Odległy brzęk rozbitego szkła doszedł do uszu Carol Aronson, pielęgniarki dyżurującej na siedemnastym piętrze. Przez chwilę wahała się, ale wymieniwszy spojrzenia z obsługującą kartotekę inną pielęgniarką – Lenorą, wyszła w jej towarzystwie sprawdzić, co się stało. Obie odniosły wrażenie, jakby ktoś wypadł z łóżka. Jeszcze na korytarzu usłyszały szczęk metalowych poręczy łóżka dochodzący z pokoju Cassi.
Gdy wpadły do środka, Cassi wciąż jeszcze miała drgawki, tłukąc rękami o poręcze łóżka.
Carol, która wiedziała o cukrzycy Cassi, natychmiast domyśliła się, co się stało.
– Lenorą! Nadaj "kod" i przynieś mi ampułkę pięćdziesięcio-procentowej glukozy, strzykawkę i świeżą butelkę z D5W.
Pielęgniarka wybiegła z pokoju.
Tymczasem Carol zdjęła ręce Cassi z poręczy, a następnie usiłowała – wprawdzie bez powodzenia – wcisnąć szpatułkę między zaciśnięte zęby. Odłączyła także nadmiernie odkręconą kroplówkę i chroniła głowę pacjentki przed uderzeniami o metalowe wezgłowie.
Gdy wróciła Lenorą, Carol natychmiast wymieniła butelki z D5W, odstawiając starą butelkę obok, aby lekarz mógł sprawdzić poziom insuliny. Następnie otwarła kroplówkę i napełniła dużą strzykawkę pięćdziesięcioprocentową glukozą. Przez chwilę się wahała, gdyż w zasadzie powinna była czekać na lekarza. Tak często miała jednak do czynienia z równie krytycznymi sytuacjami, że dobrze wiedziała, iż w tych warunkach chorej trzeba jak najszybciej podać glukozę, i że to z pewnością pacjentce nie zaszkodzi. Postanowiła więc zrobić zastrzyk. Duża ilość potu na skórze Cassi wskazywała na ciężką reakcję insulinową.
Carol wbiła igłę strzykawki w kroplówkę i nacisnęła na tłoczek. Nie zdążyła nawet wypchnąć całej zawartości, gdy spostrzegła, że Cassi się uspokoiła i jakby zaczęła odzyskiwać przytomność: jej usta się rozchyliły, jakby chciała coś powiedzieć.
Poprawa stanu chorej nie trwała długo. Cassi ponownie straciła przytomność i chociaż już nie miała konwulsji, to jednak poszczególne mięśnie ciągle jeszcze drżały.
Kiedy przybył zespół pogotowia, Carol przedstawiła sytuację. Lekarz zbadał Cassi i zaczął wydawać polecenia.
– Proszę pobrać krew do analizy na zawartość wapna, gazów krwi tętniczej i cukru – zwrócił się do młodszego kolegi. – A pan niech sprowadzi tutaj aparat EKG – polecił studentowi medycyny. – Co pani sądzi, panno Aronson, o jeszcze jednej ampułce glukozy dla chorej?
Tymczasem Lenora zajęła się uprzątaniem pokoju; podniosła przede wszystkim przewrócony stolik i ustawiła na nim aparat telefoniczny. Nogą zepchnęła odłamki szkła do kąta. Wsunęła na miejsce szufladę, która wypadła ze stolika; przy tej okazji spostrzegła kilka pustych ampułek po insulinie. Zaniepokojona podała je Carol, a ta z kolei przekazała je lekarzowi.
– Mój Boże – odezwał się zaskoczony – czyżby z opatrunkami na oczach robiła sobie zastrzyki insuliny?
– Oczywiście że nie – odparła Carol. – Miała insulinę w kroplówce, a ponadto otrzymywała dodatkowe ilości insuliny, stosownie do zawartości cukru w moczu.
– Dlaczego więc jeszcze sama robiła sobie zastrzyki? – dopytywał się lekarz.
– Nie mam pojęcia – wyznała Carol. – Być może była tak oszołomiona środkami uspokajającymi, że zrobiła sobie zastrzyki w sposób automatyczny. Naprawdę nie wiem dlaczego.
– Czy była w stanie zrobić je z opatrunkami na oczach?
– Oczywiście że tak. Proszę nie zapominać, że robiła je dwa razy dziennie w ciągu dwudziestu lat. Nie była w stanie wymierzyć na ślepo odpowiedniej dawki, ale na pewno mogła zrobić sobie zastrzyk. Oprócz tego istnieje jeszcze inna możliwość.
– Jaka?
