Выбрать главу

– Przepraszam za wszystko – powiedziała z zażenowaniem.

– Nie masz za co – stwierdził Ballantine. – Wiem, że George rozmawiał z tobą. Martwimy się o Thomasa – sądzimy, że jest przepracowany. Mamy plany odciążenia go w pracy, ale ostatnio jest tak rozdrażniony, że do tej pory nie udało się nam o nich porozmawiać.

Ballantine i George wymienili spojrzenia.

– Tak jest – potwierdził George. – Moim zdaniem, ten niefortunny epizod najlepiej świadczy, że mamy rację.

Cassi była zbyt roztrzęsiona, żeby cokolwiek powiedzieć.

– George wspominał również – rzekł Ballantine – że dał ci numer mojego prywatnego telefonu w szpitalu. Będę rad, jeżeli zechcesz mnie odwiedzić, Cassi. A propos: czy nie mogłabyś przyjść jutro rano? A teraz może wrócisz do gości lub może wolisz, żebym cię odwiózł do domu?

– Wolałabym wrócić do domu – odrzekła Cassi, wycierając oczy wierzchem dłoni.

– W porządku. Poczekaj chwilkę, proszę. – To mówiąc zaczął wchodzić po schodach prowadzących na drugie piętro.

– Bardzo cię przepraszam za wszystko – Cassi zwróciła się do George'a, gdy zostali sami. – Nie mam pojęcia, co wstąpiło w Thomasa.

George potrząsnął głową. – Gdyby on wiedział, Cassi, co ja czuję do ciebie, miałby wszelkie podstawy do zazdrości. A teraz uśmiechnij się. Po prostu chciałem ci powiedzieć coś miłego. Patrzył na nią z czułością, dopóki syn Ballantine'a nie zajechał po Cassi samochodem.

Kiedy Cassi przekręcała klucz w drzwiach domu, nie miała pojęcia, co ją może czekać za drzwiami. Była zaskoczona, gdy spostrzegła, że w salonie pali się światło. Jeśli Thomas nie pojechał do szpitala i był w domu, mogła się spodziewać, że zamknie się w swoim gabinecie. Nerwowo przemierzała korytarz poprawiając włosy, żeby wyglądać jak najlepiej.

Nie Thomas czekał na nią w salonie, ale teściowa. Patrycja siedziała w fotelu w skąpym świetle lampy. Z góry dochodził szum wody w łazience.

Przez chwilę obie kobiety patrzyły na siebie w milczeniu. Potem Patrycja sztywno uniosła się z fotela, ze zwieszonymi, jakby pod wielkim ciężarem, ramionami. Wychudłą twarz podkreślały głębokie bruzdy w okolicy ust. Podeszła do Cassi i spojrzała jej w oczy.

Cassi nie spuściła wzroku.

– Jestem wstrząśnięta – odezwała się w końcu Patrycja. – Jak mogłaś to zrobić? Gdyby Thomas nie był moim jedynym dzieckiem, może nie zabolałoby mnie to tak bardzo.

– O czym pani mówi, na Boga? – zapytała Cassi.

– Romansować z człowiekiem – ciągnęła Patrycja, nie zwracając uwagi na pytanie Cassi – który ciągle stara się podkopać jego pozycję? Jeśli chciałaś go zdradzić, czemu nie poszukałaś sobie kogoś spoza środowiska?

– Nie mam żadnego romansu – z rozpaczą protestowała Cassi. – Przecież to jeden wielki absurd. O Boże, to Thomas nie jest obecnie sobą!

Bezskutecznie szukała na twarzy teściowej choćby śladu zrozumienia, ale wzrok Patrycji wyrażał jedynie smutek i gniew.

Cassi wyciągnęła do niej ramiona. – Błagam, Thomas jest w niebezpieczeństwie. Dlaczego mi pani nie pomoże?

Patrycja była niewzruszona.

Z ramionami opuszczonymi w geście bezradności Cassi patrzyła, jak Patrycja powoli wlecze się ku drzwiom. Robiła wrażenie, jakby nagle się postarzała o co najmniej dziesięć lat. Gdyby tylko chciała ją wysłuchać! Ale Cassi nareszcie rozumiała, że Patrycja gotowa jest raczej uwierzyć w każde kłamstwo, niż dopuścić do siebie straszną prawdę, że Thomas jest narkomanem i że dzieje się z nim coś niedobrego.

Po jej wyjściu Cassi długo jeszcze siedziała nieruchomo w półmroku. Przez ostatnie dwie doby wypłakała więcej łez niż w ciągu całego życia. Jak Thomas mógł wymyślić jej romans z George'em? Sama myśl o tym wydała jej się niedorzeczna.

