Teraz przydała się skrzynka dźwigana przez Birskiego. Trzydzieści kilogramów trotylu. Założyli ładunki z trzech stron. Od frontu się nie dało bo esesmani byli czujni i strzelali przez okna. Nadjechał Semen. Lufa maxima jeszcze dymiła.
– Skasowałem trzech – pochwalił się.
– A dla nas prawie nie zostało – zrzędził Jakub. – Jeszcze tylko tu się bronią. Ale zaraz wykurzymy.
– Sporo tego – stary kozak z niepokojem popatrzył na kostki i zapalniki.
– Musimy walnąć naprawdę mocno. Tam w środku jest stalowy sejf, wielki jak cały pokój. Jeśli Hitler siedzi w środku…
– A chyba że tak. Takiej ilości trotylu to nawet sejf nie wytrzyma
– Wszyscy w tył! – krzyknął Jakub podpalając lont. Wybuchło naprawdę pięknie. Gdy opadł pył, a z nieba przestały spadać cegły i kawałki stropów, okazało się, że Semen jednak nie miał racji. Sejf wytrzymał. Za to okoliczne budynki – nie. Także trupów przybyło.
– To się trochę wymyka spod kontroli – powiedział w zadumie egzorcysta.
Birski z malowniczo urwaną głową spoczywał opodal.
– Znam szyfr – przez tłum przepchnął się dyrektor banku. Chwilę potem wywlekli ze środka Adolfa. Zaraz też znalazła się lina i Hitler zadyndał na latarni.
W tej chwili na rynek wjechał radiowóz. Rowicki wyskoczył ze środka jak diablik z pudełka.
– Co tu się, do cholery, dzieje?! – zawył widząc trupy i ruiny. – Jesteście wszyscy aresztowani!
Dżin zmaterializował się oparty o latarnię, na której wisiał Adolf.
– No, teraz chyba jesteście zadowoleni? – zagadnął.
– Składam reklamację – mruknął Jakub i złośliwie skręcił kranik.
Zostaw to, dobrze? Co wam się nie podoba?
– Miał być Hitler, a ty ściągnąłeś z nim kilkudziesięciu uzbrojonych bydlaków.
– Powiedział, że to jego ochrona. Myślałem… auuu.
– Następnym razem nie myśl, tylko wykonuj polecenia – warknął Jakub. – Albo ci wsadzę ten wagonik, gdzie słoneczko nie dochodzi…
Sasza pokiwał potulnie głową i pstryknął palcami. Trup Adolfa zdematerializował się, bank znowu był cały, chałupy wokoło też uległy odbudowaniu. Nieboszczycy podnieśli się zaskoczeni z chodników, broń znikła ludziom z rąk.
– Zmodyfikowałem im pamięć, żeby nie było kłopotów – pochwalił się Sasza.
Wrócili do chałupy Józefa, bo było bliżej.
– Zostało jedno życzenie – mruknął Jakub. – Ale musimy to dobrze przemyśleć. – Czego to ludzie sobie życzą? Zazwyczaj forsy, ale to już mam, władzy, cholera wie po co…
– I dzikiego seksu z pięknymi kobietami, ale to nie w naszym wieku – dodał Józef.
– A ja słyszałem, że każdy facet chce mieć dużego ptaka – dodał Semen. – doktor Freud, jak kiedyś się ochlaliśmy mówił…
– Jakub wyjął fujarkę z rozporka, strzelił jak z bata i zabił muchę chodzącą po ścianie.
– W sumie i tak mam za długiego – mruknął. – Mało to razy przydeptałem?
– To może skrócić? – zaproponował Sasza.
– A, przywykłem – schował narząd na jego miejsce, a końcówkę wpuścił w cholewę buta. – Trzeba wymyślić coś szczególnego, dobrego, czystego…
– To można i bez czarów, wystarczy umyć słonia – kozakowi przypomniał się dowcip z czasów jego młodości.
Kumple słyszeli to już tyle razy, że nawet się nie roześmieli.
– A może jednak puścić wódkę z kranów – rozważał egzorcysta. – Tylko kto wtedy będzie kupował mój bimber?
– To ja się trochę przejdę a jak wymyślicie zawołajcie. – zaproponował dżin i zniknął.
– A może powinniśmy sobie sprawić nowe zęby? – zamyślił się Józef. – Albo może po koniku?
– Całą wannę kawioru – zapalił się Semen. – Tylko, cholera, po co aż tyle? Zanim zjemy, zepsuje się.
– Hy, to zamówmy mniej? – zasugerował Jakub.
– Mniej to można kupić w sklepie… A jakby tak wrócił car? Za cara było najlepiej.
