Выбрать главу

– Taka sama jak przedtem, sir – powiedział. – Jak ta, którą dałem jej wczoraj – skinął głową w stronę Sylvii, ale nie uzyskawszy odpowiedzi wymamrotał: – Do widzenia -i wycofał się niezręcznie do samochodu.

– Zaadresowana do Maurice’a Setona, Esq. – rzekł Reck-less do Dalgliesha. – Wysłana z Ipswich albo późno w środę, albo w czwartek wcześnie rano. Stempel pocztowy z wczoraj w południe.

Delikatnie przytrzymał kopertę za rożek, jakby nie chciał na niej odcisnąć swoich palców, i otworzył ją prawym kciukiem. Wewnątrz znajdowała się pojedyncza kartka papieru, pokryta pismem maszynowym.

Reckless przeczytał głośno:

Pozbawione dłoni ciało leżało na dnie małej żaglówki, dryfującej po otwartym morzu i ledwie widocznej z wybrzeża Suffolk. Należało do mężczyzny w średnim wieku – niedużego, schludnego człowieczka w ciemnym garniturze w prążki, który okrywał jego szczupły korpus równie wytwornie po śmierci, jak za życia…

Sylvia Kedge wyciągnęła rękę.

– Proszę mi to pokazać.

Reckless zawahał się, po czym przytrzymał kartkę przed jej oczyma.

– On to napisał – wyszeptała ochryple. – On to napisał. To jego sposób pisania.

– Możliwe – odparł Reckless. – Ale nie mógł tego wysłać. Nawet jeśli ktoś wrzucił to do skrzynki w środę wieczorem, to nie mógł być on. Wtedy już nie żył.

– Ale to napisali – krzyknęła. – Poznaję to pismo, mówię panu! Nie miał rąk, a napisał to na maszynie!

Wybuchła histerycznym śmiechem, którego fale popłynęły po cyplu jak szalone echo; spłoszone stado białych mew zawirowało obłokiem nad krawędzią urwiska.

Reckless z obojętnym rozmysłem spoglądał na zesztywniałe ciało, na otwarte w krzyku usta, nie podejmując żadnej próby uspokojenia lub uciszenia dziewczyny. Znienacka i w drzwiach pojawił się Seton, pobladły pod groteskowym bandażem.

– Co, do diabła…

Nie zmieniając wyrazu twarzy Reckless spojrzał na niego i swym płaskim głosem powiedział:

– Właśnie dostaliśmy list od pańskiego brata, panie Seton. Czy to nie miłe?

XII

Uspokajanie panny Kedge trwało dobrą chwilę. Dalgliesh nie miał wątpliwości, że jej histeria jest autentyczna, dziwił się jedynie, że dziewczyna aż tak się przejmuje. Ze wszystkich członków małej społeczności na Monksmere jedynie Sylvia Kedge wydawała się naprawdę wstrząśnięta i przygnębiona śmiercią Setona. Przeżywała prawdziwy szok, wyglądając i zachowując się jak ktoś, czyje i tak już kruche opanowanie wreszcie pękło. Jednak widać było, że robi co może, aby się uspokoić, aż wreszcie poczuła się na tyle dobrze, aby pozwolić Courtneyowi odwieźć się na Tanner’s Lane; sierżant, który całkowicie uległ jej ściągniętej twarzy i błagalnemu wyrazowi oczu, popychał jej wózek alejką czule niczym matka, pokazująca swe wątłe niemowlę potencjalnie wrogiemu światu. Dalgliesh z ulgą powitał jej odjazd. Nagle odkrył, że jej nie znosi i wstydził się tego uczucia, tym bardziej, iż wiedział, że wynika z przyczyn nierozsądnych i niegodnych: była dlań fizycznie odrażająca. Wielu z sąsiadów Sylvii, wykorzystujących ją, aby małym kosztem dać upust swoim litościwym odruchom, lubiło mieć świadomość, że dostają w zamian co im się należy. Jak wielu innych upośledzonych, była zarazem wyzyskiwana i traktowana protekcjonalnie. Dalgliesh zastanawiał się, co właściwie dziewczyna myśli o nich wszystkich. Bardzo żałował, że nie potrafi bardziej jej współczuć, ale trudno było bez pogardy obserwować, jak czyni użytek ze swego kalectwa. Z drugiej jednak strony, czy miała jakąś inną broń? Nienawidząc samego siebie za brak wrażliwości równie mocno, jak młodego policjanta za jego kapitulację, Dalgliesh wyruszył do Pentlands na lunch.

Wracał drogą – dłuższą, ale nie lubił chodzić po swych śladach. Kiedy mijał domek Bryce’a otworzyło się okno na piętrze i właściciel wyciągnął ku niemu swą długą szyję.

