– Czekaj, jeszcze raz wolniej – poprosił Jakub.
Szaman uśmiechnął się i zaczął powtarzać jeszcze raz.
Mówili w języku keczua, w którym Jakub przez ostatnie trzy miesiące poczynił znaczne postępy.
– Są trzy partyzantki. Świetlisty Szlak dąży do zbudowania tu komunizmu. Tupac Amaru chcą parcelacji ziemi i wygnania bogaczy, a my jesteśmy Inkaria. Oni potrzebują karabinów, żeby przekonać o słuszności swoich poglądów, my nie musimy.
– To zrozumiałem – uspokoił go Jakub.
– Hererra, ten który cię szuka, przechowuje w jaskini pod swoją hacjendą głowę Tupaca Amaru. To nasza broń.
Jakub przez chwilę składał to wszystko do kupy.
– Chcecie walczyć tą głową? – upewnił się.
– Musimy ją stamtąd wydobyć. Wówczas odnajdziemy resztę ciała i połączymy je razem.
– Rozumiem. Chcecie je pochować?
– Nie. Głowa naszego wodza żyje nadal.
– Nie rozumiem.
– Gdy ją odcięto ciało umarło, a ona nie. Hiszpanie nie mogli jej zabić, więc tylko zamknęli w piwnicy. Jeśli tam zostanie, to za cztery i pół tysiąca lat ciało odrodzi się, a wówczas zakłócona zostanie pacha. Nastąpi wielki ruch i nastaną czasy powszechnej pomyślności.
– Chyba rozumiem. A jak wyciągniecie ją szybciej to ciało ożyje, i to od razu? I nie trzeba będzie czekać?
– Tak.
Jakub napił się chichy z kubka. Napój był słaby, znacznie słabszy od piwa. Miał dziwny smak, ale po wymieszaniu z miejscowym dwudziestoprocentowym bimbrem nawet mu smakował.
– Dlaczego jestem potrzebny Hererrze?
– Ty Jacob jesteś specjalistą od ciemnych duchów.
– No z grubsza tak.
– On o tym wie z telewizji, a ja czytam z twoich myśli rzeczy dziwne. Bardzo dziwne.
– Ale nie powiedziałeś, po co jestem potrzebny.
– On szuka ludzi którzy dużo umieją. Przywoził zakonników z Limy i szamanów z dżungli. Chce żeby ktoś zabił głowę.
– Aha. I co dalej? Nie nastanie szczęśliwość?
– Głowa przebywa w piwnicy razem z naszą relikwią, złotym wyobrażeniem boga Inti. Hererra chce je zdobyć, a nie może wejść do piwnicy póki głowa żyje, bo ona wszystko zabija.
– Rozumiem. Myślę, że jest jedna możliwość. Przestanę się ukrywać.
– Zabiją cię, gdy już będzie po wszystkim.
– Życie ma się jedno. Można przeżyć całe albo połowę. Napoiliście mnie i ugościliście. Pomogę wam jeśli zdołam.
Semen wszedł do chałupy Jakuba. Z pieca wyjął słoik zawierający paszport Wędrowycza. Uniósł nieco lodówkę i z dziury w klepisku wyjął kolejny słój typu wek. Wyciągnął ze środka plik dolarów. Odliczył pięć tysięcy, a resztę wsadził z powrotem i ukrył. Wyszedł przed dom. Jeden z jego wnuków czekał z samochodem. Semen zasiadł koło niego.
– Pajechali! – zakomenderował.
Samochód ruszył ostro. Do stolicy.
– Właź – powiedział znany polski polityk i popchnął Jakuba. – Jak załatwisz to coś, daj znać.
Po chwili ciężkie, metalowe drzwi zatrzasnęły się za egzorcystą. Ruszył przed siebie i niebawem znalazł się w sporej sali oświetlonej dziwnym blaskiem. Blask bił ze złotej tarczy słonecznej opartej o ścianę w kącie. Podłogę pokrywały szkielety. Jakub naliczył ich około dwudziestu. Pośrodku, na niedużej, drewnianej kolumience, znajdowała się ludzka głowa. Wydawała się spać, ale gdy tylko wszedł, otworzyła oczy.
– To ciebie wołają Tupac? – zagadnął Wędrowycz w keczua.
Myśl umarłego uderzyła go jak młot. Padł na ziemię i zwinął się w kłębek.
– Uż ty – powiedział po polsku. – Toś ty taki?
Siadł na ziemi po turecku i skoncentrował się. Teraz, gdy nie pił od dawna, koncentracja pojawiała się szybciej.
– No to spróbujmy się – zaproponował.
Z oczu głowy strzeliły płomienie. Nadpaliły ubranie Jakuba i uszkodziły ścianę. Skoncentrował się jeszcze bardziej. Głowa uniosła się kawałek nad ziemię.
– Przechwytujesz moją siłę i wykorzystujesz ją do własnych celów – stwierdził egzorcysta. – Przeciwko mnie.
A potem zablokował wyciek mocy.
– Jak w waszej sztuce walki zwanej Aikido – odpowiedziała głowa, opadając na postument.
Odpowiedziała po polsku.
– To nie nasza sztuka, tylko Japońców. Dobra, może się dogadamy.
– Ech, nie.
– Musisz wydostać się z tej piwnicy. Tak twierdzą Indiańcy z którymi gadałem.
– Sytuacja jest patowa – stwierdziła głowa. – Jeśli wyjdziemy razem to zabiją cię. A potem mnie. Tu mam dobre pole do ostrzału.
Zmaterializowała małą błyskawicę i strzeliła w egzorcystę. Ten zdołał się uchylić.
