Выбрать главу

Głos skończył mówić. Przez chwilę taśma jeszcze się kręciła, aż wreszcie Reckless wstał i zatrzymał magnetofon. Bez słowa schylił się i wyciągnął sznur z kontaktu. Jane Dal-gliesh także wstała, mruknęła coś do Lathama i poszła do kuchni; prawie natychmiast dobiegły Dalgliesha odgłosy puszczanej wody i szczękanie pokrywki czajnika. Co ona robi, pomyślał, nastawia obiad? Przygotowuje gościom kawę? O czym myśli? Czy teraz, gdy już jest po wszystkim, nie interesuje jej nawet ta orgia nienawiści, która zniszczyła i zakłóciła życie tylu osób, nie wyłączając jej samej? Jednego mógł być pewien: jeśli kiedyś jeszcze jego ciotka wspomni o Sylvii Kedge, na pewno nie pozwoli sobie na sentymentalne żale w rodzaju: „Gdybyśmy tylko wiedzieli! Gdybyśmy jej tylko pomogli!” Dla Jane Dalgliesh ludzie byli jacy byli i próby wpłynięcia na nich uważała za równie aroganckie i niestosowne, jak litowanie się nad nimi. Nigdy jeszcze brak zaangażowania ciotki nie uderzył go z taką mocą; nigdy jeszcze nie był tak przerażający.

Latham z wolna porzucił swą sztuczną pozę przy kominku i opadł na pusty fotel.

– Biedak! – zaśmiał się z przymusem. – Zabity z powodu wyboru koszuli nocnej! A może z powodu wyboru sypialni?

Reckless nie odpowiedział, starannie zwijając kabel od magnetofonu. Wziąwszy urządzenie pod pachę ruszył ku drzwiom, ale przy drzwiach odwrócił się do Dalgliesha.

– Wyciągnęliśmy tę przyczepę. Znaleźliśmy ją dwadzieścia metrów od miejsca, które pan zaznaczył na mapie. Kolejny szczęśliwy traf, panie Dalgliesh.

Dalgliesh wyobraził sobie tę scenę. Teraz, w porannym słońcu, przy samotnej śluzie musiało być bardzo przyjemnie; zielony spokój, zakłócany tylko przez szum dalekiej szosy, śpiew rzeki, głębokie głosy mężczyzn przeszukujących dno. A potem poszukiwany przedmiot zapewne się wynurzył, wyglądając jak gigantyczny, pasiasty kabaczek, z kadłubem w girlandach wodorostów, lśniący od kapiącego błota. Nie wątpił, że grupie utrudzonych, ciągnących go ku brzegowi policjantów wydał się bardzo mały, ale też Maurice Seton był małym mężczyzną.

Po wyjściu Recklessa Latham powiedział gniewnie:

– Muszę panu podziękować za ocalenie mi życia.

– Musi pan? Wydawało mi się, że na odwrót. W końcu to pan zrzucił ją z dachu.

– To był wypadek – padła szybka, obronna odpowiedź. – Nie chciałem, żeby spadła.

Oczywiście, że nie, pomyślał Dalgliesh. To musiał być wypadek, Latham był ostatnim człowiekiem na świecie, który potrafiłby żyć ze świadomością, że zabił kobietę, nawet w samoobronie. No cóż, jeśli miał tak o tym myśleć, równie dobrze mógł zacząć od razu. A w ogóle, jakie to miało, do cholery, znaczenie? Chciał, żeby Latham już sobie poszedł. Sama myśl o wyrazach wdzięczności była dlań idiotyczna i krępująca, poza tym zbyt wielkie czuł zmęczenie, aby cieszyć się na pogawędkę przy śniadaniu. Jednak musiał się dowiedzieć czegoś jeszcze.

– Ciekaw jestem, co sprawiło, że poszedł pan wczoraj do Tanner’s Cottage. Widział ich pan razem – Digby’ego i pannę Kedge?

