Выбрать главу

– Zechce pani wybaczyć, Agencja Społecznego Bezpieczeństwa – odpowiedział Gusiew demonstrując znaczek przez wziernik judasza. – Starszy pełnomocnik Gusiew, pełnomocnik Waluszek. Chcemy pani zadać kilka pytań.

Za drzwiami zapadła grobowa cisza. Zasada „Mój dom jest moją twierdzą” pozwalała w Związku zabarykadować się w mieszkaniu nawet przed milicją, gdyby ta pojawiła się bez pozwolenia na przeszukanie. ASB jednak i w tym wypadku stała ponad prawem. Gusiew wcale nie musiał dzwonić i uzyskiwać zgody lokatorów na wejście – mógł zwyczajnie wyłamać drzwi. Tym bardziej, że te były stare i słabe.

– Musimy z wami porozmawiać. Zechciejcie nam uwierzyć, to bardzo ważne.

– O czym? – padło pytanie zza drzwi.

– Wybaczcie, ale przez drzwi nie możemy rozmawiać – Gusiew mówił bardzo łagodnie, bez tej znanej już Waluszkowi nutki zwodniczej uprzejmości, która zwiastowała nieprzyjemności. – Niechże nas pani wpuści. Jeżeli ma pani jakieś wątpliwości, proszę przedzwonić do Centralnego Oddziału ASB, podyktuję pani numer telefonu. My poczekamy.

Za drzwiami ponownie zapadła cisza.

– Osobiście bym radził, by pani nie grała na zwłokę – Gusiew schował znaczek pod kurtką. – Wie pani przecież, że jeśli już przyszliśmy, to z pewnością wejdziemy. Niechże pani nie przekształca rzeczowej rozmowy w wyjaśnianie stosunków i układów społecznych.

– Idźcie precz! – syknęło zza drzwi.

Gusiew nie bez rozdrażnienia cmyknął zębami.

– No dobrze – powiedział. – Niech pani będzie tak dobra i odejdzie od drzwi, zaraz je wyłamiemy. Loszka, razem… raz, dwa…

– Czekajcie! – Szczęknął zamek i drzwi uchyliły się na długość łańcucha. Ze szpary patrzyła na brakarzy niezbyt urodziwa, pomarszczona twarz – rzadkie bezbarwne włosy, ciężkie okulary. Typowa nauczycielka, z tych, co uczniowie z całego serca darzą gorącą nienawiścią. Gusiew wiedział, że klientka ma około czterdziestu lat, ale wyglądała na przynajmniej pięćdziesiąt. „Próba zdobycia przychylności takiego człowieka jest z góry skazana na niepowodzenie. Ona z założenia nienawidzi wszystkich. Dzieciaka urodziła w charakterze zabawki, na której będzie się mogła odgrywać za wszelkie kompleksy. Boże, co za bzdury ja gadam! I wiem, dlaczego. Nastawiam się przeciwko klientowi. Takie przyzwyczajenie, stary, dobry i niezawodny chwyt zawodowy. Żeby mnie samego nie bolało”.

– Dziękuję – uśmiechnął się Gusiew. – My też staramy się unikać zbędnego hałasu. Pozwolicie, że wejdziemy?

Kobieta zmierzyła Gusiewa lodowatym spojrzeniem, brakarz jednak spostrzegł, że jej gniew jest maską, za którą rysował się wyraźnie nadciągający paraliżujący strach. „Ona już jest złamana. I zrobiłem to ja. Co tam gadać o państwie! Ty sam, Gusiew, wdarłeś się do jej mieszkania z ogniem i mieczem. Jak ostatni z bandziorów, uderzający w jej niewielki skarb, który jeszcze posiada – terytorium osobiste. No, dość samobiczowania. Im szybciej się uwiniesz, tym szybciej będziesz mógł się napić wódki”.

– Wiero Pietrowa. My. Przyszliśmy. Z wami. Porozmawiać. – Gusiew rytmicznie kołysał uniesioną ręką. – Pozwólcie. Że. Usiądziemy. Spokojnie. Omówimy. Sprawę.

Drzwi powoli się zamknęły, potem brzęknął zdejmowany łańcuch. Gusiew odetchnął z ulgą – nie miał najmniejszej ochoty na wyważanie drzwi. Szkoda byłoby stłuc sobie ramię. W końcu swoje, nie z przydziału. A drzwi też się jeszcze przydadzą – do tego mieszkania przecież ktoś się sprowadzi, jeżeli przyjdzie im wybrakować belfrzycę.

Kobieta chyba jeszcze się wahała, bo musieli czekać jeszcze z minutę. Ale w końcu otworzyła. Brakarzom trzeba otwierać. Z brakarzami nie ma żartów.

– Wejdźcie – wycedziła kobieta.

Mieszkanie składało się z dwóch pokojów, a z zamkniętej dokładnie sypialni („pokoju dziecinnego” – poprawił się Gusiew w myślach) nie dochodził żaden dźwięk. Umeblowanie było skąpe, można by rzec nawet, że ubogie, i co bardziej istotne – wszystko tchnęło ciężkim, mocnym zapachem zaniedbania. Gusiew rozejrzał się dookoła i pojął, w czym rzecz. W tym mieszkaniu uwiła sobie gniazdko lekka i niemal się nieujawniająca choroba psychiczna gospodyni, niegroźna dla sąsiadów, ale fatalnie wpływająca na los jej syna. A najpewniej i będącą przyczyną, dla której chłopak przyszedł na świat.

