Выбрать главу

Ten natychmiast wezwał mnie do siebie:

– Przejrzałem kopie, które wczoraj zostawiła mi pani na stoliku. Stwierdziłem pewne postępy, ale praca wciąż jeszcze nie jest doskonała. Proszę to powtórzyć.

I wrzucił plik do kosza.

Schyliłam głowę i wyszłam. Z trudem powstrzymywałam się od śmiechu.

Pan Tenshi przyszedł do mnie, kiedy stałam przy powielaczu. Pogratulował mi z całą serdecznością, na jaką pozwalały mu jego pełna szacunku uprzejmość i rezerwa:

– Pani raport jest znakomity i napisała go pani w nadzwyczajnym tempie. Czy chciałaby pani, żebym na zebraniu wspomniał, kto jest jego autorem?

– W żadnym razie, panie Tenshi. Zaszkodziłoby to zarówno panu, jak i mnie.

– Ma pani rację. Mógłbym jednak, podczas najbliższych zebrań, zasugerować panom Saito i Omochi, że byłaby pani dla mnie użyteczna. Sądzi pani, że pan Saito miałby mi to za złe?

– Wręcz przeciwnie. Proszę spojrzeć na te stosy niepotrzebnych kopii, które każe mi wykonywać po to tylko, żebym mu zeszła z oczu: jasne jest, że chce się mnie pozbyć. Będzie zachwycony, że dostarcza mu pan okazji; nie może mnie ścierpieć.

– Więc nie poczuje się pani dotknięta, jeśli przypiszę sobie autorstwo pani raportu?

Byłam oszołomiona jego zachowaniem: nie musiał okazywać tylu względów nędznemu pionkowi, jakim byłam.

– Ależ panie Tenshi, to dla mnie wielki zaszczyt, że pragnie pan je sobie przypisać.

Rozstaliśmy się z najwyższym obopólnym szacunkiem. Z ufnością pomyślałam o przyszłości. Wkrótce skończą się absurdalne szykany pana Saito, praca przy powielaczu i zakaz używania mojego drugiego języka.

Dramat wybuchł kilka dni później. Zostałam wezwana do gabinetu pana Omochi: udałam się tam bez cienia lęku, nie wiedząc, czego ode mnie chce.

Kiedy weszłam do jaskini wiceprezesa, zobaczyłam siedzącego na krześle pana Tenshi. Zwrócił ku mnie twarz i uśmiechnął się: był to najbardziej przepojony człowieczeństwem uśmiech, jaki zdarzyło mi się widzieć. Zawierał w sobie przekaz: „Czeka nas straszna przeprawa, ale przeżyjemy ją razem”.

Myślałam, że wiem, co to jest opieprz. To, czego doświadczyłam, uświadomiło mi moją ignorancję. Razem z panem Tenshi wysłuchaliśmy bezsensownych wrzasków. Wciąż jeszcze zastanawiam się, co było gorsze: treść czy forma.

Treść była nieprawdopodobnie obraźliwa. Mój towarzysz niedoli i ja zostaliśmy obrzuceni najgorszymi wyzwiskami: byliśmy zdrajcami, ofermami, żmijami, łotrami i – szczyt obelgi – indywidualistami.

Forma tłumaczyła liczne aspekty japońskiej Historii: żeby ustały te ohydne wrzaski, gotowa byłam na najgorsze – napaść na Mandżurię, prześladować tysiące Chińczyków, popełnić samobójstwo w imieniu Cesarza, rzucić mój samolot na amerykański krążownik, może nawet pracować dla dwóch przedsiębiorstw Yumimoto.

Największą przykrość sprawiało mi patrzenie, jak mój dobroczyńca jest z mojej winy upokarzany. Pan Tenshi był człowiekiem inteligentnym i sumiennym: poważnie się dla mnie naraził, w pełni świadom tego, co robi. Nie kierował się żadnym osobistym interesem: powodował nim czysty altruizm. W zamian za jego dobroć mieszano go z błotem.

