Выбрать главу

Wiedziona impulsem, zapytała go znienacka:

– Jak myślisz, które z nas zabiło twojego brata?

Niedokładnie i grubo za głośno wygrywał właśnie, synkopując, numer z jednej z londyńskich rewii, tak że odpowiadając musiał przekrzykiwać czyniony przez siebie hałas.

– Ty mi powiedz! To ty podobno jesteś mądra!

– Nie tak mądra, jak mówi ciotka, ale dość mądra, aby zastanowić się, dlaczego dzwoniłeś, abym zabrała cię z Saxmundham. Nigdy specjalnie się ze mną nie przyjaźniłeś.

– Może pomyślałem, że pora to zmienić. A w ogóle, to kogo miałem prosić, żeby mnie za darmo podwiózł do Monk-smere?

– No tak. Zakładam ponadto, że chciałeś mieć alibi na czas jazdy pociągiem.

– Ja miałem alibi. Peronowy mnie rozpoznał, poza tym w przedziale odbyłem z pewnym starszym dżentelmenem ciekawą pogawędkę o moim niegrzecznym pokoleniu. Pewnie mnie zapamiętał. Mogę udowodnić, że byłem w tym pociągu bez twojej pomocy, kochanie.

– Ale czy możesz udowodnić, gdzie wsiadłeś?

– Na Liverpool Street. Był spory tłok, więc pewnie nikt mnie nie zauważył, ale niech Reckless spróbuje udowodnić, że było inaczej. Czemu nagle zrobiłaś się taka podejrzliwa?

– Właściwie nie. Nie widzę, jak mogłeś to zrobić.

– No proszę, wielkie dzięki! Policja na posterunku West Central też jest tego zdania.

Dziewczyna zadrżała i z mocą powiedziała:

– Te ręce… Jak można zrobić coś tak okropnego! To straszne! Nie czujesz tego? Zwłaszcza w przypadku pisarza. Straszne i znamienne. Nie sądzę, abyś go aż tak nienawidził.

Opuścił ręce z klawiatury i obrócił się, by na nią spojrzeć.

– Wcale go nie nienawidziłem! Jasna cholera, Elizo! Czy Ja wyglądam na mordercę?

– A skąd ja mam wiedzieć? To ty masz motyw. Dwieście tysięcy funtów.

– Nie, dopóki się nie ożenię. Może piszesz się na tę posadę?

– Nie, dziękuję. Lubię, żeby mężczyźni mieli IQ przynajmniej zbliżone do mojego. Nie pasowalibyśmy do siebie. Do twojego klubu przydałaby ci się wspaniała blondyna z wielkim biustem, sercem z niskokaratowego złota i umysłem jak kalkulator.

– Tylko nie to! – odparł poważnie. – Wiem, czego chcę dla klubu, a teraz, kiedy mam pieniądze, mogę za to zapłacić. Chcę klasy.

Drzwi do gabinetu otworzyły się i panna Calthrop wsadziła głowę do pokoju, patrząc na nich ze zdziwieniem.

– Chyba zgubiłam gdzieś jedną z moich nowych taśm. Nie widzieliście jej?

Jedyną reakcją jej siostrzenicy było obojętne wzruszenie ramion, ale Digby zerwał się na nogi i z nadzieją zaczął rozglądać się po pokoju, jakby w nadziei, że taśma zmaterializuje się nagle na pianinie lub wyskoczy spod poduszki. Patrząc na jego jałowe wygłupy, Elizabeth pomyślała: „No proszę, ależ z nas mały dżentelmen, no no. Nigdy przedtem nie zwracał uwagi na ciotkę. O co u licha mu chodzi?” Rzecz jasna, poszukiwania nie dały żadnego rezultatu i Digby odwrócił się ku pannie Calthrop ze swym uroczym, przepraszającym uśmiechem.

– Tak mi przykro, ale chyba jej tu nie ma.

Celia, która już z trudem ukrywała zniecierpliwienie, podziękowała mxi i wróciła do pracy. Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, Digby powiedział:

– Nieźle to znosi, prawda?

– Co mianowicie?

– Testament Maurice’a. W końcu, gdyby nie ja, byłaby bardzo bogatą kobietą.

Czy ten dureń doprawdy sądził, że o tym nie wiedziały, że umknęła im ta prosta arytmetyka? Zerknęła nań z ukosa, przyłapując go na minie wyrażającej skrywane zadowolenie, wręcz uciechę. Nagle dotarło do niej, że Digby musi coś wiedzieć o śmierci swego brata, że ten tajemny uśmieszek jest oznaką czegoś więcej niż tylko przelotnej satysfakcji z ich rozczarowania i swego szczęścia. Ostrzeżenie miała na końcu języka; gdyby naprawdę coś odkrył, groziło mu niebezpieczeństwo. Był typowym przykładem głupca, który napotykając część prawdy nie ma dość rozumu, by trzymać gębę na kłódkę. Ale powstrzymała się, zirytowana tym ulotnym uśmieszkiem samozadowolenia. Może tylko sobie coś uroiła? Pewnie nic nie wiedział, a jeśli nawet – no cóż, Digby Seton musiał ryzykować, tak jak wszyscy inni.

XV

W jadalni Priory House obiad już się kończył. Dalgliesh bawił się dobrze, mimo iż niezbyt dobrze wiedział, czego się spodziewać: posiłku z sześciu dań na sewrskiej porcelanie czy kotleta sojowego, podanego na drewnianym talerzu, i zbiorowego zmywania na końcu; żadna z tych rzeczy by go nie zaskoczyła. W rzeczywistości podano bardzo przyjemną zapiekankę z kurczęcia z ziołami, po której nastąpiła sałata i sery. Czerwone bordeaux, aczkolwiek tanie i dość chropawe, płynęło obficie, a Dalgliesh nigdy nie był zwolennikiem snobistycznej opinii, że jedyną alternatywą dla dobrego wina jest jego brak. Teraz siedział zadowolony, prawie szczęśliwy i lekko oszołomiony sytością przyglądał się olbrzymiemu pokojowi, w którym siedzieli, przytłoczeni jak karły, wokół prostego, dębowego stołu.

Widać było, że dom kiedyś stanowił część klasztoru, ten pokój zaś musiał spełniać rolę refektarza. Była to jakby ogromna wersja bawialni w Pentlands, ale tutaj sczerniałe ze starości drewniane luki podpierały sufit niczym wielkie drzewa i wtapiały się w czarną otchłań prawie siedem metrów nad kręgiem światła, rzucanym przez sześć wysokich świec na stole. Kominek także przypominał kamienne palenisko w Pentlands, powiększone do rozmiarów jaskini, w której potężne kłody paliły się równo jak węgle. Sześć sklepionych ostrołukami okien zasłaniały teraz okiennice, ale Dalgliesh nadal słyszał przez nie pomruk morza i miękkie zawodzenie wzmagającego się wiatru.