– A ty nie mógłbyś ich wybić, tak jak tych tu? – wskazał na leżące wokoło szkielety.
– Moja moc zależy od inti – powiedziała głowa.
Egzorcysta popatrzył na złotą tarczę opartą o ścianę.
– To znaczy, że bez tego będziesz kaput?
– Nie wiem, ale znaczna część mocy przepływa tylko przeze mnie. Nie dasz rady zabrać jednocześnie i mnie, i słońca, zresztą tamci tylko na to czekają.
Jakub zmrużył oczy. Obiecał szamanowi, że pomoże głowie odzyskać wolność, ale jeśli umarły władca nie chciał, nie miał tu nic więcej do roboty.
– Dobra – powiedział. – Rób sobie co chcesz, ja stąd spadam.
Ruszył w stronę drzwi, gdy niespodziewanie zatrzymała go jakby niewidzialna ściana. Odwrócił się zdziwiony.
– No co ty? – zagadnął.
Głowa uśmiechała się do swoich myśli. Jakub usiadł na podłodze w pozycji kwiatu lotosu. Jego reumatyzm zaprotestował energicznie, ale po chwili musiał się poddać. Oczy Jakuba zabłysły. Głowa ocknęła się. Z jej rozchylonych ust bryznęła struga ektoplazmy. Wędrowycz odbił ją otwartą dłonią. Ręka zaczęła krwawić, ale ektoplazma rozlała się po podłodze i znieruchomiała.
– No i co? – zapytał. – Musisz zużywać materię, żeby tworzyć następne. W ten sposób za godzinę cię nie będzie.
– Kim ty właściwie jesteś?
– Zgadnij albo odczytaj.
Jakub otworzył swój umysł, tak jak nauczył się tego kiedyś dawno temu wśród białoruskich kapłanów Światowida. Jaźń Tupaca wdarła się w jego umysł. Niepotrzebnie nadał jej taki impet, bowiem Jakub nie zamierzał się bronić. Jego myśli były zbyt trujące, aby jakakolwiek siła mogła się nimi nasycić. Poczuł jakby jakieś łapy grzebały mu w mózgu. Indiański władca znalazł widocznie, to co chciał wiedzieć, bo wycofał się skwapliwie. Na jego twarzy odmalowało się skrajne obrzydzenie.
– I co? – zagadnął egzorcysta. – Jak ci się podobają moje wspomnienia?
– I taką szumowinę wysyłają żeby ze mną walczyła? – zdziwiła się głowa. – Różni tu przychodzili, szamani i duchowni, także kilku szarlatanów, ale nigdy ktoś taki…
– Chyba nieźle mi idzie, nie sądzisz? Może spróbujemy na poważnie. Ja chcę tylko stąd wyjść. Ty wolisz tu siedzieć. Może mnie wypuścisz, zanim któremuś z nas stanie się krzywda? Nawiasem mówiąc, gdybym to ja był na miejscu tych dwu palantów tam na górze, to zalałbym piwnicę napalmem, a potem wyciągnął stopione złoto.
Wokoło głowy pojawiła się dziwna aureola. Przypominała trochę taką jak na świętych obrazach. Jakub znał to zjawisko. Głowa kumulowała energię. Widywał już podobne rzeczy na Syberii. Aureola rozbłysła lekko, po chwili ponownie zajaśniała mocniej i przygasła. Wargi Jakuba ułożyły się w sarkastyczny uśmieszek. Gdy rozbłysła ponownie, uskoczył w bok. Błyskawica uderzyła w ścianę, siejąc wokoło grad rozpalonych do czerwoności skalnych odłamków.
– Przygotuj się, bo przechodzę do kontrataku – powiedział Jakub spokojnie.
Przebiegł za „plecami” głowy i położył dłoń na złotej tarczy słonecznej. Głowa odwróciła się powolutku.
– Nie waż się kalać wizerunku naszego boga dotknięciem swoich brudnych, świętokradczych łap!
Jakub oparł drugą dłoń o tarczę. W pomieszczeniu zerwał się huragan. Głowa spadła z postumentu i potoczyła się pod ścianę. Ponownie zmaterializowała piorun, ale Jakub zasłonił się tarczą słoneczną i wyładowanie uderzyło w sufit wypalając w kamieniu dziurę. Ciało egzorcysty zaczęło świecić. Odstawił tarczę, po czym podszedł do głowy.
– Teraz widzisz, idioto, że nie chcę cię zabić – powiedział. – Teraz mnie wypuścisz, skoro nie chcesz iść ze mną. Niech się po ciebie zgłoszą Indianie z okolicznych gór.
– Gdyby to było takie proste to przyszliby sami – powiedziała głowa. – A ci biali żywego cię stąd nie wypuszczą.
– Ja jednak spróbuję. Nie sądzisz, że wy wszyscy w tych górach za bardzo boicie się broni palnej? Inkaria mogą bez trudu zdobyć ten kurnik. Tamtych palantów jest tylko trzech, plus tych dwu fajtłapców.
– Jeśli takie z nich fajtłapy, to jak cię złapali?
– Szukali mnie, to dałem się znaleźć.
Odstawił głowę na postument i podszedł do stalowych drzwi. Dotknął ich końcami palców. Opuszki rozbłysły, jak palnik acetylenowy i zaczęły ciąć stal.
– Nieźle – powiedziała głowa. – Zupełnie nieźle. Nasze bóstwo cię lubi.
Jakub parsknął.
– Nie jest ci czasem bardziej zdechło?
– Rób swoje – uspokoiła go głowa i zaczęła coś knuć za jego plecami.