Pytanie Patrycji zawisło w powietrzu, gdyż Cassi nawet nie próbowała na nie odpowiedzieć. Zaczęła się zastanawiać nad tym, jaką jest żoną dla swojego męża.
– Powinnaś natychmiast opuścić ten pokój – syknęła Patrycja. Cassi nie sprzeciwiła się. Ze zwieszoną głową szła posłusznie za teściową. Nie spoglądając za siebie zeszła po schodach i skierowała się do kuchni. Trzasnęły frontowe drzwi – to wyszła Patrycja. Ta kobieta wszystko powie Thomasowi!
Spojrzała z niesmakiem na kolację, pozostawioną dla niej na kuchence. Po zastrzyku z insuliny powinna była coś zjeść. Zmusiła się do zjedzenia nie odgrzanego posiłku, przeszukując w myślach gabinet Thomasa. Gdy już została schwytana na gorącym uczynku, nie musi się niczego więcej obawiać. Może szukać dalej.
Istniało co prawda prawdopodobieństwo wcześniejszego powrotu Thomasa, ale tym razem postanowiła uważnie nasłuchiwać, czy nie nadjeżdża jego porsche. Zasłoni też okna ciężkimi storami i skorzysta z latarki jak prawdziwy włamywacz.
Znalazłszy się znowu w gabinecie Thomasa, skierowała się najpierw do biurka. Postanowiła przeszukać po kolei wszystkie szuflady. Nie musiała długo szukać: już w drugiej bocznej szufladzie, w pudełku za papeterią, znalazła całą kolekcję plastykowych buteleczek; niektóre były puste, inne jeszcze pełne. Wszystkie lekarstwa zostały przepisane przez tego samego lekarza, Allana Baxtera, w ciągu ostatnich trzech miesięcy.
Oprócz deksedryny Cassi znalazła dwa inne rodzaje pigułek – wzięła próbki. Wypełniła puste miejsca w pudełku i zamknęła szufladę. Zgasiła latarkę, rozsunęła story i szybko wyszła z gabinetu. Gdy znalazła się w swoim pokoju, porównała znalezione pigułki z rycinami w książce. – O Boże! – wykrzyknęła głośno, gdy przekonała się, że jej podejrzenia były uzasadnione. – Deksedryna, środek na wyczerpanie – to jedno, ale percodan i talwin – to już zupełnie inna sprawa.
Po raz drugi tego dnia Cassi rozpłakała się. Tym razem nawet nie próbowała wstrzymywać łez: rzuciła się na łóżko i szlochała bez opamiętania.
Przygoda miłosna z Laurą nie powstrzymała Thomasa przed randką z Doris. By zawiedziony, że planowana operacja nie mogła się odbyć. Jego pacjent przebył drugi atak serca. Mimo to postanowił nie psuć sobie reszty nocy długim powrotem do domu.
Doris wpuściła go natychmiast po naciśnięciu dzwonka. Gdy znalazł się już na piętrze, zdziwił się, że Doris ostrożnie wygląda przez uchylone drzwi, zanim je szeroko otworzyła. Gdy ją zobaczył, zrozumiał dlaczego. Doris miała na sobie jedynie przezroczysty czarny gorsecik, który zakrywał nie więcej niż skąpy kostium kąpielowy.
– Zrobiłam ci drinka – powiedziała wręczając Thomasowi szklaneczkę i obejmując go, zanim jeszcze zdążył zdjąć z siebie płaszcz.
Thomas trzymając w jednej ręce szklaneczkę, umieścił drugą na tyłeczku Doris. Lampa naftowa w stylu skandynawskim napełniała pokój ciepłym, złotym blaskiem. Stolik był nakryty do kolacji; obok stała otwarta butelka wina.
Kiedy Doris wycofała się do kuchni, Thomas zatelefonował do szpitala. Dyżurującej informatorce pozostawił numer telefonu Doris, z zastrzeżeniem jednak, że wolno jej go udostępnić tylko w razie absolutnej konieczności. W razie gdyby miała jakiekolwiek wątpliwości, sama ma do niego zadzwonić.
Rozdział VI
– Przeprowadzam się dzisiaj – oznajmił Clark Reardon. – Żona powiedziała, że nie wolno mi się spóźnić. – Clark odsunął od łóżka Jeoffry'ego Washingtona metalowe krzesło.
– Cieszę się bardzo, że przyszedłeś – rzekł Jeoffry. – Naprawdę jest mi bardzo miło.
– Nie ma sprawy – odparł Clark, podnosząc się z miejsca. Wyciągnął dłoń i uścisnął mocno rękę Jeoffry'ego.
– Kiedy wreszcie stąd wyjdziesz? – zapytał.