Dwie prostokątne koperty lśniły bielą na tle szarej kamiennej ściany nad kominkiem. Niebawem będzie musiał otworzyć list Deborah. To upokarzające i śmieszne, to pragnienie, aby wrzucić go do ognia nie czytając, jakby jednym gestem można było rozprawić się z przeszłością. Usłyszał, że Latham mówi:

– Oczywiście. Pierwszego wieczora po przyjeździe. Skłamałem, co do czasu – dotarłem tu po szóstej. Zaraz potem poszedłem na spacer wzdłuż klifu i zobaczyłem dwie postacie z łódką. Rozpoznałem Sylvię, wydawało mi się też, że drugi człowiek to Seton, ale nie byłem pewien. Było za ciemno, by dokładnie zobaczyć, co robią, ale wyraźnie widziałem, że spuszczają łódkę na wodę. Nie wiedziałem tylko, co to za tłumok na dnie, ale później domyśliłem się, oczywiście. Nie przejąłem się; jeśli o mnie chodzi, Maurice na to zasłużył. Jak pan najwyraźniej odgadł, Dorothy Seton przysłała mi ten ostatni list, który do niej napisał, pewnie chciała, bym ją pomścił. Obawiam się, że pomyliła się co do mnie; zbyt często widziałem, jak drugorzędni aktorzy wygłupiają się w tej roli, bym miał teraz sam w niej wystąpić. Nie miałem obiekcji, aby ktoś inny zrobił to za mnie, ale kiedy Digby został zamordowany, stwierdziłem, że pora się dowiedzieć, co u licha ta Kedge zamierza. Celia powiedziała, że Sylvia chciała widzieć się z Recklessem dziś rano i pomyślałem, że roztropnie będzie, jeśli pierwszy z nią pogadam.

Daremnie było dowodzić, że gdyby Latham przemówił wcześniej, zapewne ocaliłby życie Digby’emu. Czy to w końcu takie pewne? Mordercy mieli gotowe wyjaśnienie: zakład z Setonem, który tak strasznie się skończył, panika, gdy odkryli martwe ciało, obcięcie dłoni jako próba zatarcia śladów. Czy bez tego wyznania dałoby się udowodnić, że Maurice Seton nie umarł w sposób naturalny?

Ujął list Deborah pomiędzy lewy kciuk i sztywno obandażowaną dłoń, próbując wsunąć czubki palców prawej ręki pod klapkę, jednak mocny papier stawiał opór.

– Niechże pan to da! – zawołał Latham niecierpliwie. W jego długich, poplamionych tytoniem palcach koperta rozdarła się bez trudu.

– Proszę nie zwracać na mnie uwagi – powiedział, wręczając ją Dalglieshowi.

– W porządku – odparł Dalgliesh – wiem, co to jest, mogę poczekać.

Ale mówiąc te słowa, już rozkładał kartkę. Zawierała tylko osiem wierszy; nawet w listach miłosnych Deborah nie była wylewna, tu jednak jej powściągliwość graniczyła z brutalnością. A czemuż by nie? Stali wobec zasadniczego ludzkiego dylematu: albo prowadzi się wspólne życie, z trudem pokonując przeszkody, albo załatwia się z nim w ośmiu linijkach. Przyłapał się na tym, że liczy wiersze, słowa, z nienaturalnym zainteresowaniem bada odstępy między wyrazami, szczegóły pisma. Postanowiła przyjąć propozycję nowojorskiego oddziału swojej firmy. Nie może już znieść wyczekiwania na obrzeżach jego życia, aż on podejmie decyzję. Wątpiła, czy jeszcze się kiedyś zobaczą. Tak będzie lepiej dla nich obojga.

Zdania trąciły konwencją, wręcz banałem, pożegnanie pozbawione było werwy i oryginalności, a nawet godności. Jeśli pisała je z bólem, to w jej pewnym, zamaszystym piśmie nie było po nim śladu.

W tle słyszał wysoki, arogancki głos Lathama, który mówił coś o szpitalu w Ipswich i prześwietleniu czaszki, sugerował, aby Dalgliesh z nim pojechał i dał sobie zbadać ręce, rozważał podatek, jaki będzie musiała zapłacić Celia, zanim dorwie się do fortuny Setona i z niezręcznością uczniaka usiłował raz jeszcze wytłumaczyć się ze spowodowania śmierci Sylvii Kedge. Dalgliesh odwrócił się doń plecami i wziąwszy swój własny list z kominka, złożył razem obie koperty, niecierpliwie próbując je przedrzeć; były jednak za grube i wreszcie musiał wrzucić je całe do ognia. Paliły się długo, każda kartka oddzielnie zajmowała się ogniem, zwijała i czerniała, zaś atrament bladł, tak że w końcu ujrzał swoje własne strofy, srebrne na czarnym tle; nie chciały umrzeć, on zaś nawet nie mógł złapać pogrzebacza, aby rozbić je w proch.

P D James

***