Выбрать главу

Jak należało się spodziewać, żadna z prób, łącznie z poronionym tworem Setona, w niczym nie przypominała oryginału. Sierżant Courtney, który prywatnie sądził, że drugi tekst, a zapewne i pierwszy, napisał sam Maurice, zdziwiłby się, gdyby było inaczej. Nie do niego jednak należał ostateczny werdykt; maszynopisy miały być przesłane rzeczoznawcy i zbadane na okoliczność bardziej subtelnych podobieństw. Nie powiedział o tym podejrzanym, ale też i nie musiał – w końcu nie na próżno czytali książki Maurice’a Setona.

Zanim opuścili gospodę, zdjęto im odciski palców; gdy przyszła kolej na pannę Calthrop, ta oburzyła się, po raz pierwszy żałując odruchu oszczędności, który kazał jej zaniechać szukania pomocy u adwokata. Bez skrupułów powołała się na niego, jak również na nazwiska swego posła oraz komisarza okręgowego, jednak sierżant Courtney był tak przekonujący, miał tyle zrozumienia dla jej uczuć, tak zależało mu na jej pomocy, słowem tak różnił się od tego nieokrzesanego inspektora, że w końcu dała się przekonać. Głupia stara dziwka – myślał sierżant, ujmując pulchne palce. Jeśli reszta będzie tak zawracać głowę, będzie dobrze, jeśli skończę z tym, zanim wróci stary.

Ale reszta w ogóle nie zawracała głowy. Digby Seton usiłował obrócić całą procedurę w kiepski żart, ukrywając swoje zdenerwowanie pod pozorami zainteresowania, nadąsana Eliza Marley łaskawie wyraziła zgodę, zaś myśli Jane Dalgliesh zdawały się błądzić gdzie indziej. Najbardziej odczuł ten rytuał Bryce; w rozstaniu się z tak jednoznacznie osobistym symbolem było dlań coś nieodwracalnie złowieszczego. Zaczynał rozumieć, dlaczego prymitywne plemiona tak dbały o to, by ani jeden włos nie dostał się w ręce wroga. Z grymasem niesmaku przyciskając palce do nasączonej tuszem poduszeczki czuł, że opuściła go wszelka cnota.

Oliver Latham wraził palce w poduszkę, jakby to było oko Recklessa. Kiedy podniósł głowę ujrzał, że inspektor właśnie wszedł i przygląda mu się w milczeniu. Sierżant Courtney wstał.

– Dzień dobry panu – powiedział Reckless. – To tylko formalność.

– Och, wiem o tym, dziękuję bardzo. Sierżant przed chwilą wyrecytował rutynowe wyjaśnienie. Zastanawiałem się właśnie, gdzie pan się podział po powrocie z miasta. Mam nadzieję, że przesłuchanie mojej „przyjaciółki” – jak niewątpliwie by ją pan określił – sprawiło panu przyjemność. A portier w budynku, gdzie mieszkam? Mam nadzieję, że Duncombe nie odmówił panu wspóipracy?

– Dziękuję panu, wszyscy bardzo mi pomogli.

– Och, jestem tego pewien. Pewnie świetnie się bawili. W mieście ostatnio nic się nie dzieje, ta sprawa, to najlepsza plotka od kilku tygodni. A skoro wszyscy tak panu pomagamy, może i pan by nam pomógł, co? Czy ma pan coś przeciwko temu, żeby mi powiedzieć, jak umarł Seton?

– Absolutnie nie, proszę pana – i w swoim czasie powiem. Nie mamy jeszcze wyników sekcji.

– Trochę się guzdrze ten wasz lekarz, co?

– Wręcz przeciwnie. Doktor Sydenham jest bardzo szybki. Ale trzeba jeszcze zrobić kilka testów. To nie jest prosta sprawa.

– Ta uwaga, inspektorze, zasługuje na miano eufemizmu roku.

Wyciągnąwszy z kieszeni chusteczkę, Latham starannie wytarł swe Już i tak czyste palce. Inspektor spojrzał na niego.

– Skoro pan się tak niecierpliwi, panie Latham – powiedział cicho – czemu nie zapyta pan o to swoich przyjaciół. Wie pan równie dobrze Jak ja, że ktoś na Monksmere mógłby dokładnie opowiedzieć, jak umarł Maurice Seton.

