– Ty popierdoleńcu, gdzie nasze łachy? – Jakub zręcznym ruchem nadgarstka wyszczerbił pustą flaszkę o kant stołu.
– Sam kazałeś uprać! Myślałem, że poczekacie w wagonie! – Sasza wyraźnie się zmieszał. Pstryknął palcami i w tej chwili wszyscy trzej byli ubrani. Wprawdzie Jakub miał na sobie mundur Semena, ale dżin następnym pstryknięciem poprawił to.
– Jakie macie drugie życzenie? – zapytał konkretnie.
Kumple popatrzyli po sobie w rozterce.
– Może weźmiemy milion dolarów w banknotach – zaproponował egzorcysta.
– Tylko w zasadzie po jaką cholerę? – wzruszył ramionami Semen. – Co z tym zrobimy? Choćbyśmy kąpali się w szampanie i robili lewatywę z kawioru, to życia nie starczy żeby taką kasę przepuścić. Trzeba było znaleźć ten samowar ze 60 lat temu…
– A może by tak panienki sobie sprowadzić? – zamyślił się Józef. – I troszkę pofiglować.
– Ale viagry nie mamy – ostudził go Wędrowycz. – To dwa życzenia by poszły… A ja to przez całą wojnę żałowałem, że nie udało mi się dorwać tego bydlaka Hitlera…
Kumple spojrzeli na niego z błyskiem w oczach.
– To jest myśl – wycedził Józef. – Ja to mam jeszcze taką karteczkę, co sobie spisałem jak szedłem z drugą armią na Berlin, no wiecie, zestawik tortur, jakby drań wpadł w moje ręce…
– Innymi słowy chcecie, żeby ściągnąć wam Adolfa Hitlera do Wojsławic? – upewnił się Sasza. – Takie jest drugie życzenie?
– No właśnie – kiwnął głową Jakub. – Tylko daj nam z pół godzinki na przygotowania.
Posterunkowy Birski ocknął się z drzemki gdy senną ciszę popołudnia rozdarła seria z karabinu maszynowego.
– Kuźwa co jest? – Zerwał się na równe nogi. Wypadł przed posterunek i zdębiał. Kilkunastu hitlerowców w mundurach SS maszerowało przez miasteczko.
– Film kręcą? – zdziwił się gliniarz. – Dlaczego nic o tym nie wiem?
W tej chwili jeden z nazistów niedbałym gestem wrzucił granat do gospody. Na widok kawałków ciał wylatujących oknem, policjant zrozumiał, że to nie film.
Józef podniósł klapę w podłodze szopy. Trzej przyjaciele zeszli po drabince w ciemną czeluść bunkra. Kiedyś wtargnęli tu gliniarze, został po nich totalny bałagan, poprzewracane skrzynki, oraz odbite w glinie ślady buciorów. Józef odsunął fałszywą ścianę i dumnie wkroczył do zbrojowni. Jej milicjanci nie znaleźli, zadowolili się łupami z pierwszego pomieszczenia. Wzdłuż ściany, zawinięte w natowotowane szmaty, stały karabiny. Część pochodziła z pierwszej wojny światowej, część z drugiej. Był też automat kałasznikowa, który Józef ukradł z radiowozu podczas stanu wojennego ale brakowało amunicji.
– Hy to jest konkret – Semen dźwignął cekaem maxima. – Zupełnie jak w Mandżurii, tylko wtedy to tamci je mieli.
Wędrowycz przebierał w skrzynce z granatami. Gospodarz otworzył szafę. Na wieszakach wisiały w karnym porządku mundury.
– Które bierzemy? – zadumał się.
Egzorcysta aż pozieleniał z zazdrości. On miał tylko kilka i to jugosłowiańskich, a tu były niemal wszystkie używane w obu wojnach światowych. Brakowało tylko carskich, poszły na prezenty dla Semena…
– Kurna mać, co jest grane? – Birski jęcząc przemykał się wzdłuż płotu masarni.
W ciągu kilkunastu minut spokojna mieścina zamieniła się w linię frontu. Wystrzelił dwa przydziałowe naboje do ścigających go nazistów, został mu już tylko jeden. Mieszkańcy po pierwszym zaskoczeniu zaczęli stawiać bohaterski opór. Poszły w ruch widły, brukowce oraz kije bejsbolowe, ale dużo chyba nie zdziałali. W kilku miejscach osady unosiły się już kłęby czarnego dymu.
– Wyleźli z jakiejś dziury w czasie czy to współcześni skinheadzi się tak zabawiają? – zadumał się ukryty w krzakach. – Raczej wyleźli bo skąd skini mieliby taką broń? I co tu, do cholery, robi ten wagonik metra? Spod ziemi ich ktoś wygrzebał?
