Выбрать главу

— Nigdy nie myślałem o tym w taki sposób — powiedział chłopak. — Ale co właściwie stało się dalej? Powiedział pan, że upuszczono panu krew, a to musiałoby chyba doprowadzić do pewnej śmierci.

Wampir zaśmiał się. — Tak, z pewnością, tak by się to skończyło, gdyby wampir nie przyszedł do mnie tej samej nocy. Wrócił, aby spotkać się ze mną. Rozumiesz, on chciał mojej plantacji, chciał Pointe du Lac.

Było już bardzo późno. Siostra czuwająca przy mnie dawno już zasnęła. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Wszedł od podwórka, przez drzwi balkonowe. Bezgłośnie. Wysoki, o białej cerze, gęstych, jasnych włosach i płynnych prawie kocich ruchach. Delikatnie nasunął śpiącej siostrze szal na oczy i przykrócił knot lampy. Drzemała w fotelu. Na stole stało naczynie z wodą i ręcznik, którym obmywała mi czoło. Nie poruszyła się pod tym szalem aż do rana. Ale wtedy ja byłem już kimś innym. — Co to była za przemiana?

Wampir westchnął. Odchylił się do tyłu na krześle i spoglądał na ściany.

— Na początku myślałem, że to jeszcze jeden doktor lub ktoś inny wezwany przez rodzinę, by porozmawiał ze mną. Ale to podejrzenie rozwiało się natychmiast. Podszedł blisko łóżka i pochylił się nade mną. Jego twarz pojawiła się w świetle lampy i zobaczyłem wtedy, że nie był wcale zwyczajnym człowiekiem. Jego szare oczy żarzyły się, a długie białe dłonie nie były z pewnością dłońmi człowieka śmiertelnego. Myślę, że zrozumiałem wszystko w tej jednej chwili, a to, co mi potem oznajmił, było wtórne. W tym momencie, kiedy go ujrzałem, kiedy poczułem jego nadzwyczajną aurę, wiedziałem już, że nie jest osobą taką jak wszyscy inni. Ja sam przestałem się w ogóle liczyć. Moje ego, które nie potrafiło zaakceptować obecności osoby nadludzkiej, nadzwyczajnej, zostało zupełnie zdruzgotane. Wszystkie moje myśli, nawet moja wina i pragnienie śmierci, wydawały się całkowicie nieistotne. Zapomniałem o sobie, o swoim bycie!

Wampir dotknął zaciśniętą pięścią klap swej marynarki.

— Zapomniałem całkowicie o sobie. I w tej samej chwili zdałem sobie sprawę ze znaczenia tej okazji. Od tej pory odczuwałem już tylko wzrastające zdziwienie. Gdy przemówił do mnie i powiedział kim mógłbym zostać, czym jest jego życie i co go jeszcze czeka, wszystko, co wcześniej przeżyłem przestało się w ogóle liczyć. Postrzegałem wtedy swoje życie tak, jakbym stanął z boku, przyglądając mu się z zewnątrz. Dostrzegłem całą moją dotychczasową próżność, egoizm, konformizm, powierzchowną wiarę w Boga i zastępy świętych, których imiona wypełniały mój modlitewnik, a z których żaden nie wywarł najmniejszego wpływu na moją ograniczoną, materialistyczną i samolubną egzystencję. Dostrzegłem moich prawdziwych bogów… bogów większości z ludzi — jedzenie i picie, bezpieczeństwo w konformizmie. Popiół.

Twarz chłopaka była napięta. Widać w niej było niepokój pomieszany z zaciekawieniem.

— A więc zdecydował się pan zostać wampirem? — spytał. Przez chwilę wampir nie odpowiadał.

— Zdecydował… Wydaje mi się, że nie jest to najodpowiedniejsze słowo. Choć nie można powiedzieć, że było to nieuniknione od momentu, w którym on wkroczył do pokoju. Nie, rzeczywiście, to nie było wcale nieuniknione. Jednak nie mogę powiedzieć, bym sam zdecydował. Powiedzmy, że kiedy on skończył mówić, żadna inna decyzja nie wchodziła w rachubę, więc wybrałem właśnie ją, nie oglądając się do tyłu. Poza jedną rzeczą.

— Poza czym?

— Moim ostatnim wschodem słońca — odpowiedział wampir. — Następnego ranka, po tej nocy, nie byłem jeszcze wampirem, więc mogłem zobaczyć po raz ostatni wschód słońca. Pamiętam to dobrze. Nie mógłbym powiedzieć, bym pamiętał którykolwiek z poprzednich. Pamiętam, że światło najpierw pojawiło się u góry drzwi balkonowych wzmagającą się jasnością zza koronkowych zasłon. Później blask, który dostrzegałem między liśćmi drzew, stawał się jaśniejszy i jaśniejszy. W końcu światło słoneczne przedarło się przez okna, rzucając cień koronek na podłogę i na skąpaną w blasku słońca postać mojej śpiącej siostry. Ciepło ogrzało ją i obudziło. Odrzuciła szal, nie budząc się, lecz wtedy słońce zaczęło świecić jej prosto w oczy. Zacisnęła powieki. Światło tańczyło po stole, gdzie złożyła swą głowę wtuloną w ramiona, po wodzie w stojącym na stole naczyniu. Czułem je na rękach, złożonych na kołdrze, a wreszcie i na twarzy. Leżałem w łóżku, myśląc o tym wszystkim, co usłyszałem od niego. To właśnie wtedy powiedziałem do widzenia słońcu i zdecydowałem się zostać wampirem. To był mój… ostatni wschód słońca.

