Выбрать главу

– Heeej! – stuknęli się szklanicami nad stołem. Wielki Grafoman i jego trzej góralscy kumple napełnili gardła piwem.

– Żywe yeti to interes, który może przynieś nam ciężkie tysiące złotych – gość podjął przerwany wątek. – Po pierwsze muzeum. Głównym eksponatem byłby oczywiście wypchany okaz. Do tego odciski stóp, kamienne narzędzia wykonane przez bestię…

– Zara, a jak łon ni robi narzędzi? – zafrasował się Jędruś

– Trochę lipy nie zawadzi – uciął pisarz. – Od archeologów kupimy. Do tego oczywiście fotografie przedstawiające ślady maszkary… – zadumał się. – Tak, trzeba będzie zrobić dużo niesamowitych zdjęć. Musicie mi pomóc. Wiecie, samo zjadanie owiec nie wstrząśnie zwiedzającymi w wystarczającym stopniu. Trzeba czegoś drastycznego – strzelił palcami. – Już wiem! Dogasające ognisko, a w popiele ludzkie kości.

– Dobrze godo – ucieszył się Franek.

– Ty, ale skomd weźmimy? – zastanawiał się Maciuś. – Ze szkoły pożyczymy kościotrupa – zasugerował przybysz. – Teraz są wakacje, im niepotrzebny. Przecież używając tego samego możemy kilkanaście fotek zrobić. Polali mu jeszcze.

– Do tego trza będzie wycinki z gazet porobić, niby że tu od stu lat już grasuje. Drukarkę mam, czcionkę jak w gazecie, odpowiednią.

– Ale jak to stare gazety to żółty powinien być – zmartwił się Jędruś.

– Co za problem? W mocnej herbacie namoczymy! I, teges, trochę starych gratów. Beczka rozwalona, niby że on ją zniszczył, narty stare połamane, to się kartkę postawi, że tylko tyle po turyście zostało… A do jednej stary but doczepimy i niech z niego kość złamana wystaje, niby nogi kawałek został…

– A skomd jom weźmimy?

– Z owcy na przykład. W gablocie zamkniemy, nikt się nie kapnie.

– Hy. Tyż prawda…

– I jeden tom dzieł Lenina sobie musimy z makulatury wygrzebać. Dorobi się jedną stronę, gdzie Lenin opisuje spotkanie z yeti.

– Toż poznają że lipa – zafrasował się Franek

– Gdzie tam, kto w dzisiejszych czasach czyta Lenina? A będzie, nazwijmy to, dowód historyczny. I bab trzeba kilka zaufanych posadzić. Niech napiszą wspomnienia sprzed wielu lat, że widziały…

– Heeej, ten to ma sakramencko dobry pomyślunek – mruknął Maciuś. – Tera kwestia najważniejsza, jak siem dzielić będziemy?

Wielki Grafoman udał zaskoczenie, choć myślał o tym przez cały czas.

– Trzeba postawić muzeum – powiedział. – Wy, górale, to pewnie się na ciesielce znacie?

Pokiwali głowami, ale na ich twarzach odmalowała się pewna troska.

– Zabytki zrobimy razem. Jak już mówiłem, trochę lipy nie zawadzi. Dorzucimy trochę pamiątek regionalnych, to dotację dostaniemy – błysnął kolejnym pomysłem…

Trzej wspólnicy wytrzeszczyli oczy.

– A to si tak do?

– Pewnie. Przecież samorząd ma obowiązek utrzymywania instytucji kulturalnych. Dwa etaty powinni dać. To podzielimy na cztery połówki. To wszyscy będziemy mieć robotę… Wpływy z biletów wysokie nie będą, ale teren wokół muzeum wydzierżawimy.

– A na co to? – zdumiał się Franek.

– Pod stragany z pamiątkami – tłumaczył grafoman. – Budki z piwem, szaszłykarnię. Każdy będzie chciał zakręcić się koło naszego interesu, ale po cichu będziemy mieli udział. W ten sposób nic nie musimy robić, a pieniądze lecą.

– Hy, dobrze godo, polejcie mu jeszcze…

– Góry, ech – westchnął rozmarzony Jakub. – Góralki z warkoczami, bimber ze śliwek, szaszłyki z baraniny, nocne tańce z nagimi dziewczętami na halach…

– Gówno tam – machnął ręką Semen.

– A co, pomarzyć nie wolno? – egzorcysta sięgnął kubkiem do beczki i wychylił jeszcze jedną miarkę bimberku.

– Można, można, zaraz chyba pojedziemy – mruknął grzebiący przy motorze Józef. – O kurde…

Złamany tłok silnika został mu w ręce.