Jakiś hitlerowiec podpalił właśnie kiosk ruchu opodal.
– Muszę biec do sołtysa, tam jest gorąca linia. – Policjant opanował się wysiłkiem woli. – Trzeba zawiadomić garnizon…
Zbiegł do parowu, przebiegł po nadgniłej kładce, przeciął niedużą pustą parcelę i dopadł stodoły Józefa. Pamięć go nie myliła, między stodołą a szopą była niewielka furtka zamknięta na kłódkę. Odstrzelił ją, poświęcając ostatni nabój. Zanurkował w półmrok wąskiego przejścia. Kibelek, obok klatki z królikami…
Nieoczekiwanie drogę zagrodził mu uzbrojony po zęby Józef ubrany w przedwojenny mundur, obwiesił się taśmami do erkaemu. Przy pasku wisiało pięć granatów. Na głowie miał hełm, służący normalnie do karmienia kur. – A ty co, ocipiał?! – starzec huknął na gliniarza. – Jaka sytuacja?
– Podpalili bibliotekę, zrabowali sklep monopolowy.
– Ilu ich jest? – zapytał rzeczowo Jakub.
Stał trochę dalej, dlatego Birski nie od razu go spostrzegł.
Wędrowycz trzymał w każdej ręce po pepeszy, a przez ramię przerzucił grubą sizalową taśmę od panzerschrecka.
– Przecież myśmy skonfiskowali… – wybełkotał posterunkowy, widząc jak Semen montuje cekaem w koszu motocykla.
– Ładnie byśmy teraz wyglądali, jakbyście wszystko skonfiskowali – parsknął. – Baczność! – huknął niespodziewanie.
Posterunkowy odruchowo wyprężył się jak struna.
– Spocznij. Jaka sytuacja strategiczna?
– Posłusznie melduję, dziesięciu esesmanów z miotaczami ognia podpala bibliotekę gminną.
– Hłe, hłe. Jak żeście ją zrobili w starej synagodze, to nie ma się czemu dziwić – mruknął Jakub.
– Kolejnych dziesięciu obrabowało sklep monopolowy i nosi skrzynki z wódką do banku. Tam chyba mają kwaterę. Reszta lata po mieście i strzela do ludzi.
– Ile ofiar?
– Nie liczyłem, będzie ze dwadzieścia, z tego co widać, bo na ulicach leżą…
– Mają ciężki sprzęt?
– Widziałem koło gospody wagon metra. I mają ciężarówkę, parkuje przed bankiem.
– Poniesiesz. – Jakub wręczył mu skrzynkę z trotylem i zapalnikami. – Idziemy zrobić tu trochę porządku.
– Jedź Chełmską i zaatakuj od tyłu, od strony parku – polecił Jakub, – a my od frontu.
Do mostu dotarli niezauważeni. Esesmani, spaliwszy kiosk, zabrali się za rabowanie sklepu mięsnego.
– Heil Hitler – mruknął Jakub i pociągnął seryjkę z pepeszy.
– Zupełnie jak w czterdziestym czwartym – stwierdził z zadowoleniem Józef.
Strzelił dwa razy, likwidując Niemca, który wybiegł zza węgła. Przyklęknął i oparł rurę na ramieniu.
– Trafisz? – zapytał Jakub z niepokojem. – Mamy tylko jeden.
– Spoko – Józwa założył okulary i wycelował starannie.
Pocisk gwizdnął ogłuszająco. Zaparkowana przed bankiem ciężarówka zakończyła swój żywot efektownym wybuchem. Z drzwi budynku wybiegli jeszcze dwaj naziści, ale Jakub zlikwidował ich od razu. W monopolowym nikogo nie było, tylko resztki chipsów rozsypane po podłodze świadczyły o tym, że ktoś tu buszował.
– Trza iść na placyk, zobaczyć co z biblioteką – mruknął egzorcysta.
W tej chwili gdzieś z boku doleciały ich odgłosy eksplozji a potem regularna palba karabinowa. Pognali. Spóźnili się haniebnie. Wszyscy Niemcy leżeli podziurawieni jak sita. Birski rozejrzał się i zmartwiał.
– O kurde – jęknął. – Przecież rewidowaliśmy, konfiskowaliśmy… Tyle lat…
Na placu zebrali się chyba wszyscy mieszkańcy Wojsławic, od siedmiolatków, po starców pamiętających jeszcze cara. I wszyscy byli uzbrojeni po zęby. Powyciągane ze strychów karabiny lśniły smarem.
– Hitler siedzi w banku! – krzyknął Jakub. Odpowiedziała mu ponura palba w niebo.