Выбрать главу

– Co się stało? – zapytał z uśmiechem. – Czy mogę w czymś pomóc?

Celia Calthrop jak zwykle sama powołała się na stanowisko rzecznika.

– Bardzo nam przykro, że zawracamy głowę tobie i Jane w wasz pierwszy wieczór razem. Ale jesteśmy bardzo zaniepokojeni, przynajmniej Sylvia i ja. Naprawdę bardzo się martwimy.

– Ja zaś – wtrącił Justin Bryce – jestem nie tyle zaniepokojony, co zaciekawiony, by nie powiedzieć pełen nadziei. Maurice Seton zniknął. Możliwe, że to tylko sztuczka reklamująca jego następny kryminał i że niebawem ujrzymy go znów wśród nas. Ale nie należy zawsze spodziewać się najgorszego.

I w rzeczy samej, nie wyglądał na przygnębionego; przycupnąwszy na stołeczku przy kominku, jak złośliwy żółw wyciągał ku płomieniom długą szyję. W młodości miał uderzająco piękną głowę o wysokich kościach policzkowych, szerokich, ruchliwych ustach i ogromnych, świetlistych szarych oczach, skrytych pod ciężkimi powiekami, ale teraz, dobiegając pięćdziesiątki, stał się własną karykaturą. Jego oczy, jeszcze większe niż niegdyś, straciły swój dawny blask i bez przerwy łzawiły, jakby wciąż szedł pod wiatr. Cofające się włosy zmatowiały i stały się szorstkie jak słoma, kości uwydatniły się pod skórą, nadając jego twarzy wygląd trupiej główki. Jedynie dłonie pozostały nie zmienione: delikatne, białe, dziewczęce dłonie o miękkiej skórze, które teraz wyciągał do ognia.

– Zaginiony, uznany za żywego – uśmiechnął się do Dalgliesha. – Autor kryminałów. Usposobienie nerwowe. Budowa lekka. Nos wąski. Wystające zęby. Włosy rzadkie. Wydatne jabłko Adama. Znalazcę uprasza się o zatrzymanie… A więc przyszliśmy do ciebie po radę, drogi chłopcze. Świeżo, jak rozumiem, po ostatnim triumfie. Czy powinniśmy zaczekać, aż Maurice się odnajdzie i udawać, że nie zauważyliśmy jego zniknięcia? A może mamy to rozegrać tak, jak on by chciał, czyli wezwać policję? W końcu, jeśli to jedynie sztuczka reklamowa, to uprzejmie będzie współpracować. Biedny Maurice potrzebuje w tych sprawach wszelkiej możliwej pomocy.

– To nie jest temat do żartów, Justinie – skarciła go surowo panna Calthrop. – I ani przez chwilę nie pomyślałam, że to sztuczka reklamowa. Gdyby tak było, nie zawracałabym głowy Adamowi właśnie teraz, kiedy spokojny, cichy urlop jest mu szczególnie potrzebny. Ależ go sprytnie złapałeś Adamie, zanim znów to zrobił! Od całej tej sprawy czuję się chora, fizycznie chora! I co się z nim teraz stanie? Potrzymają go w więzieniu przez kilka lat na koszt państwa, a potem znowu wyjdzie i zamorduje jakieś dziecko? Czyśmy wszyscy poszaleli w tym kraju? Nie wiem, czemu go litościwie nie powieszą i nie załatwią sprawy raz na zawsze.

Dalgliesh był rad, że jego twarz jest ukryta w cieniu. Po raz kolejny przypomniał sobie chwilę aresztowania. Pooley był taki mały – mały, brzydki i śmierdzący ze strachu. Rok wcześniej opuściła go żona i zapewne sam przyszył niezdarną łatę, wybrzuszoną na łokciu marynarki. Przykuwała wzrok Dalgliesha, jakby podtrzymując w nim przekonanie, że Pooley jest istotą ludzką. No cóż, bestię zamknięto w klatce i cała prasa rozpisywała się w pochwałach naszej dzielnej policji w ogóle, zaś nadinspektora Dalgliesha w szczególności. Zapewne psychiatra umiałby wyjaśnić, dlaczego czuł się skażony poczuciem winy. Nie było to dlań uczucie nowe i umiał sobie z nim radzić; w końcu, pomyślał cierpko, rzadko dokuczało mu dłużej i nigdy jeszcze nie sprawiło, aby chciał zmienić pracę. Ale niech go diabli porwą, jeśli miał zamiar omawiać sprawę Pooleya z panną Calthrop! Napotkał wzrok ciotki. Powiedziała cicho:

– Co właściwie chce pani, aby mój bratanek zrobił, panno Calthrop? Jeśli pan Seton zniknął, to czy nie jest to sprawa dla miejscowej policji?