Wolno i ociężale wchodziła po schodach: postanowiła dzisiaj odbyć rozmowę z Thomasem, inaczej nie mogłaby zasnąć. Musi spróbować wszystko wyjaśnić. Przez chwilę wahała się pod drzwiami jego gabinetu, po czym delikatnie zapukała.

W gabinecie panowała cisza.

Zapukała ponownie, tym razem głośniej. Kiedy znów nie usłyszała odpowiedzi, nacisnęła klamkę. Drzwi okazały się zamknięte. Zdecydowana odbyć z nim rozmowę, weszła do pokoju gościnnego, a stamtąd przez łazienkę do jego gabinetu.

Siedział nieruchomo w fotelu, patrząc przed siebie otępiałym wzrokiem. Nie drgnął nawet, gdy weszła. Tylko lekki uśmiech wygiął kąciki jego ust. Nie poruszył się także, gdy Cassi uklękła i przycisnęła jego rękę do swojego policzka.

– Thomas – odezwała się cicho. Nareszcie na nią spojrzał.

– Thomas, uwierz mi: ja nigdy nie miałam romansu z George'em. Od chwili naszego pierwszego spotkania nigdy nie spojrzałam na żadnego mężczyznę. Kocham cię. Błagam cię, pozwól mi sobie pomóc.

– Nie wierzę ci – odparł Thomas, z trudem wymawiając poszczególne słowa. I w tej chwili zasnął, pozostawiając swoją rękę w dłoniach Cassi. Próbowała przeprowadzić go na sofę, ale nie pozwolił. Siedziała obok niego jeszcze chwilę, potem wróciła do swojego pokoju. Chciała się położyć i spróbować zasnąć.

Rozdział VIII

Następnego dnia rano Cassi wstała i ubrała się na długo przedtem, zanim usłyszała budzik w gabinecie Thomasa. Dzwonił bez przerwy. Zaniepokojona wpadła do gabinetu: Thomas spał w fotelu, tak jak go zostawiła w nocy.

– Thomas – zawołała potrząsając nim.

– C-co? – wyszeptał.

– Jest już za kwadrans szósta. Czy operujesz dziś rano?

– Myślałem, że idziemy na przyjęcie do Ballantine'ów – mruknął półgębkiem.

– Byliśmy tam już wczoraj wieczorem. Może zadzwoń, że jesteś chory! Nigdy nie brałeś wolnego dnia. Pozwól mi zadzwonić do Doris i zaproponować, żeby spowodowała odłożenie twoich operacji.

Chwiejąc się na nogach i trzymając za oparcie fotela, Thomas z trudem się podniósł.

– Nie trzeba, czuje się dobrze. – Mówił trochę niewyraźnie. – W rezultacie zmniejszenia mojego limitu godzin w sali operacyjnej nie będę w stanie wykonać wszystkiego w ciągu wielu tygodni. Niektórzy moi pacjenci już teraz zbyt długo czekają na operację.

– Wobec tego pozwól… – Uniósł rękę do góry tak szybko, że Cassi pomyślała, że ma zamiar ją uderzyć, ale on tylko gwałtownym ruchem rzucił się do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Po chwili usłyszała szum wody z prysznica. Kiedy pojawił się na dole w jadalni, był już w znacznie lepszej formie. Z pewnością połknął znów deksedrynę, pomyślała Cassi.

Szybko wypił szklankę soku pomarańczowego i filiżankę kawy, po czym ruszył w stronę garażu.

– Jeśli w ogóle wrócę do domu, to z pewnością bardzo późno, dlatego lepiej weź własny samochód – rzucił przez ramię.

Cassi jeszcze długo siedziała przy stole, zanim wyjechała do szpitala. – Po raz pierwszy – pomyślała – martwię się przede wszystkim o pacjentów Thomasa. Nie jestem pewna, czy w obecnym stanie w ogóle powinien operować.

Zanim dotarła do szpitala, podjęła decyzje w trzech sprawach, które zamierzała załatwić natychmiast po zakończeniu odprawy. Przede wszystkim musi ustalić termin operacji oka, następnie wziąć niezbędny urlop na czas operacji i rekonwalescencji, i wreszcie spotkać się z doktorem Ballantine'em w sprawie Thomasa. Ta ostatnia sprawa dotyczy nie tylko jej małżeństwa, ale i pracy całego szpitala.

Joan spostrzegła niezwykłe zaaferowanie Cassi, ale zanim miała okazję o to zapytać, Cassi powiedziała coś o wizycie u okulisty i wyszła pospiesznie przed zakończeniem odprawy.

Doktor Obermeyer przerwał natychmiast swoje zajęcia, gdy tylko usłyszał, kto się pojawił. Wyszedł z gabinetu z nieodstępną lampką u czoła, żeby przywitać Cassi.