– Być może zrobiła to umyślnie. Dzienna pielęgniarka przekazała nam, że pacjentka znajduje się w depresji, a jej mąż stwierdził, że zachowuje się dziwnie; sądzę, że pan wie, kim jest jej mąż.
Lekarz skinął głową twierdząco. Nie lubił przypadków, w których mogło zachodzić podejrzenie popełnienia samobójstwa na tle choroby psychicznej.
Tymczasem Carol wręczyła mu strzykawkę wypełnioną glukozą. Lekarz natychmiast wstrzyknął jej zawartość. Chora – podobnie jak poprzednio – odzyskiwała na chwilę przytomność, by ją po kilku minutach znowu utracić.
– Kto jest jej lekarzem? – zapytał, odbierając trzecią strzykawkę z glukozą z rąk pielęgniarki.
– Okulista, doktor Obermeyer.
– Ktoś powinien do niego zadzwonić – stwierdził. – To nie jest przypadek na miarę lekarza stażysty.
Telefon dzwonił bez przerwy już od dłuższej chwili, gdy w końcu półprzytomny Thomas podniósł słuchawkę. Przed snem przyjął dwie pastylki percodanu i teraz miał trudności z koncentracją.
– Niełatwo pana obudzić – zauważyła z humorem telefonistka z centrali. – Doktor Obermeyer chce z panem rozmawiać. Prosił o natychmiastowe połączenie, ale powiedziałam, że pan zostawił specjalne zlecenia. Czy mam podać jego numer?
– Tak! – odparł Thomas szukając ołówka na biurku.
Zapisał numer i zaczął wybierać cyfry; po chwili jednak zaniechał. Spojrzał na zegarek: oczywiście, telefon musiał dotyczyć Cassi. Wszedł do łazienki i obmył twarz zimną wodą, by szybko oprzytomnieć.
Czekał jeszcze przez pewien czas, dopóki nie przeszło mu narkotyczne oszołomienie.
– Dzisiejszej nocy mieliśmy pewne komplikacje z Cassi – oznajmił doktor Obermeyer.
– Komplikacje? – zapytał Thomas niespokojnie.
– Tak – odparł doktor Obermeyer. – Coś, czego nie oczekiwałem. Cassi przedawkowała sobie insulinę.
– Czy dobrze się teraz czuje? – zapytał Thomas.
– Tak, teraz jest już wszystko w porządku. Thomas był ogłuszony tą wiadomością.
– Rozumiem, że jesteś wstrząśnięty – ciągnął doktor Obermeyer. – Ale w tej chwili nie ma już żadnego niebezpieczeństwa. Doktor McInery znajduje się przy niej; jego zdaniem, dzięki natychmiastowej pomocy pielęgniarki, Cassi szybko przyjdzie do siebie. Na razie umieściliśmy ją na oddziale intensywnej terapii.
– Dzięki Bogu – rzekł Thomas; czuł, że po przeżyciach tej nocy kręci mu się w głowie. – Zaraz tam będę.
W sali intensywnej terapii Thomas ruszył wprost do łóżka, na którym leżała jego żona. Wyglądała jakby spokojnie odpoczywała. Zauważył, że nie ma już opatrunku na prawym oku.
– Śpi, ale jest bardzo roztrzęsiona – odezwał się głos obok. Thomas odwrócił się: obok niego stał doktor Obermeyer. – Czy chcesz może z nią rozmawiać? – zapytał wyciągając jednocześnie rękę z zamiarem rozbudzenia Cassi.
Thomas schwycił go za ramię. – Nie, pozwól jej spać spokojnie.
– Wiem, że przeżyła wstrząs tej nocy – mówił Obermeyer ze skruchą. – Kazałem jej podać dodatkowe środki uspokajające. Nie spodziewałem się czegoś podobnego.
– Była w bardzo złym nastroju, kiedy z nią rozmawiałem – powiedział Thomas. – Poprzedniej nocy zmarł jej przyjaciel – bardzo przeżyła tę śmierć. Nie chciałem nic o tym mówić, ale niestety zrobiła to lekarka z oddziału psychiatrii.
– Czy uważasz, że to mogła być próba samobójstwa? – zapytał Obermeyer.
– Nie umiem odpowiedzieć – odparł Thomas. – Mogła się po prostu pomylić. Była przyzwyczajona do robienia zastrzyków dwa razy dziennie.
– Co sądzisz o zasięgnięciu opinii psychiatry? – zapytał Obermeyer.
– Jesteś jej lekarzem, rób jak uważasz. Mnie nie stać na obiektywizm. Na twoim miejscu jednak bym poczekał. Ona jest tutaj całkowicie bezpieczna.