— Zupełnie?
PRZYKRO MI.
— Wyrzucili mnie? Jak te nieszczęsne króliki i wielkie lepkie kapanie?
TAK.
— Nawet ten fragment, kiedy dmę w trąbę?
O TAK.
— Jesteś pewien?
ZAWSZE.
— Ale jesteś Śmiercią, a to jest Apokalipsa, zgadza się? — Anioł wyglądał żałośnie. — A zatem…
NIESTETY JEDNAK, TY NIE JESTEŚ JUŻ FORMALNIE ELEMENTEM PROCESU.
Kątem umysłu Śmierć obserwował Audytora. Audytorzy zawsze słuchali, jak inni mówią. Im więcej mówili, tym bliższa powszechnej zgody była każda decyzja, a zatem mniejsza odpowiedzialność spadała na każdego z osobna. Ale ten Audytor zdradzał oznaki zniecierpliwienia i irytacji…
Emocje. A emocje czynią żywym… Śmierć wiedział, jak sobie radzić z żywymi.
Anioł rozejrzał się po wszechświecie.
— Więc co ja niby mam teraz robić? — jęknął. — Na to przecież czekałem! Od tysięcy lat! — Spojrzał na żelazną księgę. — Tysięcy głupich, nudnych, zmarnowanych lat… — wymamrotał.
Skończyliście już? — spytał Audytor.
— Jedna wielka scena. To wszystko, co miałem. To był mój cel. Czekasz, ćwiczysz… a potem nagle się wycinają, bo siarka wyszła z mody? — Anioł był rozgoryczony. — Oczywiście nikt mnie nawet nie uprzedził…
Spojrzał zniechęcony na pordzewiałe stronice.
— Następny powinien być Zaraza — mruknął.
— Czyżbym się spóźnił? — zabrzmiał głos wśród nocy.
Koń podbiegł bliżej. Lśnił niezdrowo niczym zajęta gangreną rana, zanim cyrulik czy chirurg zostanie wezwany z piłą.
MYŚLAŁEM, ŻE NIE PRZYJDZIESZ, zdziwił się Śmierć.
— Nie zamierzałem — przesączył się głos Zarazy. — Ale ludzie mają takie ciekawe choroby. Chciałbym też zobaczyć, jak się rozwinie dziczek. — Jedno zaropiałe oko mrugnęło porozumiewawczo do Śmierci.
— Chodziło ci o świnkę? — upewnił się anioł.
— Niestety, o dziczka. Ludzie stają się bardzo niedbali przy tych biosztuczkach. Mówimy tu o czyrakach, które naprawdę szczypią.
Was dwóch nie wystarczy! — warknął Audytor.
Z ciemności wybiegł truchtem koń. Niektóre stojaki na talerze mają na sobie więcej ciała.
— Zastanawiałem się — zabrzmiał głos. — Może jednak znajdzie się coś, o co warto walczyć.
Zaraza się obejrzał.
— Na przykład…?
— Kanapki z sosem majonezowym. Nie do pobicia. Ten posmak dozwolonych emulgatorów… Cudowne.
— Aha… Czyli ty jesteś Głód — stwierdził Anioł Żelaznej Księgi. Znów zaczął przerzucać ciężkie kartki.
Co, co, co to za bzdura z tym sosem majonezowym?![18] — wrzeszczał Audytor.
Gniew, pomyślał Śmierć. Potężna emocja.
— Czy ja lubię sos majonezowy? — odezwał się kolejny głos w ciemności.
A inny, kobiecy, odpowiedział:
— Nie, kochanie. Dostajesz od niego wysypki.
Koń Wojny był potężny, czerwony, z łęku jego siodła wisiały głowy poległych wojowników. Z tyłu trzymała się męża pani Wojnowa.
— Wszyscy czterej! No proszę… — ucieszył się Anioł Żelaznej Księgi. — To tyle, jeśli chodzi o synod w Ee!
Wojna miał szyję owiniętą wełnianym szalikiem. Patrzył z zakłopotaniem na pozostałych Jeźdźców.
— Ma się nie przemęczać — uprzedziła surowo pani Wojnowa. — I nie pozwalajcie mu robić nic niebezpiecznego. Nie jest już taki silny, jak mu się wydaje. I łatwo traci orientację.
Czyli mamy już cały zespół, rzekł Audytor.
POCZUCIE WYŻSZOŚCI, zauważył Śmierć. I ZADOWOLENIE Z SIEBIE.