– Już niedługo. Być może za kilka dni… Nie jestem pewien. Na razie podłączono mi kroplówkę. – Unosząc do góry lewą rękę, Jeoffry wskazał na skręcony, plastykowy wąż. – Po operacji przyplątało się jakieś zapalenie w nogach. Przynajmniej coś w tym rodzaju powiedział mi doktor Sherman. Musiałem więc przyjmować antybiotyki. Przez kilka dni czułem się źle, ale teraz jest lepiej. Dobrze, że wreszcie zabrali ode mnie monitor. To ciągłe "bi-i-ip" doprowadzało mnie do szału.
– Jak dawno już leżysz tutaj?
– Dziewięć dni.
– To jeszcze nie tak źle.
– Teraz już nie. Ale początkowo byłem przerażony. I nie miałem żadnego wyboru. Powiedzieli, że jeśli nie zostanę zoperowany, to wkrótce umrę. Więc co miałem zrobić?
– Nic! Przyjdę do ciebie jutro wieczorem i przyniosę zamówione książki. Chcesz może coś jeszcze?
– Owszem. Trochę trawki.
– Postaram się.
– Przecież tylko żartuję.
Kierując się ku drzwiom, Clark kiwnął ręką Jeoffry'emu i zniknął w korytarzu.
Jeoffry rozejrzał się po pokoju. Cieszył się, że wnet go stąd wypuszczą. Drugie łóżko było wolne – współlokator został dziś wypisany, a na jego miejsce nikt nowy się nie pojawił. Jeoffry bardzo nie lubił samotności – zaczęła mu dokuczać zwłaszcza teraz, gdy odszedł Clark i otoczyła go cisza. Jego zdaniem szpital nie jest dobrym miejscem, żeby tu leżeć w samotności; zbyt wiele tu groźnej aparatury i przykrych zabiegów.
Jeoffry włączył miniaturowy aparat telewizyjny, gdy do pokoju weszła jego energiczna pielęgniarka, panna DeVries. Udając, że przyniosła coś smacznego do zjedzenia nalegała, by zamknął oczy i otworzył usta. Zrobił to dla niej, wiedząc dobrze, że żartuje. Po chwili okazało się, że miał rację: w ustach miał termometr.
Po dziesięciu minutach wymieniła mu termometr na pigułkę nasenną. Jeoffry popił pigułkę wodą ze stojącej na stoliku szklanki, gdy tymczasem pielęgniarka zajęła się odczytywaniem wskazań termometru.
– Czy mam temperaturę? – zapytał.
– Każdy ma temperaturę – odpowiedziała.
– Jak mogłem o tym zapomnieć – zauważył Jeoffry. Nie po raz pierwszy słyszał tę samą odpowiedź. – W porządku; wobec tego inaczej: czy mam gorączkę?
– Tego rodzaju informacja jest zastrzeżona – odparła panna DeVries.
Jeoffry nie mógł zrozumieć, dlaczego pielęgniarka nie może mu powiedzieć, jak wysoką ma temperaturę. Zawsze słyszał od niej odpowiedź, że tego rodzaju informacja należy do kompetencji doktora, co – jego zdaniem – nie miało sensu.
– A co będzie z tą kroplówką? – zapytał jeszcze, gdy była już przy drzwiach. – Kiedy wreszcie będę mógł wziąć prysznic?
– Na ten temat, niestety, nic nie wiem – odparła skinąwszy mu na pożegnanie ręką.
Jeoffry spojrzał na butlę z kroplówką. Przez chwilę obserwował równomierne opadanie kropel, by następnie powrócić do oglądania telewizji, w której właśnie nadawano wieczorne wiadomości. To będzie dla niego wielka ulga, gdy zabiorą mu kroplówkę, myślał. Jutro rano zapyta o to doktora Shermana.
Kiedy telefon zadzwonił po raz pierwszy, Thomas podniósł się i usiadł w łóżku, nie mogąc sobie uprzytomnić, gdzie się znajduje. Po drugim dzwonku Doris odwróciła się do niego i w półmroku spojrzała pytająco.
– Czy odbierzesz telefon, czy chcesz, żebym ja to zrobiła? – zapytała zaspanym głosem. Uniosła się nieco i oparła na łokciu.
Thomas patrzył, jakby zaskoczony obecnością obcej kobiety. Wydawała mu się jakaś groteskowa z długimi, gęstymi włosami, wystającymi z jej głowy jak dziesiątki przewodów elektrycznych. Zamiast oczu miała ciemne oczodoły. Upłynęła chwila, zanim uprzytomnił sobie, kim ona jest.
– Odbiorę – oświadczył Thomas wstając z łóżka. Głowa mu ciążyła jakby była z ołowiu.