XIV

Od czasu śmierci swego brata Digby Seton miał w zwyczaju wpadać na posiłki do Rosemary Cottage; rozbawionym oczom sąsiadów nie umknęła liczba okazji, przy których jego vauxhall widziano zaparkowany na trawniku przed domkiem. O ile ogólnie przyznawano, że Celia nie ma powodu zniechęcać bogatego młodzieńca do odwiedzin, to motywy Digby’ego nie były tak oczywiste. Nikt nie przypuszczał, że atrakcję stanowią wdzięki Elizy i że chciałby posłużyć się tą odętą, pozbawioną uroku dziewczyną, aby położyć łapę na majątku Maurice’a. Sądzono raczej, że po prostu odpowiada mu kuchnia Celii, która, choć niezbyt urozmaicona, oszczędzała mu jechania dwa razy dziennie do Southwold, jak również wysiłku samodzielnego gotowania, a ponadto w ten sposób schodził z drogi Syhrti Kedge. Od czasu morderstwa dziewczyna nawiedzała Seton House z uporem niemego sługi, czekającego zapłaty. Obsesyjną staranność, z jaką wykonywała pracę dla Maurice’a, przeniosła teraz na dom i całymi dniami porządkowała, czyściła, polerowała, liczyła bieliznę i kuśtykała o kulach, z miotełką do kurzu, zupełnie jakby lada chwila właściciel miał się pojawić i przeciągnąć palcem po parapetach. Jak Digby wyznał Elizie Marley, przyprawiało go to o dreszcze. Nigdy nie lubił Seton House i mimo jego nowoczesności uważał za dom ponury i przygnębiający. Teraz, gdy za każdym rogiem i szafą mógł natknąć się na te płonące czarne oczy, miał uczucie, że przebywa w jednej z bardziej posępnych sztuk greckich, w których Erynie tylko czyhają za progiem, gotowe rzucić się na bohatera.

Uwaga ta zainteresowała Elizę, gdyż pozwalała przypuszczać, że Digby jest bardziej spostrzegawczy i wrażliwy, niż ogólnie sądzono. Aczkolwiek ani odrobinę nie pociągał jej fizycznie, zaczynał ją zaciekawiać, a nawet intrygować; zdumiewające, co dwieście tysięcy funtów robi z człowieka. Już teraz dostrzegała ową delikatną patynę sukcesu, pewność i zadowolenie z siebie, jakie niedmiennie dają pieniądze lub władza. Słaba i przygnębiona po zapaleniu migdałków, była zbyt osowiała, by pracować, a w tym nastroju każde towarzystwo było lepsze niż żadne. Pogardzając łatwą kapitulacją ciotki, której egoizm sprawił, że przestała uważać Digby’ego za niesfornego brata Maurice’a i w ciągu jednej nocy uczynił zeń czarującego młodego człowieka, zaczynała mimo to przyznawać, że w Digbym Setonie jest coś więcej – aczkolwiek niewiele – niż się na pozór zdaje.

Nie przyjął zaproszenia Celii Calthrop na niedzielny obiad, ale tuż po dziewiątej zjawił się w Rosemary Cottage i nie spieszył się z odejściem. Dochodziła już jedenasta, on nadal jednak siedział na stołku przy pianinie, obracając się to w tę, to w tamtą stronę i sporadycznie wygrywając fragmenty swoich i cudzych melodii. Eliza, zwinięta w fotelu przy ogniu, patrzyła nań, zasłuchana, i wcale nie chciała, żeby sobie poszedł. Grał nieźle, oczywiście bez prawdziwego talentu, ale jeśli się postarał – co zdarzało się nieczęsto -przejawiał sporą wprawę. Przypomniała sobie rozmowę z Mauricem, który chciał zrobić z Digby’ego prawdziwego pianistę. Biedny Maurice! To było wówczas, gdy rozpaczliwie chciał się przekonać, że jego jedyny żyjący krewny posiada jakieś zalety, które mogłyby usprawiedliwić ów związek. Nawet gdy Digby chodził jeszcze do szkoły, jego skromne osiągnięcia, na przykład zdobycie przezeń mistrzostwa szkoły w boksie, bywały przez Maurice’a okrzyczane jako znaczące sukcesy. Było całkowicie nie do pomyślenia, aby brat przyrodni Maurice’a Setona nie mógł się niczym pochwalić, l w istocie, miał czym. Zupełnie samodzielnie, w pojedynkę zaprojektował i zbudował swoją żaglówkę, i pływał nią przez kilka sezonów, dopóki starczyło mu entuzjazmu; jednak ten dzielny, sportowy duch, tak dla Digby’ego nietypowy, nie mógł rzecz jasna zrobić wrażenia na intelektualnym snobie, Jakim był Maurice. W końcu oczywiście przestał udawać, tak jak Celia przestała udawać, że jej siostrzenica jest ładna i że jako kobieta odniesie ortodoksyjny sukces. Eliza zerknęła na swą dużą, kolorową fotografię, świadectwo upokarzających i idiotycznych ambicji Celii. Zrobiono ją, kiedy miała jedenaście lat, wkrótce po śmierci rodziców; gęste, ciemne włosy były absurdalnie skręcone i usiane kokardami, a biała, organdynowa suknia, przepasana różową szarfą, wyglądała wulgarnie i niewłaściwie na dziecku tak ciężkim i pozbawionym wdzięku. Owszem, jej ciotka niedługo cieszyła się tym konkretnym złudzeniem, ale oczywiście jego miejsce zaraz zajęło następne; jeśli droga Elizabeth nie mogła być ładna, to przynajmniej niech będzie mądra. Teraz dyżurny temat brzmiał: „Moja siostrzenica to wspaniały umysł! Studiuje w Cambridge, wie pani”. Biedna ciotka Celia! To małostkowe, żałować jej tej drobnej namiastki przyjemności. W końcu płaciła za nią twardą gotówką. Niemniej Eliza trochę współodczuwała z Digbym Setonem; do pewnego stopnia oboje ucierpieli od nacisku innej osobowości, oboje pokochano ze względu na cechy, których nie mieli szans posiadać, i oboje zostali w końcu skreśleni jako marne inwestycje.