– Ale czy istotnie? W tym rzecz! – odparła panna Calthrop, wychylając swoje amontillado, jakby to było wino kuchenne, i automatycznym ruchem wyciągając rękę po jeszcze. – Maurice mógł zniknąć w jakichś sobie tylko znanych celach, na przykład aby zebrać materiały do następnej książki. Już przedtem robił aluzje, że to będzie coś innego, że odejdzie od klasycznego kryminału. Jest bardzo sumienny i nie lubi pisać o czymś, czego sam nie doświadczył. Wszyscy to wiemy. Pamiętacie, jak zanim napisał „Morderstwo na linie”, spędził trzy miesiące w cyrku? Oczywiście, z tego wynika, że trochę mu nie dostaje twórczej wyobraźni. Ja w swoich powieściach nie ograniczam się do osobistych przeżyć.

– Z ulgą to słyszę, Celio, kochanie, wobec tego, co przeszła twoja ostatnia heroina – zauważył Justin Bryce.

Dalgliesh zapytał, kiedy ostatni raz widziano Setona. Zanim Celia Calthrop zdążyła się odezwać, przemówiła Sylvia Kedge:

– Pan Seton pojechał do Londynu w poniedziałek rano. Miał zatrzymać się w swoim klubie, to jest w Klubie Cadaver na Tavistock Sąuare. Zawsze w październiku mieszka tam przez dwa tygodnie. Woli Londyn jesienią; wtedy też wyszukuje materiały do swoich książek w klubowej bibliotece. Zabrał ze sobą małą walizkę i przenośną maszynę do pisania. Pojechał pociągiem z Halesworth. Powiedział mi, że zamierza zacząć nową książkę, coś, co miało różnić się od jego zwykłego stylu; odniosłam wrażenie, że jest tym podniecony, chociaż nigdy o tym ze mną nie mówił. Powiedział, że będzie to dla wszystkich zaskoczenie. Ustaliliśmy, że rankami będę pracować u niego w domu i że będzie dzwonił około dziesiątej, jeśli czegoś będzie chciał. Tak zwykle umawialiśmy się, kiedy jechał pracować do klubu. Pisze książkę na maszynie z podwójnym odstępem i przysyła ją do mnie na raty, a ja przepisuję ją na czysto. Potem odsyłam mu maszynopis, on robi redakcję całości, a ja przepisuję ją dla wydawcy. Oczywiście te raty nie zawsze wiążą się ze sobą; gdy jest w Londynie, lubi pisać sceny miejskie i nigdy nie wiem, co kiedy dostanę. No i zadzwonił do mnie we wtorek rano; mówił, że p przyśle mi kawałek powieści w środę wieczór; oprócz tego prosił, żebym dokonała w domu kilku drobnych napraw. Rozmawiał jak zwykle, zachowywał się całkowicie normalnie.

Panna Calthrop nie mogła się już powstrzymać.

– To bardzo nieładnie ze strony Maurice’a, że wykorzystuje cię do takich zajęć, jak cerowanie skarpetek i polerowanie sreber. Jesteś kwalifikowaną stenotypistką i po prostu się marnujesz. Bóg jeden wie, ile moich taśm czeka, abyś je przepisała. No cóż, ale to inna sprawa. Wszyscy znają mój pogląd na ten temat.

Istotnie, wszyscy go znali i może byliby bardziej skłonni się z nim zgodzić, gdyby nie podejrzenie, iż w swym oburzeniu droga Celia broni przede wszystkim własnych interesów; jeśli można było kogoś wykorzystać, uważała, że ma do tego pierwszeństwo.

Dziewczyna nie zwróciła na nią uwagi. Jej czarne oczy były wciąż utkwione w Dalglieshu, który zapytał cicho:

– Kiedy pan Seton znów się z panią skontaktował?

– Nie zrobił tego, panie Dalgliesh. Nie zadzwonił w środę, gdy pracowałam w Seton House, ale oczywiście nie zmartwiłam się. Czasami nie odzywał się całymi dniami. Dziś rano, kiedy poszłam skończyć prasowanie, zadzwonił pan Plant, gospodarz Klubu Cadaver – jego żona tam gotuje – i powiedział, że bardzo się martwią, bo pan Seton wyszedł przed kolacją we wtorek ł nie wrócił do Klubu. Jego łóżko jest nie tknięte, zostawił także ubrania i maszynę do pisania. Z początku pan Plant nie chciał podnosić alarmu. Myślał, że pan Seton nie wrócił na noc z jakiegoś powodu związanego z książką, ale kiedy następnej nocy też się nie pokazał i nie dał znać o sobie, pomyślał, że lepiej zadzwonić do domu. Nie wiedziałam, co robić. Nie mogłam skontaktować się z przyrodnim bratem pana Setona, bo ostatnio się przeprowadził i nie znam adresu. Innych krewnych nie ma. Widzi pan, nie byłam pewna, czy pan Seton chciałby, żebym podejmowała jakieś działania. Powiedziałam panu Plantowi, żebyśmy poczekali jeszcze trochę i dzwonili do siebie, gdy tylko któreś z nas czegoś się dowie. I zaraz potem, tuż przed obiadem, przyszła poczta, a w niej ten maszynopis.