Próbowałam brać z niego przykład: spuszczał głowę i przepisowo pochylał ramiona. Jego twarz wyrażała uległość i wstyd. Naśladowałam go. Aż nadszedł moment, kiedy grubas zagrzmiał:

– Pana jedynym celem zawsze było sabotowanie firmy!

Przez głowę przeleciało mi błyskawicznie: nie można dopuścić, żeby ten incydent zaszkodził przyszłemu awansowi mojego anioła stróża. Rzuciłam się w grzmiący strumień krzyków wiceprezesa:

– Pan Tenshi nie chciał sabotować firmy. To ja go błagałam, żeby powierzył mi jakąś sprawę. Tylko ja jestem za to odpowiedzialna.

Zdążyłam jedynie zobaczyć, jak mój towarzysz niedoli posyła mi wystraszone spojrzenie. W jego oczach wyczytałam: „Niech pani milczy, na litość boską!” – niestety, było już za późno.

Pan Omochi stał chwilę z otwartymi ustami, po czym zbliżył się do mnie i ryknął mi prosto w twarz:

– Pani ośmiela się bronić!

– Przeciwnie, obciążam się, biorę na siebie całą winę. To mnie i tylko mnie należy ukarać.

– Pani ośmiela się bronić tej żmii!

– Pan Tenshi nie potrzebuje obrony. Pana zarzuty wobec niego są nieprawdziwe.

Zobaczyłam, jak mój dobroczyńca zamyka oczy i pojęłam, że to, co powiedziałam, jest nie do naprawienia.

– Pani ośmiela się twierdzić, że moje słowa są nieprawdziwe? Pani niegrzeczność przechodzi wszelkie granice!

– Nigdy nie ośmieliłabym się twierdzić czegoś podobnego. Myślę tylko, że pan Tenshi powiedział panu rzeczy niezgodne z prawdą, żeby mnie usprawiedliwić.

Z miną człowieka przekonanego, że nic gorszego nie może się już zdarzyć, mój towarzysz niedoli odezwał się. W jego głosie brzmiała najwyższa skrucha:

– Błagam, niech pan się na nią nie gniewa, ona nie wie, co mówi, jest Zachodnioeuropejką, jest młoda, nie ma żadnego doświadczenia. Popełniłem niewybaczalny błąd. Mój wstyd nie ma granic.

– Faktycznie, nic pana nie tłumaczy! – wydarł się grubas.

– Wielka jest moja wina, muszę jednak podkreślić doskonałość raportu Amélie-san i nadzwyczajną szybkość, z jaką go napisała.

– Nie w tym rzecz! Tę pracę powinien wykonać pan Saitama!

– Był w podróży służbowej.

– Należało poczekać, aż wróci.

– To nowe masło o obniżonej zawartości tłuszczu na pewno interesuje także innych. Zanim pan Saitama wróci z podróży i napisze raport, ktoś może nas wyprzedzić.

– Czy mam rozumieć, że kwestionuje pan jakość pracy pana Saitamy?

– W żadnym wypadku. Ale pan Saitama nie mówi po francusku i nie zna Belgii. Sprawiłoby mu to znacznie większą trudność niż Amélie-san.

– Niech pan zamilknie. Ten ohydny pragmatyzm godny jest człowieka Zachodu.

Uznałam za lekką przesadę, że mówi to bezczelnie tuż pod moim nosem.

– Proszę mi wybaczyć zachodni brak godności. Popełniliśmy błąd, niech będzie. Można by jednak z naszego występku wyciągnąć jakąś korzyść…

Pan Omochi ruszył ku mnie z miną tak przerażającą, że nie dokończyłam zdania.

– Panią natomiast uprzedzam: to był pani pierwszy i ostatni raport. Postawiła się pani w bardzo niekorzystnej sytuacji. A teraz proszę zejść mi z oczu!

Nie trzeba mi było krzyczeć tego dwa razy. W korytarzu doszły mnie jeszcze ryki góry mięsa i pełne skruchy milczenie ofiary. Potem drzwi otworzyły się i dołączył do mnie pan Tenshi. Razem poszliśmy do kuchni, zdruzgotani obelgami, których musieliśmy wysłuchać.

