– To brzmi nawet niegłupio – zauważył Maciuś, – ale jak dojdą do siebie, to pościągają.
– Przylepimy butaprenem? Mam pół beczki…
Jakub ocknął się w klatce. Było mu coś gorąco. Spojrzał na ręce i stwierdził, że porasta je białe, skołtunione futro. Kumple też dochodzili do siebie. Za grubymi, stalowymi prętami widać było tłum ludzi.
– Targ jakiś czy co? – zdziwił się Semen.
– Pierdoły – parsknął trzeci niedźwiedź głosem Józefa. – Śni nam się pewnie.
– Tu widzicie trzy prawdziwe yeti – powiedział Jędruś do zgromadzonych na targu baców. – Za flaszkę pofikają koziołki.
Puścił w obieg kapelusz, a gdy napełnił się drobnymi, podał Jakubowi przez kraty butelkę śliwowicy.
– Koziołki? – zdziwił się egzorcysta. – Debilny sen.
– Sen czy nie, napijmy się – zaproponował Semen. Osuszyli butelkę błyskawicznie, a potem, ku uciesze gawiedzi, faktycznie podokazywali trochę. Potem była kolejna butelka. I banany na zagrychę. Wreszcie nieubłaganie nadszedł sen.
– No to mamy niezły utarg. Sto dwadzieścia złotych za kilka godzin nieskomplikowanej pracy – Wielki Grafoman przeliczył stos monet. – Jak się będziemy dzielić?
– Publika dała sto dwadzieścia, ale na wódę dla eksponatów wydaliśmy sto sześćdziesiąt – parsknął Jędruś. – Wiesz, pisarz, nie powiem, niegłupio to sobie wymyśliłeś, ale trochę przeszacowałeś ekonomiczną stronę zagadnienia…
– No fakt… – Grafoman rzucił na stół brakujące 40 złotych. Jakoś nie miał ochoty na ciupagę w głowie… – To co, zwijamy interes?
– Zwijamy. Nie miej do nas żalu. Po prostu fajnie było, ale się nie łopłaca. Chodźta na piwo…
– A co z tymi yeti?
– A pośpią pewnie do jutra. Wywalmy ich do jakiegoś rowu, klatkę trza łoddać…
Jakub ocknął się na skraju łąki. Męczył go kac gigant.
– Ale miałem fajny sen – powiedział do kumpli. – Śniło mi się że jestem niedźwiedziem i sztuki w klatce pokazuję…
– Kurde – mruknął Józef. – Nadal wyglądamy jak niedźwiedzie…
Faktycznie, stroje solidnie przylepione klejem trzymały się fest.
– To chyba nie był sen – Semen popadł w zadumę.
– Wiem, to była wakacyjna przygoda! – rzucił odkrywczo.
To wyjaśnienie jakoś wszystkim przypadło do gustu.
– To co robimy? – zapytał Jakub. – Zdejmujemy z siebie te łachy?
– Poszukajmy jakiegoś zamku – zaproponował Semen.
– Będziemy straszyć turystów…
Wielki Grafoman z zadowoleniem rozejrzał się po zrujnowanym dziedzińcu zamku. Usiadł wygodnie na cembrowinie zasypanej studni.
– Cisza i spokój – powiedział sam do siebie. – Żadnych turystów, żadnego yeti…
Otworzył kajet i zaczął skrobać z mozołem: Zwaliska prastarej fortecy porastała cisza gęsta jak krzaki… Skreślił.
– Źle – mruknął.
… oplatała cisza zawiesista jak mgła. – nagryzmolił.
– A może…
… miękka jak śmietana.
Napisawszy zdanie possał koniec długopisu. Natchnienie jakoś uleciało. Łyknął kapinkę dopalacza i starannie zatkał piersiówkę. Nieoczekiwanie, gdzieś z tyłu, dobiegła go słaba woń jakby butaprenu. Nie zdążył się odwrócić, gdy owłosiony kułak zamalował go w łeb.
– Hy, frajer flaszkę miał – ucieszył się Jakub wyjmując z bezwładnych palców twórcy butelkę. – To co, chłopaki, wypijemy, a potem pozwiedzamy ruiny i poszukamy skarbów?
Semen i Józef uśmiechnęli się szeroko pod maskami. Na szczęście butapren już puszczał…
– A co z tym ścierwem? – stary kozak popatrzył na powalonego.