– Wejdź, Adamie, wejdź, mój drogi chłopcze! – zawołał. -Od rana cię wyglądam. Wiem, że szpiegujesz dla twego smętnego znajomka, ale nie mam ci tego za złe. Zostaw bicz przy drzwiach i weź sobie coś do picia, a ja zaraz zejdę.

Dalgliesh zawahał się, po czym pchnął drzwi domku. W maleńkim saloniku panował zwykły nieład; poniewierały się tu wszystkie drobiazgi, których Bryce nie mógł pomieścić w swym londyńskim mieszkaniu. Postanowiwszy poczekać z drinkiem, Dalgliesh krzyknął na górę:

– To nie jest mój smętny znajomek, to wysoko kwalifikowany policjant!

– Och, nie wątpię! – Głos Bryce’a był stłumiony, jakby właśnie wciągał przez głowę ubranie. – Dość kompetentny, by mnie dopaść, jeśli nie będę ostrożny. Jakieś półtora miesiąca temu zatrzymano mnie na A13 za przekroczenie szybkości i policjant – taki mięsisty bydlak o wściekłym spojrzeniu – był bardzo niegrzeczny. Napisałem w tej sprawie do komisarza okręgowego. Teraz widzę, że postąpiłem fatalnie; mają na mnie haka, jestem pewien, że moje nazwisko już figuruje na jakiejś liście.

Przydreptał do pokoju i Dalgliesh ze zdumieniem ujrzał, iż istotnie wygląda na zmartwionego. Mrucząc uspokajająco przyjął od gospodarza sherry – alkohole u Bryce’a zawsze były wyśmienite – i usiadł w jego ostatnim nabytku, uroczym wiktoriańskim fotelu z wysokim oparciem.

– No, Adam, jak to mówią: nadawaj. Co odkrył Reckless? – zapytał Justin.

– Nie należę do grona najbardziej zaufanych. Ale dziś rano przyszedł następny odcinek maszynopisu, tym razem lepiej napisany. Opis ciała bez rąk, dryfującego w łódce, podobno autorstwa samego Setona. – Dalgliesh nie widział powodu, aby nie udzielić Bryce’owi tego strzępka informacji. Raczej nie sądził, aby Sylvia Kedge zatrzymała go dla siebie.

– Kiedy wysłany?

– Wczoraj przed obiadem. Z Ipswich. Bryce jęknął zdruzgotany.

– Och, nie, tylko nie Ipswich! Byłem w Ipswich w czwartek! Często tam jeżdżę, wiesz, po zakupy. Nie mam alibi!

– Pewnie nie ty jeden – zauważył pocieszająco Dalgliesh. – Panna Calthrop wyjeżdżała gdzieś samochodem. I Latham. I ja, skoro już przy tym jesteśmy. I nawet ta kobieta z Priory House wyprowadzała wczoraj wózek. Widziałem ją na cyplu.

– A, to Alice Kerrison, gospodyni Sinclaira. Pewnie była nie dalej niż w Southwold, jeździła po zakupy.

– W czwartek po południu? Czy nie zamykają wcześniej?

– Och, drogi Adamie, a cóż to ma za znaczenie? Może zachciało się jej przejażdżki? Przecież nie jeździłaby wózkiem aż do Ipswich nadać podejrzany dokument! Ale nienawidziła Setona. Prowadziła mu dom zanim umarła jego żona, a kiedy Dorothy się zabiła, przejął ją Sinclair i tak już zostało. To doprawdy zdumiewające! Alice mieszkała u Setona aż do rozprawy u koronera, a potem bez słowa spakowała manat-ki, poszła do Priory House i zapytała, czy Sinclair nie ma dla niej pracy. Sinclair właśnie osiągnął był stadium, w którym pęd do samowystarczalności nie obejmuje zmywania ł oczywiście natychmiast ją zatrudnił. O ile wiem, żadne z nich tego nie żałuje.

– Opowiedz mi o Dorothy Seton – poprosił Dalgliesh.

– Och, Adamie, była śliczna! Gdzieś mam jej fotografię, muszę ci pokazać. Szaleńczo znerwicowana, rzecz jasna, ale naprawdę piękna. O ile wiem, prawidłowe określenie brzmi: maniakalno-depresyjna. W jednej chwili męcząco wesoła, w następnej tak przygnębiona, że jej ponury nastrój wręcz się udzielał. Oczywiście, to bardzo źle na mnie działało. Mam dość problemów z własną nerwicą, aby jeszcze męczyć się z cudzą. O ile wiem, zgotowała Setonowi straszne życie. Byłbym nawet mu współczuł, gdyby nie Arabella.