– Usiądźmy – zaproponował Gusiew. Stara kanapa o wyświechtanym obiciu boleśnie jęknęła pod jego ciężarem. Waluszek nie usiadł, tylko oparł się plecami o futrynę drzwi. Kobieta też nie skorzystała z propozycji Gusiewa i nadal stała z opuszczonym wzrokiem, przyciskając dłonie do piersi.

– Wiero Pietrowa – odezwał się Gusiew. – Przede wszystkim ustalmy nasze wzajemne stosunki. Zechciejcie zrozumieć, że ASB przyszła do pani bez zamiaru gwałtu i przemocy, a tym bardziej bez chęci rozbijania czegokolwiek i wyłamywania drzwi. Zechciejcie nam pomóc, a my się postaramy w żaden sposób nie naruszyć waszych konstytucyjnych praw.

– Czego chcecie? – wycedziła kobieta, nadal patrząc w podłogę.

– Zadzwonię teraz i za kilka minut zjawi się tu nasz medyczny ekspert. Pozwólcie mu zobaczyć chłopaka, który znajduje się w tym mieszkaniu.

Kobieta nie była na tyle szalona, żeby udawać, że żadnego chłopaka w tym mieszkaniu nie ma. Zrozumiała, z kim ma sprawę. I być może nawet odczuła pewną ulgę na myśl, że sytuacja zmierza ku nieuchronnemu rozwiązaniu. Jak przestępca, który całymi latami hoduje w sobie strach, że któregoś dnia dopadnie go taki Gusiew. I patrzy w lufę igielnika spojrzeniem, które mówi: „Nareszcie koniec!”

Kobieta nie powiedziała: „Jego tu nie ma”. Zamiast tego zapytała:

– Po co?

– Agencja ma podstawy do podejrzeń, że narusza pani federalną ustawę o prawach dziecka.

– W jaki sposób miałabym ją naruszać?

– Zacznijmy od tego, że chłopak znajduje się w pani mieszkaniu jakby w areszcie i został przez panią pozbawiony możliwości kontaktów z rówieśnikami i uczęszczania do szkoły.

– To nieprawda!

– Co jest nieprawdą?

– On otrzymuje wykształcenie. Doskonałe wykształcenie.

– I czego go pani uczy? – zapytał Gusiew, starając się ze wszystkich sił nie marszczyć nosa z pogardą. – Botaniki?

Kobieta drgnęła. Nie jest przyjemnie dowiedzieć się, że ktoś inny dokładnie poznał wszystkie twoje sekrety. A podwójnie ciężko jest wtedy, gdy tym kimś jest człowiek mający licencję na zabijanie.

– On czyta. On pięknie czyta.

– Wspaniale. Ale jest zupełnie sam. Nikt oprócz państwa nie ma prawa poddawać człowieka izolacji, a już szczególnie dziecka.

– On nie jest sam! – krzyknęła kobieta. – Wy nic nie rozumiecie!

– Owszem, jest z wami. Ale jako pedagog nie może pani nie wiedzieć, jak ważne dla rozwoju dziecka są kontakty z innymi dziećmi i dorosłymi. Kogo chce pani z niego zrobić? Mowgliego [14]?

Ogarnięta atakiem paniki kobieta zaczęła nerwowo wyłamywać palce, ale nie ruszyła się z miejsca. Miała szczupłą, żeby nie powiedzieć kościstą figurę i skromna domowa suknia wisiała na niej jak na szkielecie.

– Niechże pani posłucha, Wiero Pietrowa. Pozwólcie, że na początek zajrzę tam choć jednym okiem – Gusiew kciukiem wskazał drzwi sypialni – a potem będziemy kontynuować rozmowę. Jestem pewien, że razem coś wymyślimy.

„Różnie w życiu bywa – pomyślał. – Może, na przykład, mamy do czynienia z wyjątkowym przypadkiem i chłopak nie do końca jeszcze został okaleczony psychicznie przez matkę. Co ja wiem o chorobach psychicznych? Nic. Ale natychmiast potrafię określić, czy mam do czynienia ze stukniętym, czy nie… Na rozmaitych ludzi się napatrzyłem… Ale w jakim stopniu psychol – to już dla mnie jak łażenie po ciemnej piwnicy. Może chłopak od urodzenia był normalny, a ona po prostu z jakichś tam wyimaginowanych wariackich przyczyn postanowiła go chronić przed wpływem społeczeństwa, w którym nie ma już przestępczości i każdy ma pracę?”.

– Nie! Nie pozwolę! – w głosie kobiety nie było stanowczości, powiedziała to powodowana impulsem, który kazał jej zaznaczyć swój sprzeciw.

Gusiew bardzo wolno wyjął igielnik i położył go obok siebie na kanapie. „Berettę” miał skrytą głęboko za pazuchą, kobieta nie mogła jej zobaczyć. Gusiew nie spodziewał się niebezpieczeństwa, po prostu zupełnie się rozbroić nie byłby w stanie nawet za milion „nowych”, które wymieniano po kursie jeden rubel za jednego „baksa”.

вернуться

[14]Mowgli – bohater „Księgi Dżungli” R. Kiplinga - chłopak wychowany w indyjskiej dżungli przez wilki.