– Przepraszam, że wciągnąłem panią w tę aferę – powiedział wreszcie pan Tenshi.

– Błagam, panie Tenshi, niech mnie pan nie przeprasza! Do końca życia będę panu wdzięczna. Jest pan tutaj jedyną osobą, która dała mi szansę. Postąpił pan odważnie i wspaniałomyślnie. Wiedziałam to już na początku, wiem to jeszcze lepiej teraz, kiedy przekonałam się, ile to pana kosztowało. Przecenił ich pan: nie należało mówić, że raport jest mój.

Spojrzał na mnie ze zdumieniem:

– Ja tego nie powiedziałem. Proszę przypomnieć sobie naszą rozmowę: miałem zamiar porozmawiać o tym na samej górze, z panem Hanedą, dyskretnie: to była jedyna szansa, żeby coś osiągnąć. Powiedzenie tego panu Omochi musiało skończyć się katastrofą.

– A więc to pan Saito doniósł o tym wiceprezesowi? Co za świnia, co za kretyn; mógł się mnie pozbyć, zapewniając mi szczęście, ale nie, musiał…

– Proszę nie mówić źle o panu Saito. Jest lepszy niż pani sądzi. I to nie on nas zadenuncjował. Widziałem bilecik na biurku pana Omochi, wiem, kto go napisał.

– Pan Saitama?

– Nie. Naprawdę mam pani powiedzieć?

– Koniecznie!

Westchnął:

– Bilecik podpisany był przez pannę Mori.

Dostałam obuchem w głowę:

– Fubuki? To niemożliwe. Mój towarzysz niedoli milczał.

– Nie wierzę! – mówiłam dalej. – Na pewno ten tchórz Saito kazał jej to napisać; nie ma odwagi sam donosić, tylko wysyła pracowników!

– Myli się pani co do pana Saito: jest sztywny, zakompleksiony, trochę ograniczony, ale nie jest złośliwy. Nigdy nie wydałby nas na pastwę wiceprezesa.

– Fubuki nie byłaby zdolna do czegoś takiego!

Pan Tenshi poprzestał na ponownym westchnieniu.

– Czemu miałaby coś takiego zrobić? Nienawidzi pana?

– Och, nie. Nie zrobiła tego przeciwko mnie. Ta sprawa szkodzi przede wszystkim pani. Ja nic na tym nie tracę. Pani traci szanse awansu na bardzo, bardzo długo.

– Nie rozumiem! Zawsze okazywała mi przyjaźń.

– Tak. Dopóki pani zadania polegały na ustawianiu kalendarzy i powielaniu regulaminu klubu golfowego.

– Nie myślała chyba, że chcę zająć jej miejsce!

– Oczywiście. Nigdy się tego nie obawiała.

– W takim razie dlaczego na mnie doniosła? Co jej szkodziło, że będę pracować dla pana?

– Panna Mori czekała latami, zanim otrzymała swoje obecne stanowisko. Pewnie nie mogła pogodzić się z myślą, że pani dostanie taki awans po dziesięciu tygodniach w firmie Yumimoto.

– Nie mogę w to uwierzyć. To byłoby z jej strony wyjątkowo podłe.

– Mogę tylko pani powiedzieć, że naprawdę bardzo się nacierpiała w pierwszych latach pracy tutaj.

– A teraz chce, żeby i mnie spotkał taki sam los! To żałosne. Muszę z nią porozmawiać.

– Naprawdę tak pani uważa?

– Oczywiście. Jak sprawy mogą się ułożyć, jeśli o tym nie porozmawiamy?

– Przed chwilą rozmawiała pani z panem Omochi, kiedy obsypywał nas obelgami. Ma pani wrażenie, że dzięki temu sprawy się ułożyły?

– Jedno jest pewne: jeśli o tym nie porozmawiamy, stracimy wszelkie szanse na rozwiązanie problemu.

– Przeciwnie. Jeśli porozmawiacie, istnieje znaczne ryzyko, że sytuacja się pogorszy.

– Proszę się nie obawiać, nie mam zamiaru pana w to mieszać. Ale muszę porozmawiać z Fubuki. W przeciwnym razie oszaleję.