Wampir spoglądał znów za okno. A gdy przestał mówić, cisza, jaka zapadła w pokoju, była tak przejmująca, że chłopakowi zdawało się, iż niemal ją słyszy. Dopiero po chwili dotarły do niego odgłosy dochodzące z ulicy. Duża przejeżdżająca ciężarówka wprawiła kabel lampy w drżenie. Po chwili odgłosy uciszyły się.

— Czy tęskni pan za nimi ? — zapytał cicho po chwili.

— Tak naprawdę, to nie — padła krótka odpowiedź. — Jest tyle innych rzeczy. Ale gdzie to byliśmy? Chcesz wiedzieć, jak to się stało, że stałem się wampirem?

— Tak — odpowiedział chłopak. — Jak się właściwie dokonała ta przemiana?

— Nie sądzę, bym potrafił ci to dobrze opowiedzieć. Mogę tylko ująć to w słowa, które opiszą, nawet dokładnie, ale będzie to zupełnie coś innego. To tak, jak opowiadać komuś o pierwszych doświadczeniach z dziewczynami, komuś, kto sam jeszcze nic nie wie o seksie i tego jeszcze nie przeżył.

Młody człowiek zdawał się już gotować do zadania następnego pytania, ale zanim otworzył usta, wampir kontynuował:

— Jak ci już mówiłem, ten wampir, Lestat, chciał dostać moją plantację. Całkiem przyziemne życzenie, nie powiem. W zamian za ofiarowanie mi nieśmiertelnego życia, które będzie trwało aż do końca świata. Nie był on jednak szczególnie wnikliwy. Można powiedzieć, że tę niewielką liczbę wampirów, jaka znajdowała się na świecie, traktował jak jakiś ekskluzywny klub dla wybranych. Zresztą, on sam miał całkiem ludzkie problemy — ślepego ojca, który w dodatku nie zdawał sobie sprawy, że jego syn jest wampirem i pod żadnym pozorem nie mógł się dowiedzieć. Życie w Nowym Orleanie stało się dla niego zbyt trudne, zważywszy jego potrzeby i konieczność stałej opieki nad ojcem. Postanowił więc objąć w posiadanie Pointe du Lac.

Następnego wieczoru natychmiast wprowadził się na plantację, ukrył ślepego ojca w głównym pokoju, a ja poczyniłem niezbędne przygotowania do przemiany. Nie było to takie proste. Musiałem przeprowadzić parę rzeczy, z których pierwszą miała być śmierć mojego dotychczasowego zarządcy. Lestat rozprawił się z nim podczas snu. Ja miałem się temu przyglądać i zaaprobować; to jest być świadkiem odebrania życia człowiekowi jako dowód mojego zaangażowania w sprawę i zgody na udział w niej. To właśnie, bez wątpienia, okazało się dla mnie najtrudniejsze. Mówiłem ci już, że nie obawiałem się swojej śmierci, jedynie odczuwałem mdłości na myśl o odebraniu sobie życia. Miałem jednak olbrzymi szacunek dla życia innych. Musiałem przyglądać się ze spokojem, jak nadzorca obudził się nagle i próbował odepchnąć Lestata obiema rękami od siebie, a gdy okazało się to niemożliwe, leżał pod nim w żelaznym uścisku. Jego opór słabł coraz bardziej. W końcu zwisł bezwładny, wysączony z krwi. Patrzyłem, jak umierał. Nie umarł od razu. Z górą godzinę staliśmy w jego małym pokoiku, przyglądając się, jak powoli tracił przytomność. Wreszcie umarł. Jak wspomniałem była to pierwsza część mojej przemiany w wampira. W przeciwnym wypadku Lestat nigdy nie zdecydowałby się na pozostanie tutaj. Potem musieliśmy pozbyć się ciała. Będąc w gorączce i jeszcze osłabiony, zbyt mało miałem sił, by zajmować się martwym ciałem zarządcy. Zbierało mi się na wymioty, Lestat śmiał się ze mnie, dodając, że jak tylko stanę się wampirem, będę się czuł zupełnie inaczej i sam będę się śmiał z takiego zachowania. Mylił się jednak. Śmierć nigdy nie wywoływała u mnie rozbawienia, bez względu na to, jak często bywałem jej przyczyną.