Kumple popatrzyli po sobie.
– Nie ryzykowałbym – mruknął egzorcysta. – Może i było, ale ten popieprzony dżin zawsze wszystko schrzani. Ja tam nie mam ochoty iść piechotą w kajdanach na Sybir. A to ostatnie życzenie. W razie czego nie zdołamy odwołać…
W tym momencie ze strychu rozległ się rumor i brzęk upuszczanego kanistra. Kumple rzucili się przez kuchnię do sionki i szybko wdrapali po drabinie na górę. Dżin leżał wyciągnięty na podłodze, obok spoczywał, pusty już, blaszany kanister po bimbrze.
– O żesz ty! – wydarł się Józef. – Pięć litrów wysuszył…
– Oj tam, odkupię – wybełkotał Sasza i pstryknął palcami. Na pokrytej kurzem podłodze wyrosło dziesięć butelek szkockiej whisky.
– Wymyśliliście trzecie życzenie? – zapytał i spojrzał na nich półprzytomnie.
– Cóż – mruknął Semen. – Widziałem Wojsławice sto lat temu, a chętnie zobaczyłbym je za następne sto lat. Przenieś nas na godzinkę pod koniec XXI wieku.
– Już się robi.
– Nastąpił huk i Sasza zniknął. Razem z nim wyparowały flaszki i znaczna część kurzu.
– Kurde, za trudne dla niego – ucieszył się Jakub. Jednak Józef w milczeniu pokręcił głową.
– Coś mi się tu nie zgadza – mruknął. – Tu nigdy nie było tak czysto.
Podeszli do okienka i wyjrzeli. Od chałupy do rzeki ciągnął się parczek, trawa i palmy bananowe. Za rzeką wznosił się wysokościowiec.
– Hy – ucieszył się Jakub. – Klimat się polepszył. Tylko co tam jest napisane?
– Nie wiem, nie rozumiem po chińsku – mruknął Semen. – To co robimy, siedzimy tu czy idziemy?
– W zasadzie to nigdy nie pędziłem bimbru z bananów – zadumał się Jakub.
Podnieśli klapę i tu spotkało ich pierwsze rozczarowanie. Pod spodem nie było drabiny.
– Zaiwanili mi drabinę – jęknął Józef. – Nowiutką…
– Gdzie tam nowiutką – ostudził go Semen. – Teraz to ma ze sto lat. – Skaczemy? Nie jest wysoko…
Zeskoczyli i weszli do kuchni. Wszystko w zasadzie zostało na swoim miejscu, piec i stół, tylko ogrodzono je czerwonym sznurkiem. Karteczka po rosyjsku i chińsku ostrzegała żeby nie dotykać eksponatów. Zajrzeli do pokoju, tu okazało się, że z oryginalnych mebli nic nie zostało, zastąpiły je pochodzące z tej samej epoki, ale jednak inne.
– No cóż – mruknął Józef. – Dlaczego akurat z mojej chałupy zrobili muzeum?
– Może twoje wnuki dokonały jakichś bohaterskich czynów? – Semen poskrobał się po głowie. – Dobra. Wiecie co, napiłbym się piwa.
– Zaraz, zobaczmy całe muzeum – Józef pchnął drzwi do pomieszczenia naprzeciwko.
Pośrodku stała aparatura bimbrownicza. Obok na krzesełku siedział manekin z białą laską w dłoni.
– Ojojojoj – kozak odczytał tabliczkę. – Tu piszą, że tak w prymitywnych warunkach produkowano alkohol, który stawał się przyczyną ślepoty i licznych chorób.
– Nikt nigdy nie oślepł od mojego bimbru! – obraził się Józef.
– I jest informacja, że światowy internacjonał feministyczny zakazał produkcji sprzedaży i konsumpcji alkoholu na kongresie w roku 2043.
– To tu już jest 50 lat prohibicji – Jakubowi zaświeciły się oczy. – Chłopaki, wiecie jaką kasę zarobimy? Wszyscy muszą być totalnie wyposzczeni…
Wyszli przed dom i zatrzymali się jak wryci. Stodoła, obora i szopa znikły bez śladu. Na miejscu gospodarstwa sąsiadów znajdował się park, a dalej jakieś szklane hale. Za nimi sterczały w niebo kolejne wysokościowce.
– Zapierdolę ich!!! – zawył Józef.
Odwrócili się i spostrzegli, że ich przyjaciel czyta tablicę umieszczoną na ścianie chałupy.
Prymitywne budownictwo polskie doby postkomunistycznej – głosił napis po rosyjsku.
– Jak to prymitywne? – wydarł się. – Najfajniejsza chałupa we wsi a oni napisali prymitywne?!