Выбрать главу

Z czasem pustki w męskiej toalecie na czterdziestym czwartym piętrze stały się nazbyt widoczne. Zaglądało tam niekiedy dwóch czy trzech roztargnionych albo wiceprezes. Domyślam się, że właśnie ten ostatni zirytował się tym faktem i powiadomił władze.

Musiał to być dla dyrekcji prawdziwy problem taktyczny: jakkolwiek nawykli do manipulowania ludźmi, możni przedsiębiorstwa nie mogli jednak nakazać swoim urzędnikom, by ci załatwiali swoje potrzeby na własnym piętrze, a nie piętro niżej; nie mogli też tolerować tego aktu sabotażu. Należało jakoś zareagować. Ale jak?

Oczywiście odpowiedzialność za tę hańbę spadła na mnie. Fubuki wtargnęła do gineceum i patrząc na mnie groźnie, oznajmiła:

– Tak dłużej być nie może. Kolejny raz przeszkadza pani otoczeniu.

– Co znowu zrobiłam?

– Dobrze pani wie.

– Przysięgam, że nie wiem.

– Nie zauważyła pani, że panowie starają się nie korzystać z toalety na czterdziestym czwartym piętrze? Tracą czas, żeby chodzić na inne poziomy. Pani obecność ich krępuje.

– Rozumiem. Ale, jak pani wiadomo, nie jestem tu z własnej inicjatywy.

– Arogantka! Gdyby umiała pani zachować się z godnością, nie doszłoby do takiej sytuacji.

– Nie rozumiem, co ma tutaj do rzeczy moja godność.

– Jeśli patrzy pani na mężczyzn, którzy wchodzą do ustępu, tak samo jak na mnie, ich zachowanie łatwo można wytłumaczyć.

Parsknęłam śmiechem:

– Może być pani spokojna, w ogóle na nich nie patrzę.

– Dlaczego więc nie czują się swobodnie?

– To normalne. Sama obecność osoby płci przeciwnej działa na nich onieśmielająco.

– To czemu nie wyciąga pani z tego wniosków?

– Jakie wnioski mam z tego wyciągnąć?

– Że nie powinna pani tam przebywać!

Twarz mi się rozpromieniła.

– Jestem zwolniona z funkcji w toalecie dla panów? Och, dziękuję!

– Tego nie powiedziałam!

– W takim razie nie rozumiem.

– No więc, kiedy wchodzi mężczyzna, pani wychodzi. Czeka pani, aż on wyjdzie, po czym pani wraca.

– Dobrze, ale kiedy jestem w damskiej toalecie, skąd mogę wiedzieć, czy ktoś jest w męskiej. Chyba że…

– Co?

Przybrałam maksymalnie głupią i błogą minę.

– Mam pomysł! Wystarczy zainstalować w męskim klozecie kamerę z monitorem kontrolnym u pań. W ten sposób będę wiedziała, kiedy mogę tam wejść!

Fubuki spojrzała na mnie skonsternowana.

– Kamera w męskiej toalecie? Zdarza się pani czasem pomyśleć, zanim pani coś powie?

– Jeżeli panowie nie będą o tym wiedzieli! – ciągnęłam naiwnie.

– Ani słowa więcej! Jest pani idiotką!

– Oby tak było. Bo proszę sobie wyobrazić, że dała pani to stanowisko komuś inteligentnemu!

– Jakim prawem pani mi odpowiada?

– A co ryzykuję? Nie może mnie już pani bardziej zdegradować.

Posunęłam się za daleko. Przez chwilę miałam wrażenie, że moja zwierzchniczka dostanie zawału. Przeszyła mnie wzrokiem.

– Radzę uważać! Nie wie pani, co może panią spotkać.

– Chętnie się dowiem.

– Niech pani uważa. I znajdzie sposób, żeby opuszczać męską toaletę, kiedy ktoś tam wchodzi.

Wyszła. Zastanawiałam się, czy jej groźba jest realna, czy tylko blefuje.

Dostosowałam się do nowego zalecenia, zadowolona, że będę rzadziej przebywać w miejscu, gdzie w ciągu dwóch miesięcy miałam wątpliwy przywilej przekonać się, że samiec japoński nie jest ani trochę dystyngowany. O ile Japonka żyła w ciągłym strachu przed najsłabszym odgłosem, jaki mogłoby wydać jej ciało, o tyle Japończyk w ogóle się takimi drobiazgami nie przejmował.

