużenia oczu. Dostarczało jednak dość światła, żeby dostrzegł szczegóły krajobrazu poza kanionem, chociaż właściwie nie było na co patrzeć. Powierzchnia Czerwonej Gwiazdy, składająca się raczej z nagiej skały niż piachu, była pocięta szczelinami i pełna drobnych zagłębień i pęknięć odchodzących od głównej rozpadliny. Czarna rozpadlina rozciągała się w obu kierunkach i ginęła na horyzoncie. Jaxom widział skalne występy, począwszy od niewielkich tarasów, a skończywszy na olbrzymich płaskowyżach prawie tak dużych jak Misa Bendenu. Okropny, jałowy krajobraz. Jaxomowi prawie było żal zniszczonej planety.