Znowu brzęknęły metalowe kartki. Anioł Żelaznej Księgi miał zakłopotaną minę.
— Szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, żeby to stwierdzenie było całkowicie poprawne…
Nikt nie zwracał na niego uwagi.
No to zaczynajcie tę swoją małą pantomimę, rzucił Audytor.
A teraz ironia i sarkazm, pomyślał Śmierć. Pewnie przechwytują emocje od tych, którzy są na dole, w świecie. Wszystkie te drobne elementy, które razem tworzą… osobowość.
Spojrzał najeźdźców. Zauważyli to. Głód i Zaraza niemal niedostrzegalnie skinęli głowami.
Wojna odwrócił się w siodle do żony.
— W tej chwili, moja droga, orientuję się doskonale. Czy zechciałabyś zsiąść, jeśli wolno prosić?
— Przypomnij sobie, co się stało, kiedy… — zaczęła pani Wojnowa.
— Natychmiast, moja droga — przerwał jej Wojna i tym razem jego głos, choć wciąż spokojny i uprzejmy, niósł echa stali i spiżu.
— Ale… Och! — Pani Wojnowa zmieszała się nagle. — Tak właśnie zwykle mówiłeś, kiedy…
Urwała, na chwilę zarumieniła się radośnie i zsunęła z siodła.
Wojna skinął Śmierci.
A teraz musicie wszyscy wyruszyć, by nieść grozę, zniszczenie i tak dalej, i temu podobne, stwierdził Audytor. Zgadza się”?
Śmierć przytaknął. Unosząc się ponad nim, Anioł Żelaznej Księgi z brzękiem przerzucał kartki tam i z powrotem, szukając właściwego fragmentu.
DOKŁADNIE. TYLE ŻE, dodał Śmierć, sięgając po miecz, CHOĆ ISTOTNIE MUSIMY WYRUSZYĆ, NIGDZIE NIE JEST NAPISANE, PRZECIWKO KOMU.
Co masz na myśli? — syknął Audytor, ale teraz w jego głosie zabrzmiał lęk. Nie rozumiał, co się dzieje.
Śmierć się uśmiechnął. Aby się bać, trzeba mieć jakieś „ja”. Nie pozwólcie, żeby cokolwiek mi się przydarzyło — taka jest pieśń strachu.
— Ma na myśli to — rzekł Wojna — że poprosił nas wszystkich, byśmy się zastanowili, po czyjej stronie naprawdę jesteśmy.
Cztery miecze wysunęły się z pochew, a ich ostrza zajaśniały jak płomień. Cztery konie ruszyły galopem.
Anioł Żelaznej Księgi spojrzał na panią Wojnową.
— Przepraszam — powiedział. — Ma pani może ołówek?
Susan wyjrzała za róg na ulicę Rzemieślników i jęknęła.
— Pełno ich tam… i chyba wszyscy poszaleli.
Unity także spojrzała.
— Nie. Wcale nie poszaleli. Są Audytorami. Wykonują pomiary, szacują i standaryzują tam, gdzie to konieczne.
— Wyjmują teraz płyty chodnikowe!
— Tak. Dlatego, jak podejrzewam, że mają niewłaściwe wymiary. Nie lubimy nieregularności.
— Jaki, do wszystkich demonów, jest właściwy wymiar dla kamiennej płyty?
— Dowolny, który nie jest wymiarem przeciętnym. Przykro mi.
Powietrze wokół Susan rozbłysło błękitem. Przez moment widziała ludzką postać, przejrzystą i obracającą się wolno. Po chwili postać znów zniknęła.
Ale głos w uchu Susan, naprawdę w uchu, powiedział: Już prawie dostatecznie silny… Czy zdołasz się przedostać na koniec ulicy ?
— Tak. Jesteś pewien? Poprzednio nic nie mogłeś zrobić z tym zegarem.
Poprzednio to nie byłem ja.
Poruszenie w górze kazało Susan unieść wzrok. Błyskawica, stojąca sztywno nad martwym miastem, teraz zniknęła. Chmury przetaczały się niby wlany do wody atrament. Wewnątrz nich widziała błyski czerwieni i siarkowej żółci.
Czterej Jeźdźcy walczą z innymi Audytorami, wyjaśnił Lobsang.
18
Jeśli mieszkacie w kraju, gdzie tradycja nakazuje użycie majonezu, nie pytajcie. Po prostu nie pytajcie.