– A może przebierzemy go w góralski strój i zamkniemy tam? – Józef wskazał niewielką niszę osłoniętą kratą. – A turystom powiemy że to prawdziwy zbójnik. I forsa za oglądanie wpadnie…
– Charoszaja idea – ucieszył się Semen. – W końcu jakoś trzeba zarobić na wakacje…
Uczeń szewca: majstersztyk
Jakub Wędrowycz wsadził wtyczkę do kontaktu i popatrzył w zadumie na swoje dzieło. Stary fotel fryzjerski oplątany został rozizolowanymi miedzianymi drutami. Ciągnął się od niego pęczek kabli, prowadzący do skrzynki z pokrętłem umieszczonej pod blatem stołu. – No to mamy krzesło elektryczne – powiedział staruszek sam do siebie. – Tylko po kiego grzyba jest mi ono potrzebne? Nie umiał odpowiedzieć sobie na to pytanie. Po prostu przed kilku dniami wypił nieco zbyt dużo i miał przeczucie. Przeczucia miewał raz na kilka lat i jeszcze nigdy na tym źle nie wyszedł. Tym razem przeczucie kazało mu zmajstrować krzesło elektryczne.
– No trudno – powiedział egzorcysta. – Później się zobaczy.
Wyłączył gałką obwód i odkorkowawszy flaszkę wypił kilka łyków Perły.
Nad Wojsławicami szalała burza. Dziwna burza.
W lokalnej gospodzie było gwarno i wesoło. Niespodziewanie od strony drzwi powiało chłodem. Rozmowy umilkły. Do wnętrza lokalu wszedł całkiem goły facet. Mężczyzna miał dwa metry wzrostu i był umięśniony jak kulturysta. Za to ptaszka miał całkiem malutkiego. Na ten widok zebrani w knajpie bywalcy wybuchnęli gromkim śmiechem.
Przybysz powiódł po nich wzrokiem. Elektroniczny mózg zdejmował wymiary rechoczących tubylców. Niestety bezskutecznie. Wszyscy bywalcy gospody byli drobni i cherlawi. Próba zdobycia ubrania nie powiodła się. Golas wyszedł przed lokal i potoczył wzrokiem po opustoszałej ulicy. Przed knajpą stał tylko jeden motor. Mężczyzna wsiadł na niego i spróbował odpalić silnik.
– Semen – odezwał się leniwie podpity ajent – Ten naturysta kradnie ci motor.
Semen oderwał półprzytomne spojrzenie od kufla z Perłą.
– Na zdrowie, i tak daleko nie zajedzie – powiedział.
Silnik motoru zawył na wysokich obrotach. Rozległ się wizg opon a po chwili głuchy odgłos zderzenia z latarnią.
– Kierownica się zablokowała – wymamrotał Semen. – A i hamulec jest trochę nie tego…
A potem oparł głowę o stół i zasnął.
Jakub ze zdumieniem patrzył na gołego faceta który wywalił kopem drzwi jego domu i wtarabanił się do środka.
– Cholera – mruknął z uznaniem patrząc na solidne muskuły gościa. A potem zobaczył jego małego ptaszka i zaczął się śmiać.
– Jakub Wędrowycz? – zagadnął kulturysta.
– Tak. A o co chodzi?
– Muszę cię zabić – przybysz uniósł zardzewiałą pepesze wyciągniętą z Jakubowej szopy i pociągnął za spust.
Lufa pepeszy była całkiem zardzewiała za to reszta mechanizmów działała jako tako. Zamek wybuchł kulturyście w twarz, wywalając mu całkowicie jedno oko. Z oczodołu błysnęło coś w rodzaju czerwonej żarówki.
– Klapnij. – Jakub wskazał mu fotel. – Pogadamy. Gość oszołomiony nieco eksplozją usiadł posłusznie.
– Dlaczego chcesz mnie zabić? – zagadnął Jakub nalewając do dwu szklanek spirytusu.
– Za czterdzieści pięć lat twój wnuk stanie się przywódcą ludzkości – powiedział gość. – Przybyłem z przyszłości. Muszę cię wyeliminować.
Jakub poskrobał się po głowie.
– Aha – powiedział. – A po co?
– Żebyś nie zdążył go spłodzić. Znaczy nawet jego ojca. Wnuk Jakuba, Maciuś miał już dziesięć lat, ale egzorcysta krępował się wyprowadzić gołego przybysza z błędu.
– A ty, to znaczy będziesz kto? – zdziwił się staruszek.
– Jestem Terminatorem.
Egzorcysta przeleciał w pamięci wszystkich znajomych rzemieślników, ale nie pamiętał żeby któryś z nich miał dwumetrowego gołego przygłupa jako ucznia.
– Opatrz sobie mordę, bo się wykrwawisz – powiedział życzliwie.