– No i nie pojedziemy – stwierdził filozoficznie Jakub. – Chyba żeby zdobyć jakiś transport – jego spojrzenie omiotło horyzont i zatrzymało się na nadjeżdżającym audi. Z plecaka wyjął transparent, zrobiony z prześcieradła i spokojnie rozwiesił go na klatce. Teraz pozostało tylko czekać, aż pojazd zbliży się na odpowiednią odległość.

Obaj pasażerowie audi aż rozdziawili gęby widząc hasełko:

„Tylko głupie psy noszą adidasy”.

– Ty – mruknął Grucha wciskając hamulec. – Ktoś tu obraża nasze Dresy.

Wysiedli z pojazdu. Jakub na ich widok zakręcił piersiówkę. Szykowała się zadyma, a przecież gdyby się wylało, żal każdej kropli.

– Niezły wozik – powiedział egzorcysta do Semena.

– Motor upchamy w bagażniku.

– A co z tymi? – stary kozak wskazał na dwu osiłków, którzy właśnie wyjmowali z pojazdu kije do bejsbola.

– Sportowcy jacyś, czy co?

– Nieważne. Wy dwaj – zwrócił się do dresiarzy, – potrzebujemy waszego samochodu.

Grucha ryknął i walnął na odlew kijem. Wędrowycz specjalnie się tym nie przejął. Złapał nadlatującą pałę i ścisnął lekko. Drzazgi poleciały na wszystkie strony. Viagra czyni cuda… Chwycił zaskoczonego osiłka, zakręcił nim nad głową i wrzucił do rowu. Obejrzał się na drugiego, ale ten już umykał jak zając.

Trzej przyjaciele umieścili w bagażniku beczułkę z bimbrem.

– Co z motorem? – zapytał Semen.

Józef tylko machnął ręką.

– Do dupy, posypał się stary złom, zostawiamy…

Zapakowali się do pojazdu i ruszyli z kopyta. Semen włączył klimatyzację, a Jakub zaopiekował się skrzynką piwa stojącą na tylnym siedzeniu. Ech, wakacje…

Po jakimś czasie dostrzegli zajazd. Był to ładny budynek z drewnianych bali.

Pokoje gościnne z łazienkami – głosiła wywieszka. Zaparkowali z fasonem i udali się do lokalu. Było raczej pustawo, więc usiedli przy stoliku. Stary kozak wziął w dłoń menu.

– Trzy razy placek po zbójnicku – zadysponował – a do tego piwa.

Po kilku minutach stanęły przed nimi talerze z dymiącym daniem oraz zapotniałe kufle. Trącili się nad stołami i wlali w gardła potężne hausty napoju.

– Nieźle nam idzie to podróżowanie – powiedział Jakub, – ale może zostaniemy tutaj? Fajnie jest.

– Nie – pokręcił głową Józef. – Jedziemy w góry. Mężczyźni nie powinni zmieniać zdania tak w połowie drogi.

– Fakt – mruknął Wędrowycz zawstydzony. Podjedli i poszli do pokoju. Trzy łóżka, łazienka – luksus.

Uwalili się w butach na wyrach. Jakub łyknął z piersiówki.

– Świat nie jest taki zły – stwierdził.

W tym momencie przed zajazdem ktoś wypruł serię z kałacha. Brwi Semena uniosły się lekko, ale nie zdążył ich opuścić, gdy drzwi rozleciały się pod wpływem mocnego kopa i stanęło w nich trzech dresiarzy.

– No i co frajerzy? – wrzasnął Bejsbol.

– Masz nieprawidłowy dres – powiedział spokojnie Semen. – Wietnamska podróbka – otworzył tomiszcze na odpowiedniej stronie. – W przypadku dresów czteropaskowych obowiązuje 8 mm odstępu między paskami, a tu, jak widzę, jest mniej. Zresztą możemy to zaraz sprawdzić – wyjął z kieszeni suwmiarkę.

Intruz puścił jego słowa mimo uszu.

– Rambo zaraz was wystrzela jak kaczki – obiecał.

Jakub pociągnął jeszcze jeden łyk.

– Ten gość nie wygląda mi na faceta, który by to potrafił – powiedział. – A już na pewno strzela z kałacha gorzej niż ja.

– Nie pierdol, dziadu! – obraził się kafar. – Strzelam najlepiej w całej mafii.

– A potrafisz przestrzelić trzy jabłka jedną kulą? – Osiłek przez chwilę liczył coś na palcach. – No… nie da się – wybełkotał. – Dwóch pocisków zabraknie.

– Dobry fachowiec, taki jak ja, poradzi sobie z tym problemem.

– Gówno, nie wierzę.