Bywałam tam rzadziej, stwierdziłam jednak, że urzędnicy z działu produktów mlecznych nadal nie odwiedzali swojego przybytku na czterdziestym czwartym piętrze: pod wpływem szefa ich bojkot trwał. Chwała niech będzie za to panu Tenshi.

Albowiem, od czasu mojej nominacji, wyprawa do ustępu w przedsiębiorstwie stała się aktem politycznym.

Mężczyzna, który chodził jeszcze do toalety na czterdziestym czwartym piętrze, dawał do zrozumienia: „Jestem absolutnie podporządkowany władzy i jest mi obojętne, że upokarza się cudzoziemców. Dla tych ostatnich zresztą nie ma miejsca w Yumimoto”.

Ten, kto z niej nie korzystał, wyrażał taką opinię: „To, że szanuję przełożonych, nie przeszkadza mi krytycznie oceniać niektórych ich decyzji. Poza tym myślę, że Yumimoto postąpiłoby rozsądnie, zatrudniając cudzoziemców na kilku odpowiedzialnych stanowiskach, gdzie mogliby nam się przydać”.

Nigdy dotąd wygódka nie była miejscem debaty ideologicznej na tak poważny temat.

W każdym życiu zdarza się traumatyczny dzień, który dzieli je na to, co było przedtem, i to, co było potem, i którego wspomnienie, nawet najbardziej przelotne, budzi w człowieku irracjonalny, paraliżujący i zwierzęcy strach.

Damska toaleta firmy była cudowna, ponieważ znajdowało się w niej duże okno. Było to w moim świecie niezwykle ważne miejsce: całymi godzinami wystawałam przy nim z czołem przytkniętym do szyby i wyobrażałam sobie, że rzucam się w otchłań. Widziałam, jak moje ciało leci w dół, upajałam się tym spadaniem aż do zawrotu głowy. Dzięki temu mogę oświadczyć, że na swoim stanowisku nie nudziłam się ani przez minutę.

Byłam właśnie w trakcie rzucania się przez okno, gdy wybuchł nowy dramat. Usłyszałam otwierające się za moimi plecami drzwi. Mogła to być tylko Fubuki; nie był to jednak szybki i czysty dźwięk, z jakim zwykła wkraczać moja oprawczyni. Zabrzmiało to tak, jakby drzwi zostały wyważone. A odgłos kroków nie był stukotem szpilek, lecz ciężkim i gwałtownym stąpaniem rozochoconego yeti.

Wszystko to stało się tak szybko, że ledwie miałam czas się odwrócić, by zobaczyć, jak naciera na mnie zwaliste cielsko wiceprezesa.

Ułamek sekundy osłupienia („O, nieba! Mężczyzna – o ile ta kupa sadła mogła być mężczyzną – u pań!”), a potem nieskończona panika.

Złapał mnie jak King Kong blondyneczkę i wyciągnął na korytarz. Byłam zabawką w jego rękach. Mój strach sięgnął szczytu, kiedy zorientowałam się, że wlecze mnie do męskiej toalety.

Przypomniały mi się groźby Fubuki: „Nie wie pani, co może panią spotkać”. Nie blefowała. Zapłacę za swoje grzechy. Serce zamarło mi w piersi. Mózg zaczął spisywać testament.

Pamiętam, że pomyślałam: Zgwałci cię i zabije. Tak, ale w jakiej kolejności? Oby najpierw zabił!

Jakiś człowiek mył ręce nad umywalką. Niestety, obecność osoby trzeciej w niczym nie zmieniła zamiarów pana Omochi. Otworzył drzwi jednej z kabin i rzucił mnie na kibel.

Wybiła twoja godzina – pomyślałam.

Zaczął konwulsyjnie wykrzykiwać trzy sylaby. Moje przerażenie było tak wielkie, że nic nie rozumiałam: myślałam, że chodzi o jakiś odpowiednik okrzyku kamikaze „banzaj!”, dostosowany do konkretnego przypadku przemocy seksualnej.

Z pianą na ustach wciąż wykrzykiwał te trzy dźwięki. Nagle doznałam olśnienia i udało mi się rozszyfrować jego wrzaski:

– No pepa! No pepa!

Co w narzeczu japońsko-amerykańskim znaczy:

„No paper! No paper!”.

Wiceprezes wybrał więc ten taktowny sposób, by poinformować mnie, że w przybytku zabrakło papieru.